Jestem bisexualny i żadnych praw nikt mi nie odebrał.
Biseksualiści mają o tyle lepiej, że mogą poślubić osobę, do której odczuwają pociąg. Homoseksualiści są w gorszej sytuacji.
Z kolei transseksualiści żeby w dokumentach mieć płeć zgodną z odczuwaną, to trzeba pozwać swoich rodziców.
Można żyć bez ślubu a jak komuś bardzo zależy, hajtnać się gdzieś gdzie można (nie znam się ale myślę że do ogarnięcia).
Polska nie uznaje jednopłciowych małżeństw zawartych za granicą.
Jeśli chodzi o sytuację w kraju, to np. nie da się u notariusza załatwić wspólnego opodatkowania, prawa do pochówku, prawa do objęcia niepracującej "połówki" swoim ubezpieczeniem NFZ, kwestii alimentów, zwolnienia z zeznań przeciwko partnerowi/partnerce, prawa do zachowku w przypadku spadku.
Te prawa nie zostały nadane.
I małżeństwa oraz związki partnerskie są po to, aby uniknąć tych problemów. I żeby nie płacić za sto różnych świstków, skoro można to załatwić raz, a dobrze w USC.
Czy gdyby heterykom odebrano te prawa (skoro mają je już od bardzo dawna), to by nie protestowali? Jasne, że by protestowali.
Nadal uważasz, że homoseksualiści nie mają potrzeby, by domagać się wprowadzenia dla nich równych praw z hetero? Tzn. równości małżeńskiej?
"Prostowanie", że jakieś prawa nie zostały odebrane, tylko nie zostały nadane, są tylko żonglerką słowną, bo skutek jednego i drugiego jest taki sam. Zresztą nie stwierdziłem, że homoseksualistom odebrano prawa, tylko porównałem ich sytuację z sytuacją heteroseksualistów. I par, które tworzą jedni i drudzy.
Instytucja małżeństwa zmieniała się na przestrzeni wieków, i będzie się zmieniać nadal. Np. obecnie małżeństwa aranżowane są bardzo rzadkie, chyba że w bardzo religijnych i konserwatywnych środowiskach, głównie fundamentalistycznych. Kiedyś była to reguła.
To, co napisałem odnośnie spraw nie do załatwienia u notariusza, jest też odpowiedzią na fragment:
Akceptację, równe prawa. To wszystko jest. Nie ma oddzielnych dla geja i dla hetero. Są te same. Może sobie ktoś poprostu nie radzi ale to nie kwestia praw. Tylko podejścia charakteru i siły woli.
Nie szukaj problemów których nie ma.
Oraz na:
Nie chodzi tylko o dziedziczenie i testament.
Nadal twierdzisz, że pary homo mają równe prawa z parami hetero?
W ogóle to z raportu ILGA wynika (nie bez powodu), że prawodawstwo w Polsce traktuje osoby LGBT najgorzej w całej UE.
Brak uznania dla związków jednopłciowych i szereg spraw nie do załatwienia u notariusza, konieczność pozwania własnych rodziców przed oficjalną zmianą płci itd.
Osobną kwestią jest prowadzona przez władze kampania szczucia i dezinformacji (vide filmy "dokumentalne" emitowane w TVPiS, np. "Inwazja").
z amuletami nie wyskakuj bo nie o to chodzi.
Postępowanie osobników modlących się na różańcu na widok uczestników marszu równości samo nasuwa takie właśnie skojarzenie.
starsze pokolenie mocniej wierzące jest i tacy są. Ale MAJA DO TEGO PRAWO. Czy może sugerujesz by im czegos zabraniać.
Nie szufladkuj, bo np. mój dziadek urodzony w 1933 był niewierzący, mimo że pochodził z katolickiej rodziny.
Nie sugeruję, żeby czegoś zabraniać ludziom religijnym. Chodzi o co innego. O to, że ci modlący się na różańcu, przeciwni marszom równości osobnicy stoją przy szczekaczkach-homofobusach rozpowszechniających kłamstwa o LGBT i łączących homoseksualizm z pedofilią. Chodzi o furgonetki należące do Fundacji Pro kierowanej przez Mariusza Dzierżawskiego, i szczekające jego głosem. I zarówno napisy na tych furgonetkach, jak i nagrane przez Dzierżawskiego kwestie emitowane z megafonów na nich zamontowanych, szerzą kłamstwa i dezinformację. A ci uczestnicy "krucjat różańcowych" to podtrzymują. Mimo że to tak jakby kłóci się z przykazaniem zakazującym mówienia fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu (no chyba że to przykazanie odnosi się tylko i wyłącznie do zeznawania w sądzie, to wtedy nie).
Poza tym, chrześcijaństwo, w tym katolicyzm, to dogmatyczna, autorytarna i przy tym misyjna religia. Więc apelowanie do jej wyznawców, żeby nie próbowali wpływać na prawo dotyczące ogółu oraz innych grup oraz na sytuację społeczną i atmosferę społeczną, jest z gruntu jałowe i skazane na porażkę. Bo katolików obowiązuje zasada posłuszeństwa wiary i katolicy muszą zgadzać się ze wszystkim, co jest zapisane w Katechizmie Kościoła Katolickiego i co głosi magisterium Kościoła, a przy tym przekonywać innych, że te oficjalne katolickie zasady są słuszne. Czyli np. twierdzić, że państwo powinno zakazywać pornografii i aborcji i sprzeciwiać się równości dla jednopłciowych par, oraz uznawać in vitro, masturbację i antykoncepcję za coś złego.
Więc nie chodzi tu o wiarę samą w sobie, tylko cały zestaw przekonań, który się z tym łączy.
Wyraziłem swoją opinię. Do wyrażenia której MAM PRAWO.
Każda opinia powinna opierać się na solidnych i racjonalnych przesłankach i argumentach - prawda? Tzn. dobrze by było, gdyby była na tym oparta.
Bo jeśli jakaś opinia opiera się na błędnych/niepełnych/fałszywych/niereprezentatywnych danych, to wtedy jest jasne, że taka opinia jest bezwartościowa i że zasadne byłoby zmienienie jej.
Nie będę się wdawał w dalszą dyskusje. Ile argumentów by nie padło.
To jest forum dyskusyjne, więc prowadzenie tutaj dyskusji na argumenty miałoby sens. Jak najbardziej.
I tak żaden z nas zdania nie zmieni.
Skąd to stwierdzenie?
Nie wiesz, jakie ja kiedyś miałem poglądy, ani w jakich kwestiach zmieniłem poglądy. I nie wiesz, ile czasu spędziłem na dyskutowaniu na forach, zanim zmieniłem zdanie w danych kwestiach.
Ja lubię dyskutować na argumenty. To rozwija.
Zmiana zdania w obliczu dowodów jest aktem oświecenia, nie porażki.