To jest opowiadanie, które napisał mój kolega z liceum, który miał literackie zacięcie, a jego tematem jest nasz inny kolega z liceum - Piotr Jako współautorka - dostarczycielka informacji do tekstu, mam do niego prawa. Jego fragmenty były kiedyś umieszczone w sieci, ale gdzieś zaginęły. Opowiadanie jest oparte na faktach, ręczę za to, a jego bohater jest realnie żyjącym człowiekiem. Trochę już czasu minęło od tych wydarzeń, ale jakoś ciągle mi siedzi w głowie ta cała historia, bo rzeczywiście była dość niezwykła i nieoczywista. Chyba raczej dla dziewczyn i kobiet, bo głównym bohaterem jest chłopak, wyjątkowo hojnie obdarzony przez naturę A, i jeszcze dodam, że nie jestem żadną z żeńskich bohaterek tej historii (niestety).
**
Piotra znam jeszcze z czasów licealnych, ponieważ chodziliśmy przez trzy lata do jednej klasy. Co powinniście wiedzieć o Piotrze? To taki typ, który najbardziej podoba się starszym nauczycielkom i tym „grzeczniejszym” uczennicom. Miły, sympatyczny, w miarę inteligentny, trochę nieśmiały, spokojny, rozsądny chłopak – takie recenzje zbierał Piotr przez całe liceum. W dodatku katolik, może nie jakiś fanatyczny, ale z pewnością kierujący się zasadami i „wartościami”. Piotr od zawsze mówił, że przeznaczeniem faceta jest małżeństwo i spłodzenie gromadki dzieci. Bardzo doceniał kwestię zachowania czystości do ślubu – jest to dowód, że poważnie traktujesz swoją drugą połówkę – mówił. Oczywiście nie było tak, że Piotr całe dnie spędzał w kościele, co to to nie. Nie był też typem nawracacza, spokojnie wyrażał swoje zdanie, czasami coś tam marudził o tym, że świat teraz za bardzo idzie w stronę wolności, a seriale promują niedobre wzorce wychowawcze, ale nie był jakoś bardzo nachalny. Dał się lubić. Trzeba przyznać, że naprawdę był sympatycznym kolesiem, uzdolnionym matematycznie i informatycznie, koleżeńskim i niezwykle przyjaznym. No, może trochę flegmatycznym, takim wiecie „rozlazłym” w obejściu - mówił spokojnie, rozciągając słowa i uśmiechając się głupkowato. Taki był trochę rozmemłany. Nauczycielki mówiły o nim: „wspaniały, spokojny chłopak”, a Piotr chyba nigdy nie zawiódł ich oczekiwań. Nikt w liceum nie słyszał, aby Piotr kiedykolwiek przeklął, czy zachował się niewłaściwie. W dodatku był dość przystojny, nienachalnie przystojny; w taki sposób, jaki podoba się starszym nauczycielkom i „grzeczniejszym” uczennicom (wysoki ciemny blondyn o szaroniebieskich oczach, krótko obciętych włosach, dużych, szerokich ustach i gładkiej, lekko różowej twarzy), a fakt, że znajdował czas i na naukę, i na taniec towarzyski, który uprawiał, sprawiło, że wokół Piotra ciągle kręcił się wianuszek dziewczyn. Ach, nasz Piotruś jest taki podobny do księcia Williama, nie uważacie? - ekscytowały się dziewczęta i stare nauczycielki. Założę się, że większość z jego koleżanek marzyła, aby stać się tą „jedną jedyną”, dla której Piotr zachowa czystość, z którą będzie miał dzieci i domek za miastem.
Z początku te kilka faktów – spokój, łagodność i nieśmiałość Piotra, a także obracanie się prawie wyłącznie w towarzystwie dziewczyn, zmyliły mnie, co do jego orientacji. Były chwile, że byłem niemal pewien, że Piotr jest gejem, albo że może nim być. O gejach Piotr miał taką opinię, jak większość katolików, chociaż czasami sprawiał wrażenie, że w ogóle nie wierzy w ich istnienie, albo że ten temat go po prostu zawstydza, bo rumienił się kiedy ktoś go poruszał, albo głupkowato uśmiechał. Tym razem jednak mój radar mnie zmylił – prawda była taka, że Piotr był stuprocentowym heterykiem. To wszystko w oczach szkoły i nauczycieli pracowało bardzo na plus dla niego. Tak widział go ogół.
Trochę inaczej widzieliśmy Piotra my, czyli męska część klasy maturalnej. Generalnie Piotr był lubiany, przez dziewczyny i przez chłopaków, z tym że zdecydowanie wolał towarzystwo dziewczyn. Jednakże jako najlepszy mózg w klasie, jeśli chodzi o matmę i fizykę, często ratował z opresji któregoś z nas, podrzucając właściwą odpowiedź na sprawdzianie, albo na szybko odrabiając zadanie domowe. Dlatego cieszył się szacunkiem większości. Tak to wyglądało oficjalnie.
Są jednak sytuacje, w których poznaje się pewne rzeczy mniej oficjalnie – a taką sytuacją były chwile spędzone w szatni przed lekcjami W-fu.
Piotr zaczął brać w nich udział dopiero w klasie maturalnej – wcześniej miał zwolnienie z powodu jakiejś tam astmy, alergii, czy czegoś w tym rodzaju, i wcale się nie pojawiał. Ale kiedy się pojawił, to od razu z wielkim hukiem.
No więc sytuacja była taka: siedzimy w tej szatni wszyscy i przebieramy się do zajęć. Chłopaki zdejmują spodnie, a potem wkładają na tyłki spodenki gimnastyczne albo dresy. Oczywiście w tym czasie odbywają się normalne gadki, przeważnie na niezbyt wysokim poziomie.
Piotr jest wśród nas, mimochodem zsuwa swoje dżinsy, pod którymi ma idealnie dopasowane slipki koloru jasnozielonego. I nagle, niektórzy kątem oka, inni wprost, dostrzegają, że w slipkach Piotra jest naprawdę ciasno. Albo inaczej – zawartość slipek Piotra jest naprawdę duża. A nawet, przyznam to szczerze - bardzo duża.
Nie spodziewałem się takiego widoku, no i chyba nikt się nie spodziewał, bo zapadła wśród nas lekka konsternacja, potem nastąpiły głupkowate śmichy chichy, aż w końcu Siwy, klasowy cwaniaczek, powiedział z nieukrywanym podziwem:
- E no, stary! To ja się teraz kurwa nie dziwię, dlaczego laski tak za tobą latają!
Wszyscy zaczęli się śmiać, ale Piotr chyba nie za bardzo zrozumiał o co chodzi, prawdopodobnie pomyślał, że Siwy komplementuje jego ogólny wygląd, więc zrobił się tylko czerwony i powiedział:
- Weź przestań.
A potem szybko włożył dres i czmychnął z szatni.
Piotr rzeczywiście nie zajarzył na samym początku o co właściwie chodziło Siwemu. Nie był zbyt lotny w takich sprawach. Potrzebował tygodnia, aby się zorientować.
W następnym tygodniu miał na sobie jasnoniebieskie slipki, rzecz jasna tak samo wypchane. Wtedy Tomek, kumpel Siwego i klasowy prześmiewca podszedł do Piotra i zapytał, siląc się na poważny ton, bardzo udanie imitujący kazania naszej wychowawczyni:
- Piotrze, zapytam wprost: dlaczego wpychasz sobie skarpetki do majtek?
No i wtedy Piotr załapał. A jak załapał, to uśmiechnął się głupkowato, w ten swój rozmemłany sposób, zaczerwienił jak burak, a potem wsunął swoje dresy, powiedział do nas: - Ale macie poczucie humoru … i wyleciał z szatni.
Nie muszę dodawać, że nigdy potem nie przebierał się przy nas. Robił to chyba w łazience, bo zawsze był przebrany przed nami.
Potem temat ucichł na jakiś czas, chociaż mam wrażenie, że chłopaki nabrali do Piotra jeszcze więcej szacunku, choć nie okazywali tego jakoś przesadnie, ale to było czuć w powietrzu.
W tym czasie zacząłem fantazjować o Piotrze. To dziwne, bo wcześniej nie przypuszczałem, że akurat ten rozmemłaniec – ulubieniec wszystkich, prymus i katolik, może stać się obiektem moich marzeń podczas jazdy ręcznej. Najczęściej wyobrażałem sobie scenkę, w której Tomek pyta Piotra, dlaczego wkłada sobie tam skarpetki, a Piotr odpowiada, że niczego tam sobie nie wkłada, i że może to udowodnić. No i udowadnia.
Tak się tym zakręciłem, że zaraz przed maturą miałem tylko dwa marzenia: zdać ją i dostać się na studia, oraz zobaczyć to, co Piotrek ma w slipkach.
To pierwsze marzenie się spełniło. Drugie spełniło się Siwemu, który przypadkiem ( jego nazwisko, tak samo jak nazwisko Piotra, rozpoczynało się na literę R ), znalazł się obok Piotra podczas badań lekarskich na komisji poborowej.
To, co tam się zdarzyło, przypominało jakąś początkową scenkę z taniego gejowskiego pornola i było dla Piotra wielkim szokiem.
Otóż Piotr i Siwy wchodzili do sali lekarskiej jako ostatni tamtego dnia. Po badaniu ogólnym, młody lekarz prosił za parawan, za którym każdy badany musiał na chwilę zsunąć majtki i pokazać doktorkowi, co tam ma, a raczej, czy wszystko ma na swoim miejscu. Zazwyczaj trwało to sekundy, ale kiedy Piotr za parawanem zsunął swoje slipki, młody doktorek podobno westchnął z wielkim podziwem:
- No no no. Czym ty go karmisz, chłopaku, że tak urósł?!
Siwy był badany niedaleko i wszystko usłyszał, a może nawet coś zobaczył. A potem dostrzegł, że Piotr wychodzi zza parawanu totalnie czerwony, zmieszany, zawstydzony, no i oczywiście z tym głupim rozlazłym uśmieszkiem na gębie. A, że Siwy znany był z tego, że nie trzymał języka za zębami, dość szybko o tym, co zaszło na komisji poborowej, dowiedzieli się prawie wszyscy.
Najpierw my, czyli chłopaki z maturalnej. Potem chłopaki z innych klas. Potem dziewczyny z maturalnej. Potem inne dziewczyny. A jakoś tak przed Studniówką wiedziała już chyba cała szkoła.
Reasumując – w obieg poszło info, że Piotr ma dużego. Największego w szkole. I, że to pewne na sto procent.
Nie muszę chyba dodawać, że Piotrowi nigdy w życiu nie zależało na tego typu sławie, dlatego czuł się bardzo głupio. Nagle wokół niego zaroiły się dziewczyny, w jakichś niesamowitych ilościach. Jedne życzliwe i, przynajmniej oficjalnie, zauroczone inteligencją oraz zasadami Piotra, inne, takie jak Ewelina i Kamila – skuszone ciekawością i chęcią sprowokowania jakiejś hecy (były z tego znane w całej szkole).
Piotr, można powiedzieć, stał się gwiazdą. Apogeum jego popularności nastąpiło na Studniówce, podczas której obtańcował dosłownie wszystkie dziewczyny z klasy, a także partnerki pozostałych maturzystów i nauczycielki, które nie wiedziały rzecz jasna o tym, co Piotr ma w slipkach, ale i tak za nim przepadały.
Doszło nawet do małego skandalu, ponieważ Ewelina, która wzięła sobie Piotra na celownik (wszyscy wiedzieliśmy, że to oznacza, że prędzej, czy później go po prostu przeleci, były nawet zakłady jak szybko to zrobi), sprzątnęła go dosłownie sprzed nosa, dziewczynie, z którą przyszedł, i długo tańczyła z nim „wolne tańce”, przez co partnerka Piotra nie wytrzymała i opuściła imprezę w połowie, oczywiście z płaczem.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że Piotr pierwszy raz chyba zachował się jak palant, co potem mu wytłumaczyliśmy na osobności. Piotr przyznał, że mamy rację, że jest mu bardzo głupio, że dał plamę, że pojedzie z kwiatami i przeprosi koleżankę.
Nie wiem jak tam było, ale nigdy potem nikt nie widział więcej tej dziewczyny w towarzystwie Piotra.
Za to Ewelina, razem z Kamilą już do samej matury kręciły się przy Piotrze na każdej przerwie, coraz nachalniej i coraz bardziej irytująco. Każdy głupi widział, że coś knują, ale nie Piotr. Ten jak zwykle był kompletną, rozmemłaną niemotą. Kilka osób zauważyło, że obie są dla niego bardzo miłe, ale za jego plecami mówią o nim: „lamus”, albo po prostu „ciota”.
Potem była matura i wszystko dosyć szybko się potoczyło. Nerwy, następnie znowu nerwy, bo egzaminy na studia, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Dostałem się na UJ i przygotowywałem do wyjazdu do Krakowa.
Z Piotrem straciłem kontakt i nie wiedziałem, jak potoczyły się sprawy. Któregoś dnia znajoma z liceum powiedziała mi, że Piotr dostał się na dwie uczelnie, z rewelacyjnymi wynikami: na wydział matematyczny UJ, oraz na …. Uniwersytet Rolniczy (!). Ku zdumieniu wszystkich, wybrał tę drugą uczelnię i postanowił uczyć się jak hodować kury, konie i krowy; jak siać zboże i takie tam.
Tyle wiedziałem, i w zasadzie przez cały pierwszy rok moich studiów nie miałem z Piotrem żadnego kontaktu.
Po skończeniu pierwszego roku, jakoś tak na początku wakacji, spotkałem Piotra na Starym Mieście. Wpadliśmy na siebie po prostu. Przywitaliśmy się, a potem zaproponowałem wspólną kawę w najbliższej kawiarni.
Z pozoru Piotr się nie zmienił jakoś specjalnie. Nadal był trochę rozmemłany, spokojny, leniwie uśmiechnięty i przesadnie kulturalny. Miał na sobie granatowe dżinsy, odważne jak na niego, bo bardzo obcisłe, świetnie eksponujące biodra i nogi.
Pierwszy raz zauważyłem, że Piotr ma niesamowite nogi, i w ogóle, kurcze, ten gość, ta rozlazła buła z liceum - był seksowny. Naprawdę mógł się podobać.
Długo gadaliśmy przy tej kawie. O naszych studiach, o planach na przyszłość. A potem jakoś tak zaczęliśmy wspominać liceum, i zapytałem od niechcenia, jak to się wszystko potoczyło, z Eweliną i tak dalej.
Wtedy Piotr zrobił bardzo zmartwioną minę – chłopak był naprawdę przygnębiony, i powiedział, że dużo by opowiadać, że na pewno mnie zanudza, że trzeba by więcej czasu, że to dla niego trudne i takie tam.
A ponieważ czasu mieliśmy sporo, zaprosiłem Piotra na swoją stancję, która akurat stała zupełnie pusta, i gdzie akurat znajdowało się parę butelek wina po współlokatorach.
Na stancji, przy winku, Piotrowi rozwiązał się język, i w ten sposób dowiedziałem się ze szczegółami, których bym od niego nawet nie oczekiwał, jak potoczyła się tamta historia.
Tak jak przypuszczałem, Ewelina zagięła na Piotra parol. Do samej matury, a także potem, aż do wyjazdu Piotra do Krakowa na studia, kręciła się koło niego.
Któregoś dnia, kiedy Piotr jak zwykle, udał się na spacer z psem, nad rzekę i do lasu (Piotr bardzo sobie ceni „kontakt z przyrodą”), zauważył Ewelinę i Kamilę, jak chowają się za krzakami, tak jakby się zaczaiły, albo nawet śledziły go. Piotrowi zrobiło się głupio. Poczuł się niepewnie. Muszę tu dodać, że Ewelina była absolutnym przeciwieństwem kandydatki na dobrą żonę dla Piotra. Chodziła do drugiej klasy i miała opinię szkolnej zdziry. Wysoka, postawna blondyna, trochę panna solarianna, trochę tipsiara, bez przerwy w mini. Ten typ. Nie była tak głupia, na jaką wyglądała, raczej cwana i dość wulgarna. Mówiło się, że zawsze zdobywa to, co zechce. Dobre oceny, najlepsze role w szkolnym teatrze i najlepszych chłopaków. Ktoś taki kompletnie nie pasował do Piotra – wszystkie grzeczne niunie, które miały ochotę zostać jego dobrą żoną i rodzić mu dzieci, natychmiast znienawidziły Ewelinę, bo wyglądało na to, że coś się między nimi kroi.
Jej przyjaciółka Kamila, nieco drobniejsza, nieco bardziej ogarnięta jeśli chodzi o styl, była pod wielkim wpływem Eweliny i od początku czułem, że coś kombinowały.
Miałem rację. Tamtego dnia, gdy Piotr spacerował po lesie ze swoim psem wilczurem, zaczaiły się na niego i, kiedy Piotr wkroczył na jedną z leśnych ścieżek, wyłoniły się przed nim i zaczęły go po prostu podrywać. Na początku dosyć grzecznie – Ewelina miała niezłą nawijkę w takich sytuacjach:
- No i co, Piotrek, powiesz nam w końcu, czy masz jakąś dziewczynę?
- Nie mam, już ci kiedyś mówiłem – odpowiedział speszony Piotr.
- A to dziwne, taki facet jak ty? Chyba mi nie powiesz, że żadna ci nie mówiła, jaki jesteś fajny?
- No w ten sposób nie mówiła …
- Dziwne. Bo ja uważam, że jesteś fajny. Obie tak uważamy z Kamilą.
- Najbardziej intrygujący facet w szkole – dodała Kamila.
I tak sobie szli przez las, laski nawijały, a Piotrowi było totalnie głupio i był speszony. A, że był niemotą i jak zwykle nie wyczaił do czego wszystko zmierza i nie zareagował tak, jakby dziewczyny sobie życzyły, zniecierpliwiły się trochę i zaczęły komplementować go coraz odważniej:
- Powinieneś mieć dziewczynę, która by ci dała wszystko, na co zasługujesz. Taki zajebisty koleś powinien mieć zajebistą laskę. Może nawet dwie zajebiste laski.
Kiedy Piotr nareszcie zaczął kapować o co chodzi, dziewczyny otoczyły go, lekko przyparły do jednego z rosnących przy ścieżce drzew, a ręka Eweliny bardzo szybko znalazła się między nogami zszokowanego Piotra. Ewelina chwyciła śmiało zawartość jego dżinsów i zaczęła masować ją przez materiał, podobno bardzo umiejętnie. Kamila w tym czasie stała obok na czatach i rozglądała się, czy nikt nie idzie. Wszystko więc było zaplanowane.
Piotr oczywiście próbował się jakoś bronić, i jak zwykle zaczął głupkowato się uśmiechać (tak to sobie wyobrażam), mówiąc tym swoim rozlazłym, flegmatycznym głosem: „dajcie spokój, dziewczyny”, „co tu się dzieje?”, ale Ewelina nie miała zamiaru dać spokoju i zaczęła profesjonalny masaż. Piotr jeszcze przez chwilę się bronił, ale zauważył ze wstydem, że ….
- No wiesz, – powiedział mi… – Trochę wstyd, ale… moje ciało zaczęło … reagować. Bardzo zdecydowanie reagować.
- Jezu, jaki wielki! – zauważyła autentycznie zszokowana Ewelina, a Kamila natychmiast zostawiła punkt obserwacji i przybiegła zobaczyć.
Piotr zaczynał się poddawać, tym bardziej, że jego penis już ledwie mieścił się w spodniach. W końcu oparł się o drzewo i pozwolił Ewelinie uwolnić go z tej ciasnoty.
- Wow! – zawołała Ewelina.
- O kurwa! – westchnęła Kamila.
Obciągały Piotrowi na zmianę. W deszczowy, chłodny dzień pod drzewem przy leśnej ścieżce.
Najpierw robiła to Ewelina, a Kamila stała na czatach, a potem się wymieniały. Pies Piotra usiadł obok i przyglądał się wszystkiemu, co się działo. Pewnie widział, jak obie przyklękają pod jego panem i jednocześnie zajmują się jego imponującym narzędziem.
Piotr poddał się zupełnie, oparł głowę o drzewo i zrobił coś, czego nie zrobił publicznie nigdy przedtem. Jęknął cicho:
- Kurwa ...
Muszę przyznać, że wtedy, gdy mi to opowiadał, ja także po raz pierwszy usłyszałem przekleństwo w ustach Piotra, i muszę przyznać, że mnie to podekscytowało. Grzeczny chłopiec okazał się całkiem niegrzeczny.
- Ale wiesz, co one robiły z moim…. penisem? – zapytał mnie najwyraźniej nadal zszokowany.
- Nie! Co robiły? - zgrywałem się.
- Wyrywały go sobie …
- Nie gadaj!
- Dosłownie jak psy walczące o kość … (szkoda, że nie widzieliście jego zawstydzenia w tym momencie).
- Chyba suki – zaśmiałem się.
- Przestań, nie mów tak ... (cały Piotr).
- Ale było ci dobrze, tak?
- No… w sumie nie można powiedzieć, że to było nieprzyjemne – lawirował. - Właściwie to było …. to było dziwne.
- Przyznaj się, podobało ci się – zaczepiałem go nadal.
- No dobrze. Wiem, że to nie w porządku, że złamałem moje zasady i tak dalej. Że to bardzo głupie, co zrobiłem, jest mi naprawdę strasznie głupio …
- Podobało ci się …. – nakręcałem go.
- Bardzo mi się podobało – wyszeptał Piotr, zaczerwienił się jak burak i wypił spory łyk wina prosto z butelki.
Sytuacja w lesie skończyła się tak, że dziewczyny wydoiły Piotra pod drzewem, w biały boży dzień. Zrobiły mu mistrzowskiego loda, z naprawdę wielką ilością „bitej śmietany” (tak, nazwał to bitą śmietaną). Piotr wystrzelił z siebie tak wielką jej porcję, że sam był tym zdziwiony:
- O rany – rumienił się, nieco już wstawiony, – nigdy nie myślałem, że mogę … tego tyle mieć.
Po tym jak Piotr pozbył się ciężaru z jąder, a dziewczyny wycierały twarze chusteczkami, jeszcze długo nie mógł dojść do siebie, miał problem z oddychaniem i ogólnie był w takim szoku, że stał pod tym drzewem jeszcze dobre parę minut, łapiąc powietrze i próbując wrócić do rzeczywistości.
- Co jest, Piotrek? – zapytała ze śmiechem Ewelina. Nie mamy zamiaru wzywać tu karetki!
Piotr podciągnął spodnie, zapiął kurtkę, zawołał psa i przypiął mu smycz, a potem jak dżentelmen odprowadził dziewczyny do domu.
Zabawna historia, co? Koleś, który przez całe swoje dotychczasowe życie, zapiera się, że czystość małżeńska jest święta, że liczy się tylko trwała relacja, zakończona kościelnym ślubem i gromadą dzieci, traci prawictwo z dwiema szkolnymi tipsiarami naraz, potem się obwinia i tłumaczy, ale generalnie było mu zajebiście dobrze, tak dobrze, że chciałby to powtórzyć i zaproponować Ewelinie związek (jednak Ewelinie, a nie Kamili).
A ponieważ, tak, jak się domyśliłem już w Liceum, Ewelinie chodziło tylko i wyłącznie o zdobycie takiego trofeum, jakim był fiut Piotra, „największy w szkole”, i ponieważ w końcu zdobyła to, czego chciała; a samego Piotra nadal uważała za „cieniasa”, „ciotę” i „lamera” – sprawa przybrała smutny obrót.
Piotr chodził po tym wszystkim tak strapiony (przecież niedługo miał jechać na studia do Krakowa), że w końcu zdobył się na odwagę i zadzwonił do Eweliny, żeby powiedzieć jej, że mogliby spróbować ze sobą być, o ile oczywiście ona chce. Biedaczek był trochę niedzisiejszy i nie wyobrażał sobie, aby mógł postąpić inaczej, po tym co zaszło, i na co się zgodził.
Ewelina go oczywiście wyśmiała:
- Nie obraź się Piotrek, ale chyba cię pojebało. Sorry, raczej nie wyobrażam sobie żebym mogła być z tobą. Jesteś dla mnie trochę za spokojny. Przyznaję, że masz zajebistego. Najlepszego jakiego widziałam. Z resztą Kamila uważa tak samo, ale to co innego. Jesteś okropnym nudziarzem. Możemy się spotkać od czasu do czasu, mogę zrobić ci laskę, możemy to robić we dwie z Kamilą, ale to wszystko. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie obraź się Piotrek, ale tacy jak ty są dla nas raczej lamerami.
Piotr się załamał. Poczuł się potraktowany przedmiotowo, oszukany i „prawie zgwałcony”.
Jak się okazało, od samego początku, odkąd po liceum rozeszła się fama, jakoby Piotr posiadał w spodniach tak dorodny okaz, Ewelina postanowiła, że musi ten okaz upolować. I udało się jej (zawsze się jej udaje).
Piotr wpadł w małą depresję, pojechał na studia całkowicie rozwalony psychicznie, z Eweliną zerwał wszelki kontakt, poszedł do spowiedzi i obiecał sobie, że odnowi swoje przysięgi i postara się znów – o ile to jeszcze w ogóle możliwe - wkroczyć na ścieżkę katolickich zasad. Opowiadał mi to z wielkim przejęciem.
Więc Piotr przybył do Krakowa i rozpoczął pierwszy rok studiów na Akademii Rolniczej. A jako, że zamierzał być pilnym studentem, zrezygnował z akademika na rzecz wynajęcia pokoju „obok właściciela”. To było zdecydowanie tańsze niż samodzielna stancja, a w domu Piotra się nie przelewało. Zamieszkał w kamienicy na Podgórzu u kobiety, imieniem Teresa, właścicielki dwupokojowego mieszkania.
Pani Teresa była „na oko po czterdziestce”, ale „bardzo dobrze się trzymała” – jak stwierdził. Była miła, udostępniła Piotrowi pokój w wyizolowanej od reszty części mieszkania, i nie brała zbyt wiele za miesiąc. Piotr był zadowolony. Po powrocie z uczelni mógł liczyć na posiłek i rozmowy w kuchni. W sumie, jak stwierdził, dobrze się złożyło, bo nie czuł się dzięki temu samotny w pierwszych miesiącach pobytu w Krakowie, a rozmowy z właścicielką mieszkania pomagały także leczyć „zawód miłosny” pt. Ewelina. Trwało to trzy miesiące, a gdzieś tak po Nowym Roku, Piotr otrzymał informację, że oboje jego rodzice stracili pracę jednocześnie, w związku z tym nie będzie mógł pozwolić sobie na dalszy wynajem u pani Teresy. Chłopak się podłamał, bo jego studia także wisiały teraz na włosku. Mnóstwo zajęć na uczelni nie pozwalało mu na pracę poza weekendami, więc był zmuszony zamieszkać na waleta u znajomych.
Pewnego wieczora opowiedział o tym pani Teresie przy wieczornej herbatce w kuchni, wyjaśniając dlaczego musi się wyprowadzić.
Pani Teresa wpadła jednak na inny pomysł. Pozwoli Piotrowi zostać, dopóki sytuacja jakoś się nie znormalizuje, a Piotr w zamian będzie pomagał jej w pracach domowych tj. odkurzanie, mycie okien, zakupy itp.
Piotr oczywiście bardzo się wzbraniał, ale w końcu jakoś dał się przekonać. Wyglądało to mniej więcej tak, że przez pięć dni w tygodniu, wszystko było po staremu, a w weekendy Piotr zajmował się sprzątaniem. Sprzątał od rana do wieczora – mył podłogi, trzepał dywany, jeździł po zakupy do Tesco, ale nie narzekał. Układ był uczciwy.
Pewnego niedzielnego wieczora, kiedy Piotr położył się już do łóżka po pracowitym weekendzie (jak każdy porządny chłopak – w piżamie), do jego pokoju zapukała pani Teresa, ubrana w przezroczystą koszulę nocną. Przyniosła ze sobą szklankę herbaty ziołowej, powiedziała że nie może zasnąć i zapytała, czy Piotr nie mógłby ewentualnie zająć jej chwilą rozmowy.
Piotr jako porządny chłopak, oczywiście nie miał nic przeciwko i oczywiście zgodził się bez wahania. Wtedy usłyszał mniej więcej coś takiego:
- Mam nadzieję, że jest ci u mnie dobrze.
- O tak! - odparł z entuzjazmem.
- Ja też jestem z ciebie bardzo zadowolona. Ale pomyślałam, że mogłabym być bardziej zadowolona, gdybyś zechciał mi pomóc w czymś jeszcze.
- Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – odpowiedział porządny chłopak Piotr.
- Ile ty masz w ogóle lat?
- Dwadzieścia. Prawie.
- Jesteś przystojny, wiesz o tym?
- Czy ja wiem … Nigdy tak o sobie nie myślałem, ale dziękuję za komplement.
- Pewnie myślisz, że jestem już za stara żeby podobać się facetom …
- Nic podobnego. Myślę, że może się pani podobać …
- A czy podobam się tobie? – zapytała pani Teresa i wstała z fotela, ukazując się Piotrowi w całej okazałości (miała na sobie przezroczystą koszulę nocną spod której widać było jej spore piersi i
„ zupełnie wszystko tam na dole” – jak określił zawstydzony Piotr).
Piotr zawstydził się jeszcze bardziej i nie mógł znaleźć właściwych słów. A wtedy pani Teresa przysiadła na jego łóżku i powiedziała:
- Dopisałam do twojej listy prac coś jeszcze. Radzisz sobie tak dobrze, więc to chyba nie będzie dla ciebie problemem.
Mówiąc to wsunęła rękę pod kołdrę i objęła dłonią to, co czaiło się już pod materiałem spodni piżamy Piotra.
- Pech chciał, że akurat byłem trochę … pobudzony – wytłumaczył mi się Piotr. Nie myśl tylko, że to się stało bo zobaczyłem panią Teresę prawie nago, to by było nie w porządku…
- No i co? Zerżnąłeś ją? – zapytałem wprost, celowo wulgarnie, żeby zobaczyć jego zakłopotaną minę. Zaczynało mi się to naprawdę podobać.
- Nie! – zaprotestował Piotr dosyć gwałtownie. - To znaczy … można powiedzieć …. Można powiedzieć, że pani Teresa przejęła całą inicjatywę.
Jak się okazało, pani Teresa tamtej nocy wsunęła się pod kołdrę Piotra i wyczuwając dłonią z jakim gabarytem ma do czynienia, uwolniła gabaryt ze spodni piżamy, a następnie uzbroiła go w gumę i dosiadła gładko i bez większych oporów ze swojej strony, za to z oporami ze strony Piotra (pierwszy raz miał kontakt z prezerwatywą, która okazała się nieco za mała i za ciasna). No a potem po prostu posłużyła się jego sprzętem, aby dać sobie tyle rozkoszy, ile tylko mogła i ujeżdżała mojego kolegę – chlubę liceum numer pięć przez kolejnych parę godzin.
- Wow, stary. Zadziwiasz mnie! – powiedziałem autentycznie zdziwiony.
- Wiem. Sam siebie zadziwiam. Jestem okropny, że znowu pozwoliłem na coś takiego. Nie powinienem. Nawet nie wiesz jak mi wstyd.
- Ale wręcz przeciwnie! Powinieneś! Kurwa, masz dwadzieścia lat!
- A pani Teresa czterdzieści osiem … Boże, co ja robię?
- Było ci dobrze?
- Tak, to było przyjemne. Nawet bardzo przyjemne.
- No to w czym problem?
- Bo widzisz, to co się stało, między mną, a panią Teresą, nie było tylko raz….
- Żartujesz! Powtórzyła to? A to dobre!
- Tak. Powtórzyliśmy to. Właściwie nie jeden raz …
- Dwa razy?
- Więcej …
- Trzy, cztery?
- Trochę więcej ….
- No powiesz w końcu?
- No dobrze. Pani Teresa przychodzi do mnie każdej nocy, od lutego … Ale nie myśl o niej źle. Wiesz, bardzo wiele mnie nauczyła. Jest doświadczona. Bardzo doświadczona, można powiedzieć.
No. Więc jednym zdaniem, właśnie dowiedziałem się, że Piotr co noc przez pół roku (spotkaliśmy się w lipcu), pieprzył właścicielkę mieszkania, w którym wynajmował pokój, a ona w zamian odstępowała mu go bez żadnej należności.
- Wiem, wygląda to paskudnie. Jak jakaś prostytucja – Piotr był naprawdę załamany. Ale wiesz, to dla mnie okazja, bo nie stać mnie na wynajem. Poza tym … chyba mnie to trochę … wciągnęło …. (tutaj znowu się zaczerwienił).
- Chcesz powiedzieć, że pokochałeś seks …. – drążyłem.
- Można tak to ująć – odpowiedział z trudem.
A potem oczywiście zaczął się tłumaczyć:
- Ale wiesz, to mnie w jakiś sposób leczy z Eweliny …. (tak tak, Piotrze, po prostu lubisz się pieprzyć, uwielbiasz to) … Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie doprowadzić kobietę do takiego stanu …. do krzyku z rozkoszy …. (też bym krzyczał, gdybym miał w sobie coś takiego). To jest dla mnie terapia … (oczywiście, Piotrze). Ale nie to jest w tym wszystkim jeszcze najgorsze …
- Yyyy ? – teraz znów mnie zadziwił.
- Poznałem kogoś. Dziewczynę. Z mojego roku. Ma na imię Izabela. Jest naprawdę ładna.
- Czekaj, czekaj. Masz dziewczynę?
- Można tak powiedzieć ….
No więc Piotr miał dziewczynę, z którą wiązał nadzieję na małżeństwo, dzieci i domek – licealne ideały. Poznał ją na pierwszym roku studiów i po kilku romantycznych randkach, postanowili zostać parą. Tymczasem ani pani Teresie, ani jemu, nawet nie śniło się, aby zaprzestać nocnych igraszek, o których rzecz jasna przyszła żona i matka nie miała zielonego pojęcia.
- Jest mi okropnie wstyd – mówił mi Piotr prawie już płacząc. Kocham moją dziewczynę i uwielbiam się z nią całować. Ale ona nie potrafi dać mi tyle, co pani Teresa…. Wiem, że to okropnie brzmi. Wiem, że jestem palantem, ale nie potrafię teraz skończyć ani jednego ani drugiego. Chyba za bardzo lubię seks. Co ja gadam – ja go uwielbiam. Nie mogę się powstrzymać. Nie daję rady.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz się powstrzymywać – zaśmiałem się. - To znaczy kapuję, dziewczyna i tak dalej. Ale jeśli traktujesz tą całą panią Teresę jak nauczycielkę, to chyba nie ma żadnego problemu, prawda? W zasadzie to wyjdzie twojej dziewczynie na korzyść. Chyba zależy ci by była zadowolona!
- Tak, oczywiście – jęknął Piotr. - Ale ja jeszcze nie powiedziałem ci wszystkiego...
Niemal podtrzymując szczękę z wrażenia słuchałem dalej. Piotr, kajając się niczym na spowiedzi, wyznał, co następuje.
Otóż zaraz po pierwszej sesji egzaminacyjnej, kiedy po zdanych egzaminach wraz ze swoją dziewczyną – Izą, w żeńskim akademiku, gdzie mieszkała Iza, pakowali się na zimowe ferie, które mieli spędzić w jej rodzinnym domu na wsi, napatoczyła się na nich, nie kto inny, tylko Kamila.
- TA KAMILA, która razem z Eweliną, wtedy, w lesie … no wiesz – starał się wyjaśnić.
- O cholera! - skomentowałem ten niefortunny przypadek. - Oczywiście nie powiedziałeś Izie o lesie!
- Coś ty! – oczy Piotra stały się okrągłe z przejęcia. - Jak mógłbym jej o czymś takim powiedzieć?
- Ha! No i co zrobiliście?
- No, Iza zaprosiła Kamilę do pokoju …
- Niezręczna sytuacja …
- Bardzo niezręczna – zmartwił się Piotr. - Na szczęście Kamila nic nie powiedziała. Rozmawiały o jakichś głupotach, takich tam babskich sprawach, ciuchach i tak dalej...
Roześmiałem się. Z jego postawy i przejęcia wyczytałem, jakiego musiał mieć cykora i jakoś mnie to rozbawiło, może trochę podle. Więc rzeczywiście, Piotr miał wielkiego stracha, czy aby Kamila nie zacznie wspominać sytuacji okołomaturalnych, całkiem niedawnych przecież, więc kręcił się po pokoju, nie odzywając się prawie w ogóle, zmywając jakieś kubki i zajmując się czymkolwiek, byle tylko nie musieć brać większego udziału w tej rozmowie. Zastanawiał się skąd się wzięła w akademiku, nie studiowała przecież w Krakowie. W ogóle raczej nie studiowała. Na szczęście nic nie powiedziała, więc kiedy zaczęło się robić późno, a Kamila w końcu zaczynała zbierać się do wyjścia, poczuł ogromną ulgę. Wtedy nagle, wsuwając na nogi swoje zimowe kozaczki, zapytała:
- Odprowadzisz mnie na przystanek, Piotrek?
Piotr spojrzał na Izę, która niczego się nie spodziewając, zgodziła się, a nawet zachęciła go do „odprowadzenia koleżanki”. Piotr ubrał się, włożył kurtkę, szalik, czapkę i buty, nie wiedząc czego ma się spodziewać. Na zewnątrz był lekki przymrozek, padał śnieg. Było już zupełnie ciemno. Szli przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc, aż do momentu, gdy przekroczyli teren kampusu. Wtedy Kamila wypaliła:
- Omal nie odjebałeś ze strachu, nie?
- Przyznam, że się denerwowałem – odpowiedział po swojemu Piotr.
- Ona nic nie wie, co?
- Nie powiedziałem jej o tamtym … incydencie.
- No i dobrze! – zaśmiała się Kamila. - Jeszcze mogłaby sobie coś pomyśleć …
- Co tu właściwie robisz, Kamila? - zapytał Piotr, kiedy świecące kwadraty okien akademika były już daleko za nimi.
- Za dużo chciałbyś wiedzieć! – zbyła go. - Ale nie martw się, nie przyjechałam żeby rozbijać twój cudowny związek. Przecież widzę, jakie z was gołąbeczki. To wzruszające.
Piotr nie miał pewności, czy Kamila nie traktowała go ironicznie – było oczywiste, że tak robiła, ale on nadal był ciućmokiem i nie miał pewności. W każdym razie idąc tak i gadając dotarli do niezbyt ciekawego miejsca za kampusem – było to puste pole, teraz białe od śniegu, prowadzące na skróty do przystanku autobusowego. Okazało się jednak, że na polu postawiono ogrodzenie – dość wysokie słupy, pomiędzy którymi ciągnęła się przez całą jego szerokość druciana siatka. Taka zwyczajna siatka, z dość szerokimi oczkami.
- Kurwa – zaklęła Kamila, - nie przejdziemy tędy!
- Powinniśmy zawrócić i pójść zwyczajną drogą – powiedział Piotr.
- Jezu, ty nadal jesteś takim lamusem! – zaśmiała się, trochę rozbawiona, a trochę zirytowana. - Nie mam zamiaru wracać, przerzuć mnie na drugą stronę! No jesteś facetem, czy nie?!
- Dobra – zgodził się Piotr, - Tylko musimy uważać na straż miejską, to chyba nielegalne!
- Zabawny jesteś, Piotrek - powiedziała Kamila, patrząc mu przez chwilę w oczy – Z tego, co pamiętam nie zawsze przejmowałeś się tym, czy coś jest legalne, czy nielegalne. Seks na ścieżce w lesie, gdzie w każdej chwili mógł ktoś przechodzić, też chyba nie był zbyt legalny …
- Kamila, zapomnijmy o tym – zawstydził się Piotr. - To się nie powinno wydarzyć. Okazałem słabość i tyle.
Podeszła do niego tak niebezpiecznie blisko, że odruchowo się odsunął. Nie dała za wygraną i podążyła za nim. Poczuł jej dłoń na swoim udzie, a potem wyżej.
- Wiesz, myślę, że Ewelina cieszyła się tobą więcej niż ja, to niesprawiedliwe, nie uważasz?
Jej dłoń masowała go w kroku, czuł jej przyjemną bliskość i przeszył go dreszcz.
- Kamila, ja … ja mam dziewczynę. Nie możesz tego robić …
- Wiem wiem – westchnęła, delikatnie całując go w usta – To przecież nielegalne!
Piotr poczuł, że w jego spodniach robi się ciasno i znów odsunął się od Kamili, próbując dojść do bezpieczniejszego stanu – liczył, że padający śnieg nieco go ochłodzi.
- Dobra lamusie, pomóż mi przejść na drugą stronę tego pieprzonego ogrodzenia! – zawołała rozbawiona.
Potem wspięła się, wbijając czubki kozaków w oczka w siatce, a Piotr podsadził ją i pomógł przejść na drugą stronę.
Poprawiła ubranie i jeszcze przez chwilę stali naprzeciwko siebie, rozdzieleni drucianą siatką. Śnieg padał coraz mocniej.
- Przyznam Piotrek, że często o tobie myślałam – powiedziała.
- To miłe – uśmiechnął się, z pewnością tym słynnym piotrkowym rozlazłym uśmiechem.
- Jesteś totalną ofermą, ale masz coś, o czym marzy każda laska … chodź tu bliżej.
- Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jakoś odruchowo się do niej zbliżyłem, to znaczy do tej siatki … - tłumaczył mi Piotr.
- Czy Iza już wie, jaki ma skarb? - zapytała Kamila, wsuwając przez oczko w siatce trzy palce i chwytając nimi twardość wciąż prężącą się w spodniach Piotra.
- Nie, jeszcze nie. To znaczy … Słuchaj Kamila, powinienem już wracać. Nie jestem taki, jak myślisz, naprawdę …
- Ale ja jestem taka – uśmiechnęła się, chwytając palcami zamek jego spodni i z trudem lecz umiejętnie pociągając go w dół – No, daj mi go w końcu. Przecież czuję, że chcesz.
- Boże … – jęknął Piotr, patrząc jak dziewczyna po drugiej stronie siatki przyklęka na wysokości jego kroku, a potem rozglądnąwszy się dookoła i upewniwszy się, czy straż miejsca nie czaiła się gdzieś w pobliżu, oswobodził swojego sztywnego fiuta ze spodni i wsunął go przez szparę w siatce ogrodzenia wprost w ręce i usta Kamili. Początkowo miał trudność by przepchać go przez niewielkie oczko w ogrodzeniu, ale w końcu się udało.
Obciągała go sprawnie i łapczywie. Piotr spoglądał na nią z góry, przytrzymując się palcami siatki i miał wrażenie, że dla niej liczył się tylko i wyłącznie jego penis. Powiedział, że to było trochę poniżające, ale zbyt przyjemne, by potrafił to przerwać. Jej głowa poruszała się rytmicznie. Patrzył na nią i na własnego, wciąż powiększającego się kutasa z gębą otwartą ze zdziwienia:
- Dopiero w tamtym momencie zobaczyłem tak naprawdę, jaki jest duży i sam byłem w szoku - przyznał naiwnie jak dziecko - szeptem, jakby wyjawiał mi największą tajemnicę swojego życia.
Tymczasem czubek języka Kamili obracał się szybko po powierzchni jego nabrzmiałego grzyba. Piotr doszedł szybko, łapiąc powietrze, zastygając w bezruchu i niemal płacząc z rozkoszy, przytwierdzony do drucianej siatki. Widział jak jego „bita śmietana” wypływa z niego niczym biała lawa, parując na zimnym powietrzu a Kamila połyka ją lubieżnie "jak w jakichś wulgarnych pornosach.
- A teraz wracaj do niej, bo dziewczę się zapłacze z tęsknoty - powiedziała po wszystkim, a potem wysłała Piotrowi buziaczka i pobiegła na autobus.
- Już wtedy wiedziałem, że znowu zrobiłem coś bardzo złego – powiedział. - Ale to było tak przyjemne, że nie udało mi się powstrzymać. Jakbym myślał penisem, a nie głową. To okropne ...
Wtedy właśnie pojąłem, że mój kolega z liceum, nie jest już tamtym Piotrem – dobrym i porządnym chłopcem, katolikiem, ale najnormalniej w świecie jest Piotrem hedonistą. Chłopak naprawdę zaczynał mieć świadomość tego, co ma i ile przyjemności dzięki temu czekało go w życiu. Było to dla mnie chyba największe zdziwienie ostatniego dziesięciolecia.
- Co ja mam teraz robić? Z tym wszystkim, z panią Teresą … – zapytał mnie drżącym głosem, a ja odpowiedziałem to, co naprawdę myślę:
- Jeśli kochasz Izę, wyprowadź się z Podgórza. Tak będzie uczciwie. Nie musisz jej mówić o tej Teresie, ale przerwij to. O Kamili też jej nie mów. To czego się nauczyłeś rób z dziewczyną – będzie jej się podobać. Jeśli stawiasz na seks, zerwij z dziewczyną. Nie rań jej bardziej. I wiesz co? Dymaj wszystko, na co masz ochotę, tak często jak tylko chcesz. Masz dwadzieścia lat stary, kiedy będziesz to robił?
- Boże, muszę to dokładnie przemyśleć – powiedział Piotr, gdy wino się skończyło i zabrzmiał dokładnie tak samo jak w szkole – jak flegmatyczna oferma.
Jeszcze nie wiem, jaki był efekt przemyśleń Piotra. Od dłuższego czasu nie mamy ze sobą kontaktu. Kiedyś pewnie się dowiem, bo zastanawiam się, która część mojego kolegi zwyciężyła, a która poniosła klęskę.
Odprowadzając go na przystanek, i korzystając z okazji, że obaj byliśmy już dość mocno wstawieni, zapytałem o to, o co zawsze chciałem zapytać, ale brakowało mi odwagi:
- To ile ma centymetrów?
- Kto? Aaa, to. Przestań! - zarumienił się stary dobry Piotrek.
- No nie gadaj, że go nie mierzyłeś. Każdy facet to robi. Każdy.
- To głupie! – speszył się po swojemu.
- Jestem ciekawy po prostu. Osiemnaście?
- Troszkę więcej ….
- Dziewiętnaście?
- Jeszcze troszkę więcej ….
- O w mordę! – zawołałem zdecydowanie zbyt głośno, jak na tak późną porę.
- Weź przestań – uśmiechnął się Piotr swoim „starym” rozmemłanym uśmiechem i czerwony jak burak wsiadł do tramwaju.
**
Piotra znam jeszcze z czasów licealnych, ponieważ chodziliśmy przez trzy lata do jednej klasy. Co powinniście wiedzieć o Piotrze? To taki typ, który najbardziej podoba się starszym nauczycielkom i tym „grzeczniejszym” uczennicom. Miły, sympatyczny, w miarę inteligentny, trochę nieśmiały, spokojny, rozsądny chłopak – takie recenzje zbierał Piotr przez całe liceum. W dodatku katolik, może nie jakiś fanatyczny, ale z pewnością kierujący się zasadami i „wartościami”. Piotr od zawsze mówił, że przeznaczeniem faceta jest małżeństwo i spłodzenie gromadki dzieci. Bardzo doceniał kwestię zachowania czystości do ślubu – jest to dowód, że poważnie traktujesz swoją drugą połówkę – mówił. Oczywiście nie było tak, że Piotr całe dnie spędzał w kościele, co to to nie. Nie był też typem nawracacza, spokojnie wyrażał swoje zdanie, czasami coś tam marudził o tym, że świat teraz za bardzo idzie w stronę wolności, a seriale promują niedobre wzorce wychowawcze, ale nie był jakoś bardzo nachalny. Dał się lubić. Trzeba przyznać, że naprawdę był sympatycznym kolesiem, uzdolnionym matematycznie i informatycznie, koleżeńskim i niezwykle przyjaznym. No, może trochę flegmatycznym, takim wiecie „rozlazłym” w obejściu - mówił spokojnie, rozciągając słowa i uśmiechając się głupkowato. Taki był trochę rozmemłany. Nauczycielki mówiły o nim: „wspaniały, spokojny chłopak”, a Piotr chyba nigdy nie zawiódł ich oczekiwań. Nikt w liceum nie słyszał, aby Piotr kiedykolwiek przeklął, czy zachował się niewłaściwie. W dodatku był dość przystojny, nienachalnie przystojny; w taki sposób, jaki podoba się starszym nauczycielkom i „grzeczniejszym” uczennicom (wysoki ciemny blondyn o szaroniebieskich oczach, krótko obciętych włosach, dużych, szerokich ustach i gładkiej, lekko różowej twarzy), a fakt, że znajdował czas i na naukę, i na taniec towarzyski, który uprawiał, sprawiło, że wokół Piotra ciągle kręcił się wianuszek dziewczyn. Ach, nasz Piotruś jest taki podobny do księcia Williama, nie uważacie? - ekscytowały się dziewczęta i stare nauczycielki. Założę się, że większość z jego koleżanek marzyła, aby stać się tą „jedną jedyną”, dla której Piotr zachowa czystość, z którą będzie miał dzieci i domek za miastem.
Z początku te kilka faktów – spokój, łagodność i nieśmiałość Piotra, a także obracanie się prawie wyłącznie w towarzystwie dziewczyn, zmyliły mnie, co do jego orientacji. Były chwile, że byłem niemal pewien, że Piotr jest gejem, albo że może nim być. O gejach Piotr miał taką opinię, jak większość katolików, chociaż czasami sprawiał wrażenie, że w ogóle nie wierzy w ich istnienie, albo że ten temat go po prostu zawstydza, bo rumienił się kiedy ktoś go poruszał, albo głupkowato uśmiechał. Tym razem jednak mój radar mnie zmylił – prawda była taka, że Piotr był stuprocentowym heterykiem. To wszystko w oczach szkoły i nauczycieli pracowało bardzo na plus dla niego. Tak widział go ogół.
Trochę inaczej widzieliśmy Piotra my, czyli męska część klasy maturalnej. Generalnie Piotr był lubiany, przez dziewczyny i przez chłopaków, z tym że zdecydowanie wolał towarzystwo dziewczyn. Jednakże jako najlepszy mózg w klasie, jeśli chodzi o matmę i fizykę, często ratował z opresji któregoś z nas, podrzucając właściwą odpowiedź na sprawdzianie, albo na szybko odrabiając zadanie domowe. Dlatego cieszył się szacunkiem większości. Tak to wyglądało oficjalnie.
Są jednak sytuacje, w których poznaje się pewne rzeczy mniej oficjalnie – a taką sytuacją były chwile spędzone w szatni przed lekcjami W-fu.
Piotr zaczął brać w nich udział dopiero w klasie maturalnej – wcześniej miał zwolnienie z powodu jakiejś tam astmy, alergii, czy czegoś w tym rodzaju, i wcale się nie pojawiał. Ale kiedy się pojawił, to od razu z wielkim hukiem.
No więc sytuacja była taka: siedzimy w tej szatni wszyscy i przebieramy się do zajęć. Chłopaki zdejmują spodnie, a potem wkładają na tyłki spodenki gimnastyczne albo dresy. Oczywiście w tym czasie odbywają się normalne gadki, przeważnie na niezbyt wysokim poziomie.
Piotr jest wśród nas, mimochodem zsuwa swoje dżinsy, pod którymi ma idealnie dopasowane slipki koloru jasnozielonego. I nagle, niektórzy kątem oka, inni wprost, dostrzegają, że w slipkach Piotra jest naprawdę ciasno. Albo inaczej – zawartość slipek Piotra jest naprawdę duża. A nawet, przyznam to szczerze - bardzo duża.
Nie spodziewałem się takiego widoku, no i chyba nikt się nie spodziewał, bo zapadła wśród nas lekka konsternacja, potem nastąpiły głupkowate śmichy chichy, aż w końcu Siwy, klasowy cwaniaczek, powiedział z nieukrywanym podziwem:
- E no, stary! To ja się teraz kurwa nie dziwię, dlaczego laski tak za tobą latają!
Wszyscy zaczęli się śmiać, ale Piotr chyba nie za bardzo zrozumiał o co chodzi, prawdopodobnie pomyślał, że Siwy komplementuje jego ogólny wygląd, więc zrobił się tylko czerwony i powiedział:
- Weź przestań.
A potem szybko włożył dres i czmychnął z szatni.
Piotr rzeczywiście nie zajarzył na samym początku o co właściwie chodziło Siwemu. Nie był zbyt lotny w takich sprawach. Potrzebował tygodnia, aby się zorientować.
W następnym tygodniu miał na sobie jasnoniebieskie slipki, rzecz jasna tak samo wypchane. Wtedy Tomek, kumpel Siwego i klasowy prześmiewca podszedł do Piotra i zapytał, siląc się na poważny ton, bardzo udanie imitujący kazania naszej wychowawczyni:
- Piotrze, zapytam wprost: dlaczego wpychasz sobie skarpetki do majtek?
No i wtedy Piotr załapał. A jak załapał, to uśmiechnął się głupkowato, w ten swój rozmemłany sposób, zaczerwienił jak burak, a potem wsunął swoje dresy, powiedział do nas: - Ale macie poczucie humoru … i wyleciał z szatni.
Nie muszę dodawać, że nigdy potem nie przebierał się przy nas. Robił to chyba w łazience, bo zawsze był przebrany przed nami.
Potem temat ucichł na jakiś czas, chociaż mam wrażenie, że chłopaki nabrali do Piotra jeszcze więcej szacunku, choć nie okazywali tego jakoś przesadnie, ale to było czuć w powietrzu.
W tym czasie zacząłem fantazjować o Piotrze. To dziwne, bo wcześniej nie przypuszczałem, że akurat ten rozmemłaniec – ulubieniec wszystkich, prymus i katolik, może stać się obiektem moich marzeń podczas jazdy ręcznej. Najczęściej wyobrażałem sobie scenkę, w której Tomek pyta Piotra, dlaczego wkłada sobie tam skarpetki, a Piotr odpowiada, że niczego tam sobie nie wkłada, i że może to udowodnić. No i udowadnia.
Tak się tym zakręciłem, że zaraz przed maturą miałem tylko dwa marzenia: zdać ją i dostać się na studia, oraz zobaczyć to, co Piotrek ma w slipkach.
To pierwsze marzenie się spełniło. Drugie spełniło się Siwemu, który przypadkiem ( jego nazwisko, tak samo jak nazwisko Piotra, rozpoczynało się na literę R ), znalazł się obok Piotra podczas badań lekarskich na komisji poborowej.
To, co tam się zdarzyło, przypominało jakąś początkową scenkę z taniego gejowskiego pornola i było dla Piotra wielkim szokiem.
Otóż Piotr i Siwy wchodzili do sali lekarskiej jako ostatni tamtego dnia. Po badaniu ogólnym, młody lekarz prosił za parawan, za którym każdy badany musiał na chwilę zsunąć majtki i pokazać doktorkowi, co tam ma, a raczej, czy wszystko ma na swoim miejscu. Zazwyczaj trwało to sekundy, ale kiedy Piotr za parawanem zsunął swoje slipki, młody doktorek podobno westchnął z wielkim podziwem:
- No no no. Czym ty go karmisz, chłopaku, że tak urósł?!
Siwy był badany niedaleko i wszystko usłyszał, a może nawet coś zobaczył. A potem dostrzegł, że Piotr wychodzi zza parawanu totalnie czerwony, zmieszany, zawstydzony, no i oczywiście z tym głupim rozlazłym uśmieszkiem na gębie. A, że Siwy znany był z tego, że nie trzymał języka za zębami, dość szybko o tym, co zaszło na komisji poborowej, dowiedzieli się prawie wszyscy.
Najpierw my, czyli chłopaki z maturalnej. Potem chłopaki z innych klas. Potem dziewczyny z maturalnej. Potem inne dziewczyny. A jakoś tak przed Studniówką wiedziała już chyba cała szkoła.
Reasumując – w obieg poszło info, że Piotr ma dużego. Największego w szkole. I, że to pewne na sto procent.
Nie muszę chyba dodawać, że Piotrowi nigdy w życiu nie zależało na tego typu sławie, dlatego czuł się bardzo głupio. Nagle wokół niego zaroiły się dziewczyny, w jakichś niesamowitych ilościach. Jedne życzliwe i, przynajmniej oficjalnie, zauroczone inteligencją oraz zasadami Piotra, inne, takie jak Ewelina i Kamila – skuszone ciekawością i chęcią sprowokowania jakiejś hecy (były z tego znane w całej szkole).
Piotr, można powiedzieć, stał się gwiazdą. Apogeum jego popularności nastąpiło na Studniówce, podczas której obtańcował dosłownie wszystkie dziewczyny z klasy, a także partnerki pozostałych maturzystów i nauczycielki, które nie wiedziały rzecz jasna o tym, co Piotr ma w slipkach, ale i tak za nim przepadały.
Doszło nawet do małego skandalu, ponieważ Ewelina, która wzięła sobie Piotra na celownik (wszyscy wiedzieliśmy, że to oznacza, że prędzej, czy później go po prostu przeleci, były nawet zakłady jak szybko to zrobi), sprzątnęła go dosłownie sprzed nosa, dziewczynie, z którą przyszedł, i długo tańczyła z nim „wolne tańce”, przez co partnerka Piotra nie wytrzymała i opuściła imprezę w połowie, oczywiście z płaczem.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że Piotr pierwszy raz chyba zachował się jak palant, co potem mu wytłumaczyliśmy na osobności. Piotr przyznał, że mamy rację, że jest mu bardzo głupio, że dał plamę, że pojedzie z kwiatami i przeprosi koleżankę.
Nie wiem jak tam było, ale nigdy potem nikt nie widział więcej tej dziewczyny w towarzystwie Piotra.
Za to Ewelina, razem z Kamilą już do samej matury kręciły się przy Piotrze na każdej przerwie, coraz nachalniej i coraz bardziej irytująco. Każdy głupi widział, że coś knują, ale nie Piotr. Ten jak zwykle był kompletną, rozmemłaną niemotą. Kilka osób zauważyło, że obie są dla niego bardzo miłe, ale za jego plecami mówią o nim: „lamus”, albo po prostu „ciota”.
Potem była matura i wszystko dosyć szybko się potoczyło. Nerwy, następnie znowu nerwy, bo egzaminy na studia, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Dostałem się na UJ i przygotowywałem do wyjazdu do Krakowa.
Z Piotrem straciłem kontakt i nie wiedziałem, jak potoczyły się sprawy. Któregoś dnia znajoma z liceum powiedziała mi, że Piotr dostał się na dwie uczelnie, z rewelacyjnymi wynikami: na wydział matematyczny UJ, oraz na …. Uniwersytet Rolniczy (!). Ku zdumieniu wszystkich, wybrał tę drugą uczelnię i postanowił uczyć się jak hodować kury, konie i krowy; jak siać zboże i takie tam.
Tyle wiedziałem, i w zasadzie przez cały pierwszy rok moich studiów nie miałem z Piotrem żadnego kontaktu.
Po skończeniu pierwszego roku, jakoś tak na początku wakacji, spotkałem Piotra na Starym Mieście. Wpadliśmy na siebie po prostu. Przywitaliśmy się, a potem zaproponowałem wspólną kawę w najbliższej kawiarni.
Z pozoru Piotr się nie zmienił jakoś specjalnie. Nadal był trochę rozmemłany, spokojny, leniwie uśmiechnięty i przesadnie kulturalny. Miał na sobie granatowe dżinsy, odważne jak na niego, bo bardzo obcisłe, świetnie eksponujące biodra i nogi.
Pierwszy raz zauważyłem, że Piotr ma niesamowite nogi, i w ogóle, kurcze, ten gość, ta rozlazła buła z liceum - był seksowny. Naprawdę mógł się podobać.
Długo gadaliśmy przy tej kawie. O naszych studiach, o planach na przyszłość. A potem jakoś tak zaczęliśmy wspominać liceum, i zapytałem od niechcenia, jak to się wszystko potoczyło, z Eweliną i tak dalej.
Wtedy Piotr zrobił bardzo zmartwioną minę – chłopak był naprawdę przygnębiony, i powiedział, że dużo by opowiadać, że na pewno mnie zanudza, że trzeba by więcej czasu, że to dla niego trudne i takie tam.
A ponieważ czasu mieliśmy sporo, zaprosiłem Piotra na swoją stancję, która akurat stała zupełnie pusta, i gdzie akurat znajdowało się parę butelek wina po współlokatorach.
Na stancji, przy winku, Piotrowi rozwiązał się język, i w ten sposób dowiedziałem się ze szczegółami, których bym od niego nawet nie oczekiwał, jak potoczyła się tamta historia.
Tak jak przypuszczałem, Ewelina zagięła na Piotra parol. Do samej matury, a także potem, aż do wyjazdu Piotra do Krakowa na studia, kręciła się koło niego.
Któregoś dnia, kiedy Piotr jak zwykle, udał się na spacer z psem, nad rzekę i do lasu (Piotr bardzo sobie ceni „kontakt z przyrodą”), zauważył Ewelinę i Kamilę, jak chowają się za krzakami, tak jakby się zaczaiły, albo nawet śledziły go. Piotrowi zrobiło się głupio. Poczuł się niepewnie. Muszę tu dodać, że Ewelina była absolutnym przeciwieństwem kandydatki na dobrą żonę dla Piotra. Chodziła do drugiej klasy i miała opinię szkolnej zdziry. Wysoka, postawna blondyna, trochę panna solarianna, trochę tipsiara, bez przerwy w mini. Ten typ. Nie była tak głupia, na jaką wyglądała, raczej cwana i dość wulgarna. Mówiło się, że zawsze zdobywa to, co zechce. Dobre oceny, najlepsze role w szkolnym teatrze i najlepszych chłopaków. Ktoś taki kompletnie nie pasował do Piotra – wszystkie grzeczne niunie, które miały ochotę zostać jego dobrą żoną i rodzić mu dzieci, natychmiast znienawidziły Ewelinę, bo wyglądało na to, że coś się między nimi kroi.
Jej przyjaciółka Kamila, nieco drobniejsza, nieco bardziej ogarnięta jeśli chodzi o styl, była pod wielkim wpływem Eweliny i od początku czułem, że coś kombinowały.
Miałem rację. Tamtego dnia, gdy Piotr spacerował po lesie ze swoim psem wilczurem, zaczaiły się na niego i, kiedy Piotr wkroczył na jedną z leśnych ścieżek, wyłoniły się przed nim i zaczęły go po prostu podrywać. Na początku dosyć grzecznie – Ewelina miała niezłą nawijkę w takich sytuacjach:
- No i co, Piotrek, powiesz nam w końcu, czy masz jakąś dziewczynę?
- Nie mam, już ci kiedyś mówiłem – odpowiedział speszony Piotr.
- A to dziwne, taki facet jak ty? Chyba mi nie powiesz, że żadna ci nie mówiła, jaki jesteś fajny?
- No w ten sposób nie mówiła …
- Dziwne. Bo ja uważam, że jesteś fajny. Obie tak uważamy z Kamilą.
- Najbardziej intrygujący facet w szkole – dodała Kamila.
I tak sobie szli przez las, laski nawijały, a Piotrowi było totalnie głupio i był speszony. A, że był niemotą i jak zwykle nie wyczaił do czego wszystko zmierza i nie zareagował tak, jakby dziewczyny sobie życzyły, zniecierpliwiły się trochę i zaczęły komplementować go coraz odważniej:
- Powinieneś mieć dziewczynę, która by ci dała wszystko, na co zasługujesz. Taki zajebisty koleś powinien mieć zajebistą laskę. Może nawet dwie zajebiste laski.
Kiedy Piotr nareszcie zaczął kapować o co chodzi, dziewczyny otoczyły go, lekko przyparły do jednego z rosnących przy ścieżce drzew, a ręka Eweliny bardzo szybko znalazła się między nogami zszokowanego Piotra. Ewelina chwyciła śmiało zawartość jego dżinsów i zaczęła masować ją przez materiał, podobno bardzo umiejętnie. Kamila w tym czasie stała obok na czatach i rozglądała się, czy nikt nie idzie. Wszystko więc było zaplanowane.
Piotr oczywiście próbował się jakoś bronić, i jak zwykle zaczął głupkowato się uśmiechać (tak to sobie wyobrażam), mówiąc tym swoim rozlazłym, flegmatycznym głosem: „dajcie spokój, dziewczyny”, „co tu się dzieje?”, ale Ewelina nie miała zamiaru dać spokoju i zaczęła profesjonalny masaż. Piotr jeszcze przez chwilę się bronił, ale zauważył ze wstydem, że ….
- No wiesz, – powiedział mi… – Trochę wstyd, ale… moje ciało zaczęło … reagować. Bardzo zdecydowanie reagować.
- Jezu, jaki wielki! – zauważyła autentycznie zszokowana Ewelina, a Kamila natychmiast zostawiła punkt obserwacji i przybiegła zobaczyć.
Piotr zaczynał się poddawać, tym bardziej, że jego penis już ledwie mieścił się w spodniach. W końcu oparł się o drzewo i pozwolił Ewelinie uwolnić go z tej ciasnoty.
- Wow! – zawołała Ewelina.
- O kurwa! – westchnęła Kamila.
Obciągały Piotrowi na zmianę. W deszczowy, chłodny dzień pod drzewem przy leśnej ścieżce.
Najpierw robiła to Ewelina, a Kamila stała na czatach, a potem się wymieniały. Pies Piotra usiadł obok i przyglądał się wszystkiemu, co się działo. Pewnie widział, jak obie przyklękają pod jego panem i jednocześnie zajmują się jego imponującym narzędziem.
Piotr poddał się zupełnie, oparł głowę o drzewo i zrobił coś, czego nie zrobił publicznie nigdy przedtem. Jęknął cicho:
- Kurwa ...
Muszę przyznać, że wtedy, gdy mi to opowiadał, ja także po raz pierwszy usłyszałem przekleństwo w ustach Piotra, i muszę przyznać, że mnie to podekscytowało. Grzeczny chłopiec okazał się całkiem niegrzeczny.
- Ale wiesz, co one robiły z moim…. penisem? – zapytał mnie najwyraźniej nadal zszokowany.
- Nie! Co robiły? - zgrywałem się.
- Wyrywały go sobie …
- Nie gadaj!
- Dosłownie jak psy walczące o kość … (szkoda, że nie widzieliście jego zawstydzenia w tym momencie).
- Chyba suki – zaśmiałem się.
- Przestań, nie mów tak ... (cały Piotr).
- Ale było ci dobrze, tak?
- No… w sumie nie można powiedzieć, że to było nieprzyjemne – lawirował. - Właściwie to było …. to było dziwne.
- Przyznaj się, podobało ci się – zaczepiałem go nadal.
- No dobrze. Wiem, że to nie w porządku, że złamałem moje zasady i tak dalej. Że to bardzo głupie, co zrobiłem, jest mi naprawdę strasznie głupio …
- Podobało ci się …. – nakręcałem go.
- Bardzo mi się podobało – wyszeptał Piotr, zaczerwienił się jak burak i wypił spory łyk wina prosto z butelki.
Sytuacja w lesie skończyła się tak, że dziewczyny wydoiły Piotra pod drzewem, w biały boży dzień. Zrobiły mu mistrzowskiego loda, z naprawdę wielką ilością „bitej śmietany” (tak, nazwał to bitą śmietaną). Piotr wystrzelił z siebie tak wielką jej porcję, że sam był tym zdziwiony:
- O rany – rumienił się, nieco już wstawiony, – nigdy nie myślałem, że mogę … tego tyle mieć.
Po tym jak Piotr pozbył się ciężaru z jąder, a dziewczyny wycierały twarze chusteczkami, jeszcze długo nie mógł dojść do siebie, miał problem z oddychaniem i ogólnie był w takim szoku, że stał pod tym drzewem jeszcze dobre parę minut, łapiąc powietrze i próbując wrócić do rzeczywistości.
- Co jest, Piotrek? – zapytała ze śmiechem Ewelina. Nie mamy zamiaru wzywać tu karetki!
Piotr podciągnął spodnie, zapiął kurtkę, zawołał psa i przypiął mu smycz, a potem jak dżentelmen odprowadził dziewczyny do domu.
Zabawna historia, co? Koleś, który przez całe swoje dotychczasowe życie, zapiera się, że czystość małżeńska jest święta, że liczy się tylko trwała relacja, zakończona kościelnym ślubem i gromadą dzieci, traci prawictwo z dwiema szkolnymi tipsiarami naraz, potem się obwinia i tłumaczy, ale generalnie było mu zajebiście dobrze, tak dobrze, że chciałby to powtórzyć i zaproponować Ewelinie związek (jednak Ewelinie, a nie Kamili).
A ponieważ, tak, jak się domyśliłem już w Liceum, Ewelinie chodziło tylko i wyłącznie o zdobycie takiego trofeum, jakim był fiut Piotra, „największy w szkole”, i ponieważ w końcu zdobyła to, czego chciała; a samego Piotra nadal uważała za „cieniasa”, „ciotę” i „lamera” – sprawa przybrała smutny obrót.
Piotr chodził po tym wszystkim tak strapiony (przecież niedługo miał jechać na studia do Krakowa), że w końcu zdobył się na odwagę i zadzwonił do Eweliny, żeby powiedzieć jej, że mogliby spróbować ze sobą być, o ile oczywiście ona chce. Biedaczek był trochę niedzisiejszy i nie wyobrażał sobie, aby mógł postąpić inaczej, po tym co zaszło, i na co się zgodził.
Ewelina go oczywiście wyśmiała:
- Nie obraź się Piotrek, ale chyba cię pojebało. Sorry, raczej nie wyobrażam sobie żebym mogła być z tobą. Jesteś dla mnie trochę za spokojny. Przyznaję, że masz zajebistego. Najlepszego jakiego widziałam. Z resztą Kamila uważa tak samo, ale to co innego. Jesteś okropnym nudziarzem. Możemy się spotkać od czasu do czasu, mogę zrobić ci laskę, możemy to robić we dwie z Kamilą, ale to wszystko. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie obraź się Piotrek, ale tacy jak ty są dla nas raczej lamerami.
Piotr się załamał. Poczuł się potraktowany przedmiotowo, oszukany i „prawie zgwałcony”.
Jak się okazało, od samego początku, odkąd po liceum rozeszła się fama, jakoby Piotr posiadał w spodniach tak dorodny okaz, Ewelina postanowiła, że musi ten okaz upolować. I udało się jej (zawsze się jej udaje).
Piotr wpadł w małą depresję, pojechał na studia całkowicie rozwalony psychicznie, z Eweliną zerwał wszelki kontakt, poszedł do spowiedzi i obiecał sobie, że odnowi swoje przysięgi i postara się znów – o ile to jeszcze w ogóle możliwe - wkroczyć na ścieżkę katolickich zasad. Opowiadał mi to z wielkim przejęciem.
Więc Piotr przybył do Krakowa i rozpoczął pierwszy rok studiów na Akademii Rolniczej. A jako, że zamierzał być pilnym studentem, zrezygnował z akademika na rzecz wynajęcia pokoju „obok właściciela”. To było zdecydowanie tańsze niż samodzielna stancja, a w domu Piotra się nie przelewało. Zamieszkał w kamienicy na Podgórzu u kobiety, imieniem Teresa, właścicielki dwupokojowego mieszkania.
Pani Teresa była „na oko po czterdziestce”, ale „bardzo dobrze się trzymała” – jak stwierdził. Była miła, udostępniła Piotrowi pokój w wyizolowanej od reszty części mieszkania, i nie brała zbyt wiele za miesiąc. Piotr był zadowolony. Po powrocie z uczelni mógł liczyć na posiłek i rozmowy w kuchni. W sumie, jak stwierdził, dobrze się złożyło, bo nie czuł się dzięki temu samotny w pierwszych miesiącach pobytu w Krakowie, a rozmowy z właścicielką mieszkania pomagały także leczyć „zawód miłosny” pt. Ewelina. Trwało to trzy miesiące, a gdzieś tak po Nowym Roku, Piotr otrzymał informację, że oboje jego rodzice stracili pracę jednocześnie, w związku z tym nie będzie mógł pozwolić sobie na dalszy wynajem u pani Teresy. Chłopak się podłamał, bo jego studia także wisiały teraz na włosku. Mnóstwo zajęć na uczelni nie pozwalało mu na pracę poza weekendami, więc był zmuszony zamieszkać na waleta u znajomych.
Pewnego wieczora opowiedział o tym pani Teresie przy wieczornej herbatce w kuchni, wyjaśniając dlaczego musi się wyprowadzić.
Pani Teresa wpadła jednak na inny pomysł. Pozwoli Piotrowi zostać, dopóki sytuacja jakoś się nie znormalizuje, a Piotr w zamian będzie pomagał jej w pracach domowych tj. odkurzanie, mycie okien, zakupy itp.
Piotr oczywiście bardzo się wzbraniał, ale w końcu jakoś dał się przekonać. Wyglądało to mniej więcej tak, że przez pięć dni w tygodniu, wszystko było po staremu, a w weekendy Piotr zajmował się sprzątaniem. Sprzątał od rana do wieczora – mył podłogi, trzepał dywany, jeździł po zakupy do Tesco, ale nie narzekał. Układ był uczciwy.
Pewnego niedzielnego wieczora, kiedy Piotr położył się już do łóżka po pracowitym weekendzie (jak każdy porządny chłopak – w piżamie), do jego pokoju zapukała pani Teresa, ubrana w przezroczystą koszulę nocną. Przyniosła ze sobą szklankę herbaty ziołowej, powiedziała że nie może zasnąć i zapytała, czy Piotr nie mógłby ewentualnie zająć jej chwilą rozmowy.
Piotr jako porządny chłopak, oczywiście nie miał nic przeciwko i oczywiście zgodził się bez wahania. Wtedy usłyszał mniej więcej coś takiego:
- Mam nadzieję, że jest ci u mnie dobrze.
- O tak! - odparł z entuzjazmem.
- Ja też jestem z ciebie bardzo zadowolona. Ale pomyślałam, że mogłabym być bardziej zadowolona, gdybyś zechciał mi pomóc w czymś jeszcze.
- Oczywiście, zrobię co w mojej mocy – odpowiedział porządny chłopak Piotr.
- Ile ty masz w ogóle lat?
- Dwadzieścia. Prawie.
- Jesteś przystojny, wiesz o tym?
- Czy ja wiem … Nigdy tak o sobie nie myślałem, ale dziękuję za komplement.
- Pewnie myślisz, że jestem już za stara żeby podobać się facetom …
- Nic podobnego. Myślę, że może się pani podobać …
- A czy podobam się tobie? – zapytała pani Teresa i wstała z fotela, ukazując się Piotrowi w całej okazałości (miała na sobie przezroczystą koszulę nocną spod której widać było jej spore piersi i
„ zupełnie wszystko tam na dole” – jak określił zawstydzony Piotr).
Piotr zawstydził się jeszcze bardziej i nie mógł znaleźć właściwych słów. A wtedy pani Teresa przysiadła na jego łóżku i powiedziała:
- Dopisałam do twojej listy prac coś jeszcze. Radzisz sobie tak dobrze, więc to chyba nie będzie dla ciebie problemem.
Mówiąc to wsunęła rękę pod kołdrę i objęła dłonią to, co czaiło się już pod materiałem spodni piżamy Piotra.
- Pech chciał, że akurat byłem trochę … pobudzony – wytłumaczył mi się Piotr. Nie myśl tylko, że to się stało bo zobaczyłem panią Teresę prawie nago, to by było nie w porządku…
- No i co? Zerżnąłeś ją? – zapytałem wprost, celowo wulgarnie, żeby zobaczyć jego zakłopotaną minę. Zaczynało mi się to naprawdę podobać.
- Nie! – zaprotestował Piotr dosyć gwałtownie. - To znaczy … można powiedzieć …. Można powiedzieć, że pani Teresa przejęła całą inicjatywę.
Jak się okazało, pani Teresa tamtej nocy wsunęła się pod kołdrę Piotra i wyczuwając dłonią z jakim gabarytem ma do czynienia, uwolniła gabaryt ze spodni piżamy, a następnie uzbroiła go w gumę i dosiadła gładko i bez większych oporów ze swojej strony, za to z oporami ze strony Piotra (pierwszy raz miał kontakt z prezerwatywą, która okazała się nieco za mała i za ciasna). No a potem po prostu posłużyła się jego sprzętem, aby dać sobie tyle rozkoszy, ile tylko mogła i ujeżdżała mojego kolegę – chlubę liceum numer pięć przez kolejnych parę godzin.
- Wow, stary. Zadziwiasz mnie! – powiedziałem autentycznie zdziwiony.
- Wiem. Sam siebie zadziwiam. Jestem okropny, że znowu pozwoliłem na coś takiego. Nie powinienem. Nawet nie wiesz jak mi wstyd.
- Ale wręcz przeciwnie! Powinieneś! Kurwa, masz dwadzieścia lat!
- A pani Teresa czterdzieści osiem … Boże, co ja robię?
- Było ci dobrze?
- Tak, to było przyjemne. Nawet bardzo przyjemne.
- No to w czym problem?
- Bo widzisz, to co się stało, między mną, a panią Teresą, nie było tylko raz….
- Żartujesz! Powtórzyła to? A to dobre!
- Tak. Powtórzyliśmy to. Właściwie nie jeden raz …
- Dwa razy?
- Więcej …
- Trzy, cztery?
- Trochę więcej ….
- No powiesz w końcu?
- No dobrze. Pani Teresa przychodzi do mnie każdej nocy, od lutego … Ale nie myśl o niej źle. Wiesz, bardzo wiele mnie nauczyła. Jest doświadczona. Bardzo doświadczona, można powiedzieć.
No. Więc jednym zdaniem, właśnie dowiedziałem się, że Piotr co noc przez pół roku (spotkaliśmy się w lipcu), pieprzył właścicielkę mieszkania, w którym wynajmował pokój, a ona w zamian odstępowała mu go bez żadnej należności.
- Wiem, wygląda to paskudnie. Jak jakaś prostytucja – Piotr był naprawdę załamany. Ale wiesz, to dla mnie okazja, bo nie stać mnie na wynajem. Poza tym … chyba mnie to trochę … wciągnęło …. (tutaj znowu się zaczerwienił).
- Chcesz powiedzieć, że pokochałeś seks …. – drążyłem.
- Można tak to ująć – odpowiedział z trudem.
A potem oczywiście zaczął się tłumaczyć:
- Ale wiesz, to mnie w jakiś sposób leczy z Eweliny …. (tak tak, Piotrze, po prostu lubisz się pieprzyć, uwielbiasz to) … Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie doprowadzić kobietę do takiego stanu …. do krzyku z rozkoszy …. (też bym krzyczał, gdybym miał w sobie coś takiego). To jest dla mnie terapia … (oczywiście, Piotrze). Ale nie to jest w tym wszystkim jeszcze najgorsze …
- Yyyy ? – teraz znów mnie zadziwił.
- Poznałem kogoś. Dziewczynę. Z mojego roku. Ma na imię Izabela. Jest naprawdę ładna.
- Czekaj, czekaj. Masz dziewczynę?
- Można tak powiedzieć ….
No więc Piotr miał dziewczynę, z którą wiązał nadzieję na małżeństwo, dzieci i domek – licealne ideały. Poznał ją na pierwszym roku studiów i po kilku romantycznych randkach, postanowili zostać parą. Tymczasem ani pani Teresie, ani jemu, nawet nie śniło się, aby zaprzestać nocnych igraszek, o których rzecz jasna przyszła żona i matka nie miała zielonego pojęcia.
- Jest mi okropnie wstyd – mówił mi Piotr prawie już płacząc. Kocham moją dziewczynę i uwielbiam się z nią całować. Ale ona nie potrafi dać mi tyle, co pani Teresa…. Wiem, że to okropnie brzmi. Wiem, że jestem palantem, ale nie potrafię teraz skończyć ani jednego ani drugiego. Chyba za bardzo lubię seks. Co ja gadam – ja go uwielbiam. Nie mogę się powstrzymać. Nie daję rady.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz się powstrzymywać – zaśmiałem się. - To znaczy kapuję, dziewczyna i tak dalej. Ale jeśli traktujesz tą całą panią Teresę jak nauczycielkę, to chyba nie ma żadnego problemu, prawda? W zasadzie to wyjdzie twojej dziewczynie na korzyść. Chyba zależy ci by była zadowolona!
- Tak, oczywiście – jęknął Piotr. - Ale ja jeszcze nie powiedziałem ci wszystkiego...
Niemal podtrzymując szczękę z wrażenia słuchałem dalej. Piotr, kajając się niczym na spowiedzi, wyznał, co następuje.
Otóż zaraz po pierwszej sesji egzaminacyjnej, kiedy po zdanych egzaminach wraz ze swoją dziewczyną – Izą, w żeńskim akademiku, gdzie mieszkała Iza, pakowali się na zimowe ferie, które mieli spędzić w jej rodzinnym domu na wsi, napatoczyła się na nich, nie kto inny, tylko Kamila.
- TA KAMILA, która razem z Eweliną, wtedy, w lesie … no wiesz – starał się wyjaśnić.
- O cholera! - skomentowałem ten niefortunny przypadek. - Oczywiście nie powiedziałeś Izie o lesie!
- Coś ty! – oczy Piotra stały się okrągłe z przejęcia. - Jak mógłbym jej o czymś takim powiedzieć?
- Ha! No i co zrobiliście?
- No, Iza zaprosiła Kamilę do pokoju …
- Niezręczna sytuacja …
- Bardzo niezręczna – zmartwił się Piotr. - Na szczęście Kamila nic nie powiedziała. Rozmawiały o jakichś głupotach, takich tam babskich sprawach, ciuchach i tak dalej...
Roześmiałem się. Z jego postawy i przejęcia wyczytałem, jakiego musiał mieć cykora i jakoś mnie to rozbawiło, może trochę podle. Więc rzeczywiście, Piotr miał wielkiego stracha, czy aby Kamila nie zacznie wspominać sytuacji okołomaturalnych, całkiem niedawnych przecież, więc kręcił się po pokoju, nie odzywając się prawie w ogóle, zmywając jakieś kubki i zajmując się czymkolwiek, byle tylko nie musieć brać większego udziału w tej rozmowie. Zastanawiał się skąd się wzięła w akademiku, nie studiowała przecież w Krakowie. W ogóle raczej nie studiowała. Na szczęście nic nie powiedziała, więc kiedy zaczęło się robić późno, a Kamila w końcu zaczynała zbierać się do wyjścia, poczuł ogromną ulgę. Wtedy nagle, wsuwając na nogi swoje zimowe kozaczki, zapytała:
- Odprowadzisz mnie na przystanek, Piotrek?
Piotr spojrzał na Izę, która niczego się nie spodziewając, zgodziła się, a nawet zachęciła go do „odprowadzenia koleżanki”. Piotr ubrał się, włożył kurtkę, szalik, czapkę i buty, nie wiedząc czego ma się spodziewać. Na zewnątrz był lekki przymrozek, padał śnieg. Było już zupełnie ciemno. Szli przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc, aż do momentu, gdy przekroczyli teren kampusu. Wtedy Kamila wypaliła:
- Omal nie odjebałeś ze strachu, nie?
- Przyznam, że się denerwowałem – odpowiedział po swojemu Piotr.
- Ona nic nie wie, co?
- Nie powiedziałem jej o tamtym … incydencie.
- No i dobrze! – zaśmiała się Kamila. - Jeszcze mogłaby sobie coś pomyśleć …
- Co tu właściwie robisz, Kamila? - zapytał Piotr, kiedy świecące kwadraty okien akademika były już daleko za nimi.
- Za dużo chciałbyś wiedzieć! – zbyła go. - Ale nie martw się, nie przyjechałam żeby rozbijać twój cudowny związek. Przecież widzę, jakie z was gołąbeczki. To wzruszające.
Piotr nie miał pewności, czy Kamila nie traktowała go ironicznie – było oczywiste, że tak robiła, ale on nadal był ciućmokiem i nie miał pewności. W każdym razie idąc tak i gadając dotarli do niezbyt ciekawego miejsca za kampusem – było to puste pole, teraz białe od śniegu, prowadzące na skróty do przystanku autobusowego. Okazało się jednak, że na polu postawiono ogrodzenie – dość wysokie słupy, pomiędzy którymi ciągnęła się przez całą jego szerokość druciana siatka. Taka zwyczajna siatka, z dość szerokimi oczkami.
- Kurwa – zaklęła Kamila, - nie przejdziemy tędy!
- Powinniśmy zawrócić i pójść zwyczajną drogą – powiedział Piotr.
- Jezu, ty nadal jesteś takim lamusem! – zaśmiała się, trochę rozbawiona, a trochę zirytowana. - Nie mam zamiaru wracać, przerzuć mnie na drugą stronę! No jesteś facetem, czy nie?!
- Dobra – zgodził się Piotr, - Tylko musimy uważać na straż miejską, to chyba nielegalne!
- Zabawny jesteś, Piotrek - powiedziała Kamila, patrząc mu przez chwilę w oczy – Z tego, co pamiętam nie zawsze przejmowałeś się tym, czy coś jest legalne, czy nielegalne. Seks na ścieżce w lesie, gdzie w każdej chwili mógł ktoś przechodzić, też chyba nie był zbyt legalny …
- Kamila, zapomnijmy o tym – zawstydził się Piotr. - To się nie powinno wydarzyć. Okazałem słabość i tyle.
Podeszła do niego tak niebezpiecznie blisko, że odruchowo się odsunął. Nie dała za wygraną i podążyła za nim. Poczuł jej dłoń na swoim udzie, a potem wyżej.
- Wiesz, myślę, że Ewelina cieszyła się tobą więcej niż ja, to niesprawiedliwe, nie uważasz?
Jej dłoń masowała go w kroku, czuł jej przyjemną bliskość i przeszył go dreszcz.
- Kamila, ja … ja mam dziewczynę. Nie możesz tego robić …
- Wiem wiem – westchnęła, delikatnie całując go w usta – To przecież nielegalne!
Piotr poczuł, że w jego spodniach robi się ciasno i znów odsunął się od Kamili, próbując dojść do bezpieczniejszego stanu – liczył, że padający śnieg nieco go ochłodzi.
- Dobra lamusie, pomóż mi przejść na drugą stronę tego pieprzonego ogrodzenia! – zawołała rozbawiona.
Potem wspięła się, wbijając czubki kozaków w oczka w siatce, a Piotr podsadził ją i pomógł przejść na drugą stronę.
Poprawiła ubranie i jeszcze przez chwilę stali naprzeciwko siebie, rozdzieleni drucianą siatką. Śnieg padał coraz mocniej.
- Przyznam Piotrek, że często o tobie myślałam – powiedziała.
- To miłe – uśmiechnął się, z pewnością tym słynnym piotrkowym rozlazłym uśmiechem.
- Jesteś totalną ofermą, ale masz coś, o czym marzy każda laska … chodź tu bliżej.
- Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jakoś odruchowo się do niej zbliżyłem, to znaczy do tej siatki … - tłumaczył mi Piotr.
- Czy Iza już wie, jaki ma skarb? - zapytała Kamila, wsuwając przez oczko w siatce trzy palce i chwytając nimi twardość wciąż prężącą się w spodniach Piotra.
- Nie, jeszcze nie. To znaczy … Słuchaj Kamila, powinienem już wracać. Nie jestem taki, jak myślisz, naprawdę …
- Ale ja jestem taka – uśmiechnęła się, chwytając palcami zamek jego spodni i z trudem lecz umiejętnie pociągając go w dół – No, daj mi go w końcu. Przecież czuję, że chcesz.
- Boże … – jęknął Piotr, patrząc jak dziewczyna po drugiej stronie siatki przyklęka na wysokości jego kroku, a potem rozglądnąwszy się dookoła i upewniwszy się, czy straż miejsca nie czaiła się gdzieś w pobliżu, oswobodził swojego sztywnego fiuta ze spodni i wsunął go przez szparę w siatce ogrodzenia wprost w ręce i usta Kamili. Początkowo miał trudność by przepchać go przez niewielkie oczko w ogrodzeniu, ale w końcu się udało.
Obciągała go sprawnie i łapczywie. Piotr spoglądał na nią z góry, przytrzymując się palcami siatki i miał wrażenie, że dla niej liczył się tylko i wyłącznie jego penis. Powiedział, że to było trochę poniżające, ale zbyt przyjemne, by potrafił to przerwać. Jej głowa poruszała się rytmicznie. Patrzył na nią i na własnego, wciąż powiększającego się kutasa z gębą otwartą ze zdziwienia:
- Dopiero w tamtym momencie zobaczyłem tak naprawdę, jaki jest duży i sam byłem w szoku - przyznał naiwnie jak dziecko - szeptem, jakby wyjawiał mi największą tajemnicę swojego życia.
Tymczasem czubek języka Kamili obracał się szybko po powierzchni jego nabrzmiałego grzyba. Piotr doszedł szybko, łapiąc powietrze, zastygając w bezruchu i niemal płacząc z rozkoszy, przytwierdzony do drucianej siatki. Widział jak jego „bita śmietana” wypływa z niego niczym biała lawa, parując na zimnym powietrzu a Kamila połyka ją lubieżnie "jak w jakichś wulgarnych pornosach.
- A teraz wracaj do niej, bo dziewczę się zapłacze z tęsknoty - powiedziała po wszystkim, a potem wysłała Piotrowi buziaczka i pobiegła na autobus.
- Już wtedy wiedziałem, że znowu zrobiłem coś bardzo złego – powiedział. - Ale to było tak przyjemne, że nie udało mi się powstrzymać. Jakbym myślał penisem, a nie głową. To okropne ...
Wtedy właśnie pojąłem, że mój kolega z liceum, nie jest już tamtym Piotrem – dobrym i porządnym chłopcem, katolikiem, ale najnormalniej w świecie jest Piotrem hedonistą. Chłopak naprawdę zaczynał mieć świadomość tego, co ma i ile przyjemności dzięki temu czekało go w życiu. Było to dla mnie chyba największe zdziwienie ostatniego dziesięciolecia.
- Co ja mam teraz robić? Z tym wszystkim, z panią Teresą … – zapytał mnie drżącym głosem, a ja odpowiedziałem to, co naprawdę myślę:
- Jeśli kochasz Izę, wyprowadź się z Podgórza. Tak będzie uczciwie. Nie musisz jej mówić o tej Teresie, ale przerwij to. O Kamili też jej nie mów. To czego się nauczyłeś rób z dziewczyną – będzie jej się podobać. Jeśli stawiasz na seks, zerwij z dziewczyną. Nie rań jej bardziej. I wiesz co? Dymaj wszystko, na co masz ochotę, tak często jak tylko chcesz. Masz dwadzieścia lat stary, kiedy będziesz to robił?
- Boże, muszę to dokładnie przemyśleć – powiedział Piotr, gdy wino się skończyło i zabrzmiał dokładnie tak samo jak w szkole – jak flegmatyczna oferma.
Jeszcze nie wiem, jaki był efekt przemyśleń Piotra. Od dłuższego czasu nie mamy ze sobą kontaktu. Kiedyś pewnie się dowiem, bo zastanawiam się, która część mojego kolegi zwyciężyła, a która poniosła klęskę.
Odprowadzając go na przystanek, i korzystając z okazji, że obaj byliśmy już dość mocno wstawieni, zapytałem o to, o co zawsze chciałem zapytać, ale brakowało mi odwagi:
- To ile ma centymetrów?
- Kto? Aaa, to. Przestań! - zarumienił się stary dobry Piotrek.
- No nie gadaj, że go nie mierzyłeś. Każdy facet to robi. Każdy.
- To głupie! – speszył się po swojemu.
- Jestem ciekawy po prostu. Osiemnaście?
- Troszkę więcej ….
- Dziewiętnaście?
- Jeszcze troszkę więcej ….
- O w mordę! – zawołałem zdecydowanie zbyt głośno, jak na tak późną porę.
- Weź przestań – uśmiechnął się Piotr swoim „starym” rozmemłanym uśmiechem i czerwony jak burak wsiadł do tramwaju.
Ostatnia edycja: