KULT BARBARII
Misterium
Epizod pierwszy (Czas odczytu 00:07:54)
Palce dłoni odmówiły posłuszeństwa, dosłownie zawisły kilka milimetrów nad sporą klamką w kształcie kinola paskudnego wysłannika piekieł. Przeczucie iście kobiece czy mara senna poprzedzająca dreszcze strachu po przebudzeniu ze snu grozy, zakazywały otwarcia nowego rozdziału pełnego upodlenia życia. Przemoczony pozbawiony, choć suchej niteczki trwał jak debil przed wrotami kaplicy cmentarnej Św. Rodzinny we Wrocławiu. Dosłownie kilkanaście godzin temu po dostaniu anonimowej wiadomości zakotwiczonej na poczcie głosowej aparatu telefonicznego iście krótkiej co jednoznacznie treściwej „Przybądź, cioteczka odchodzi do krainy cieni” wskoczył do pierwszego samolotu do Polski z konkretnym planem lądowania w stolicy Dolnego Śląska. Nie znalazł parasola wypożyczonym samochodzie, kilkaset metrów z parkingu pokonał na pieszo do cmentarnej metropolii targany wiatrem znad rzeki Odry, co rusz oblewany wiadrami wody wprost z nieboskłonu. Wreszcie zdobył się na odwagę, nacisnął klamkę ostatniego przybytku na padole ziemskim. Przeraźliwe wyzwolone skrzypienie otwieranych wierzej obezwładniło kapłana udzielającego ostatniej posługi w trakcie obrządku rzymsko-katolickiego. Zaskoczony ognistym wzrokiem księdza organista zaprzestał zawodzić. W mało wybredny sposób wytracił prędkość naciskanych klawiszy miniaturowych organów. Duchowny jako pierwszy ochłonął po wtargnięciu istoty, z której płynęły na posadzkę strugi wody. Ze wspaniałego pożegnalnego wieńca pozostał jedynie napis na historycznej wstędze oplatającej szczelnie kwiatostan, reszta zniknęła w potoku opadów atmosferycznych. Wskazał głową a po chwili trochę zniecierpliwionym gestem dłoni, pokazał zestaw ławek po prawicy odchodzącej w zaświaty cioteczki. Sadowiąc się na wskazaną pozycję, usłyszał zdławiony głośny śmiech całkowicie odstający od miejsca tym bardziej sytuacji. Nie dostrzegł żywej istoty w kaplicy. Czyżby cioteczka nie utrzymywała żadnych kontaktów? Śmiech dławiony dłońmi dobiegał z przeciwka, gdzie siedziały identyczne trzy anielskie istoty. Idealnie wręcz perfekcyjnie zatykały dłońmi usta, coraz bardziej się czerwieniąc pod srogim wzrokiem sługi pańskiego, nie mogły powstrzymać śmiechu na widok rozprzestrzeniającej się plamy wodnej po wtargnięciu wodnika w obszar sanktuarium. Miał wrażenie, że księżulek zamierza wydobyć drewnianą laskę i grzmotnąć niewiasty po plecach. Natrafił na śliczne trio wspaniałych gałek ocznych, okrytych cieniutkim czarnym woalem wypływającym spod delikatnego toczka na blond długich za ramiona włosach niewiast. Ręce skryte w mitenkach wspierały na odsłoniętych zgrabnych kolankach nóg osnutych w podobnym czarnym odcieniu pończoch wnikających w delikatne czarne szpileczki.
Rozważania na temat rozpościerającego się dobra kobiecości przerwał duszpasterz, rozpoczynając nabożeństwo. Jedynie na chwilkę był w stanie skoncentrować się na słowach duchownego. Niewątpliwie opis kobiet, który kiedyś przekazała cioteczka, nijak się miał do niebotycznego widoku, który zajął całkowicie przestrzeń widzialności. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego nie zaprasza do Polski w obszar rozległego domu, który od niepamiętnych czasów dzierżyła w dłoniach. Jedynie sporadycznie wspomniała o trzech córkach przyjaciółki w biznesie, zamieszkałej w graniczącym z posiadłością domu na Biskupinie nieopodal rzeki Odry przy krańcowej ulicy przed wałami. Nie mógł nic zarzucić, o nic prosić. Uratowała przed unicestwieniem, wysyłając do Holandii. Zapewniła całkowite utrzymanie, wydajnie dotując sporymi sumami szlak wędrówki przez życie…
Rozpoczął tragicznie, w trakcie pierwszego kontaktu ze wszechświatem po uwolnieniu z więzów pępowiny pożegnał mamusię. Tatuś zabiegany, zapracowany wpadł w szpony demonicznej kobiety, która oczarowała nie tylko zmysłem kulinarnym, ale najpewniej doskonale robiła laskę. Była jakaś dziwna w trakcie kąpieli długo i namiętnie pieściła „ptaszka” aż do wybuchu, uznał, że tak ma być, po co zawracać głowę tatusiowi w zasadzie gościowi w niedzielne popołudnia. W trakcie oglądania seriali telewizyjnych wsuwała stopy głęboko w usta, było to ze wszech miar przyjemne, zakończone najczęściej pieszczotami członka ze znanym wynikiem.
Uciekł w wir nauki, aby uniknąć dziwnych domowych sytuacji. Idealnie przypasowało kółko zwolenników fizyki stosowanej. Dodatkowo po lekcjach został w kantorku nauczycielki fizyki. Pierwsze doświadczenie zakończyła dłonią na kutasie, który jakoś dziwnie stał się olbrzymi, wprowadził panią w stan euforii. Wypuściła dopiero późno w nocy spod pośladków, zapewniła sobie pełną paletę doznań. Uznał, że nie wiele to się różni od wymagań macochy, został w domu, skrępowany jej kończynami bezpośrednio po wyjściu ojca. Sprawy wiary inspirowały od zawsze, zapragnął zbliżyć się do Boga, został ministrantem. Wszystko było elegancko wręcz sympatycznie do czasu, gdy nie poczuł wylewającego się płynu z dupy, kiedy nieopatrznie w zakrystii się schylił po gromnicę… Ponownie trafił w świat coraz bardziej wyrafinowanych zabaw erotycznych opiekunki domowej, która po usłyszeniu opowieści osnutej na przygodzie przykościelnej, wdzierała się co noc olbrzymem z lekka posmarowanym poślizgiem. Doszła do perfekcji w dozowaniu środka nasennego tatusiowi, który grzecznie spał, gdy synek cierpiał upodlające katusze. Uciekł do szkoły średniej z internatem, wreszcie uwolnił się z jarzma niewoli, nie miał zamiaru wracać w pielesze panowania pośladków pani matki. Studia rozpoczął walką o akademik z mizernym skutkiem, pozostało wynajęcie mieszkania. Nie należał do strachów na wróble wysoki dobrze zbudowany, liznął różne dyscypliny sportowe, wsparty inteligencją minionych pokoleń z dozą dołączonej na drodze wchłoniętej wiedzy. Skrzętnie skrywał przygody spod strzechy domostwa, nie miał się czym chwalić oprócz seryjnych niebywałych orgazmów macochy. Nie chciał zrujnować nadwątlonej psychiki tatusia po stracie mamusi w trakcie swoich narodzin, widmo winy prześladuje co dzień co noc…
W trakcie wizyty w domu rodzinnym na Święta Wielkanocne obudziły się pradawne instynkty zastępczej matki. Zaaplikowała tatusiowi środki nasenne i przystąpiła czarnym ogromnym dildo do gierek. Wyszła po dłuższej nieobecności z wprawy usypiania ojca. Po przebudzeniu zwabiony wrzaskami gwałconego chłopca wpadł do jego pokoju. Z lękiem na twarzy oczekiwał rozstrzygnięcia, nie wiedział, co tata zrobi?… Kochał syna nad życie, uniósł wrzeszczącą macochę w górę i wyrzucił przez rozwarty balkon z czwartego piętra wprost na trotuar. Ojciec trafił na oddział do wariatkowa, wówczas po kilku dniach poznał cioteczkę. Pierwszy i ostatni raz widzianą, natychmiast znalazł się w samolocie do Holandii.
Z drzemki zamyślenia wyrwały śliczne ramiona okryte czarną woalką, jedną rękę ściskało objawienie w spódnicy, do drugiej przyssało się następne, prowadziły za konduktem pogrzebowym alejkami metropolii skąpanej w promieniach słonecznych, ulewa odeszła wraz z cioteczką.
Zamiar szybkiego powrotu do Holandii legł w gruzach w przedbiegach. Urocze trzy sąsiadki notabene ukochane przez cioteczkę szczelnie opatuliły przestrzeń, wdarły się wspaniałym zapachem kobiecości, po kilku krokach konduktu pogrzebowego jedynie myślał o jednym… Nie pomagały żadne tłumaczenia, miał zostać w Polsce i koniec. Na wstępie odesłały kierowcę limuzyny z wypożyczonym na lotnisku samochodem. Zapakowały na miejsce woźnicy i wręcz rozkazały jazdę na obiad do domu cioteczki, pominęły, że w zasadzie należał do nich jako dziedziczek fortuny. W samochodzie bez zbędnej etykiety przedstawiły się Pola, Stela i Cruella Romanoff, jedyne co pozostało to wydusić z siebie, że miło Kornel Walas.
— Jesteście jak krople wody jak was rozróżnić?
— Oj tam nie przejmuj się, za chwilę rozpoznasz po kolorze podeszew naszych szpilek — wziął to za niski żart, nie zdając sobie sprawy, że nie kłamią.
Z wrodzoną gracją otworzył drzwi limuzyny, podał każdej z osobna dłoń, były bardzo wyniosłe, dumnie unosiły wysoko głowy. Bezpośrednio przed domostwem przedstawiły asystentkę Gretę Kiepura, wkroczyły do holu, w którym równiutko w jednym rzędzie zapoznał służące Kordelię Racut, Dominikę Saba, Arletę Wagner po sekundzie przybiegły kucharki Nela Wach oraz Marlena Sakra. Zwrócił uwagę na „stroje” pań, rodem z minionej epoki. Spodnie czarne kończące się przed kostkami, na stopach dziwne czółenka w odcieniu przypominającym czarny sięgające wspomnianych kostek, może to wygodne, ale wyglądały koszmarnie. Brzydactwo dopełniły czarne koszule w nieładzie wiszące, na jak mniemał apetycznych wdziękach. Reakcja przybysza z daleka nie uszła uwadze paniom Romanoff, natychmiast krótko znacząco szepnęły kilka słów wprost w uszy asystentki.
— Greto proszę zapewnić pełen komfort panu Kornelowi wskazać apartament, nie przewidział dłuższego pobytu w miarę jak najszybciej zakupić wszystko, co będzie potrzebował — jak za dotknięciem czarodziejską różdżką służki rozbiegły się, gdy tylko dziedziczki zniknęły za załomem ściany.
— Wszystko wszystkim, ale dlaczego zakłada pani na moją twarz formę żelową w celu pobrania wymiarów garderoby?
— Dla pani wiadomości majtki noszę na dupie, a nie na twarzy! — stracił cierpliwość po ponad półgodzinnej utarczce w trakcie przymiarki do zakupów ubioru.
— Chodźmy na obiad, nie tolerują spóźnialskich a tym bardziej przychodzących po nich.
— Nie wiem, czy pani zauważyła, ale od półgodziny tańczę w samych slipkach, może z łaski swojej wdzieję garnitur — wyglądała na osobę mało operatywną.
— Jasne, zagadnę dziedziczki na schodach setką pytań, dam panu możliwość przyozdobienia klejnotów — wybiegła, śmiejąc się zalotnie, tego było za wiele…
Jadalnia przy salonie wyglądała okazale, spory dębowy stół na ponad dwanaście osób otoczony wysokimi drewnianymi masywnymi krzesłami uginał się od wszelakich potraw z całego Świata, wyglądało na wystawny obiad, wręcz pokazowy miał zwalić z nóg przybysza, a wywołał skrywany śmiech. Natomiast na widok pań z obsługi oniemiał…! Krótkie czarne spódniczki nieskrywające sporego paseczka nośnego czarnych pończoch ze wzorkiem płynącym spod jędrnego cudownego tyłeczka wprost w obszar szpileczek składających się z cienkich paseczków na sporej podstawie. Całość domykał błękitny żakiet, który idealnie się wkomponował w długie włosy, pani asystentka przeobraziła się w boginię, wreszcie przypominała zmysłową seksbombę w obcisłej ciemnoniebieskiej sukience przed kolana, pończochy równie czarne, jak pozostałych jedynie zapewniały komfort widoczności babskości. Stojące w jednym rzędzie oczekiwały wszechwładnych dziedziczek, dla żartu ustawił się razem z nimi. Nie podejrzewał, stanie się to przyczynkiem do późniejszej gehenny.
Zobaczywszy w jednym rzędzie ku jego zaskoczeniu, w ogóle nie zareagowały jakby nic zasiadły do stołu. Niezbyt zadowolony opadł niczym zubożały krewny na krzesło, było z czasem tylko gorzej. Nic nie mówiąc, obżerały się, nie używając sztućców, napawało obrzydzeniem, gdy tłuszcz kapał z dłoni wprost na bielutki obrus. Nie zamierzał wytaczać dział uświadamiających zasady zachowania przy stole. Z dozą wrodzonej kultury wyniesionej z domu przystąpił do działania. Co rusz proponował gestem potrawy z przestrzeni stołu, spodziewał się, że niczego nie przyjmą i tak było. Dzielił alkohol do wyznaczonych etykietom szklanych naczyń, tradycyjnie zapoczątkował posiłek„lornetką”. Spory kawałek słodkiego tortu posłużył jako zagrycha, następnie rosół staropolskim zwyczajem wchłonął z makaronem…
Pragnienie zaistnienia wewnątrz niebywałości kobiecości uleciało niczym wiatr przed burzą. Postanowił następnego dzionka ślicznie podziękować za gościnę i wrócić do skromniejszego domeczku w Holandii, ale z przytulnym klimatem.
CDN
Misterium
Epizod pierwszy (Czas odczytu 00:07:54)
Palce dłoni odmówiły posłuszeństwa, dosłownie zawisły kilka milimetrów nad sporą klamką w kształcie kinola paskudnego wysłannika piekieł. Przeczucie iście kobiece czy mara senna poprzedzająca dreszcze strachu po przebudzeniu ze snu grozy, zakazywały otwarcia nowego rozdziału pełnego upodlenia życia. Przemoczony pozbawiony, choć suchej niteczki trwał jak debil przed wrotami kaplicy cmentarnej Św. Rodzinny we Wrocławiu. Dosłownie kilkanaście godzin temu po dostaniu anonimowej wiadomości zakotwiczonej na poczcie głosowej aparatu telefonicznego iście krótkiej co jednoznacznie treściwej „Przybądź, cioteczka odchodzi do krainy cieni” wskoczył do pierwszego samolotu do Polski z konkretnym planem lądowania w stolicy Dolnego Śląska. Nie znalazł parasola wypożyczonym samochodzie, kilkaset metrów z parkingu pokonał na pieszo do cmentarnej metropolii targany wiatrem znad rzeki Odry, co rusz oblewany wiadrami wody wprost z nieboskłonu. Wreszcie zdobył się na odwagę, nacisnął klamkę ostatniego przybytku na padole ziemskim. Przeraźliwe wyzwolone skrzypienie otwieranych wierzej obezwładniło kapłana udzielającego ostatniej posługi w trakcie obrządku rzymsko-katolickiego. Zaskoczony ognistym wzrokiem księdza organista zaprzestał zawodzić. W mało wybredny sposób wytracił prędkość naciskanych klawiszy miniaturowych organów. Duchowny jako pierwszy ochłonął po wtargnięciu istoty, z której płynęły na posadzkę strugi wody. Ze wspaniałego pożegnalnego wieńca pozostał jedynie napis na historycznej wstędze oplatającej szczelnie kwiatostan, reszta zniknęła w potoku opadów atmosferycznych. Wskazał głową a po chwili trochę zniecierpliwionym gestem dłoni, pokazał zestaw ławek po prawicy odchodzącej w zaświaty cioteczki. Sadowiąc się na wskazaną pozycję, usłyszał zdławiony głośny śmiech całkowicie odstający od miejsca tym bardziej sytuacji. Nie dostrzegł żywej istoty w kaplicy. Czyżby cioteczka nie utrzymywała żadnych kontaktów? Śmiech dławiony dłońmi dobiegał z przeciwka, gdzie siedziały identyczne trzy anielskie istoty. Idealnie wręcz perfekcyjnie zatykały dłońmi usta, coraz bardziej się czerwieniąc pod srogim wzrokiem sługi pańskiego, nie mogły powstrzymać śmiechu na widok rozprzestrzeniającej się plamy wodnej po wtargnięciu wodnika w obszar sanktuarium. Miał wrażenie, że księżulek zamierza wydobyć drewnianą laskę i grzmotnąć niewiasty po plecach. Natrafił na śliczne trio wspaniałych gałek ocznych, okrytych cieniutkim czarnym woalem wypływającym spod delikatnego toczka na blond długich za ramiona włosach niewiast. Ręce skryte w mitenkach wspierały na odsłoniętych zgrabnych kolankach nóg osnutych w podobnym czarnym odcieniu pończoch wnikających w delikatne czarne szpileczki.
Rozważania na temat rozpościerającego się dobra kobiecości przerwał duszpasterz, rozpoczynając nabożeństwo. Jedynie na chwilkę był w stanie skoncentrować się na słowach duchownego. Niewątpliwie opis kobiet, który kiedyś przekazała cioteczka, nijak się miał do niebotycznego widoku, który zajął całkowicie przestrzeń widzialności. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego nie zaprasza do Polski w obszar rozległego domu, który od niepamiętnych czasów dzierżyła w dłoniach. Jedynie sporadycznie wspomniała o trzech córkach przyjaciółki w biznesie, zamieszkałej w graniczącym z posiadłością domu na Biskupinie nieopodal rzeki Odry przy krańcowej ulicy przed wałami. Nie mógł nic zarzucić, o nic prosić. Uratowała przed unicestwieniem, wysyłając do Holandii. Zapewniła całkowite utrzymanie, wydajnie dotując sporymi sumami szlak wędrówki przez życie…
Rozpoczął tragicznie, w trakcie pierwszego kontaktu ze wszechświatem po uwolnieniu z więzów pępowiny pożegnał mamusię. Tatuś zabiegany, zapracowany wpadł w szpony demonicznej kobiety, która oczarowała nie tylko zmysłem kulinarnym, ale najpewniej doskonale robiła laskę. Była jakaś dziwna w trakcie kąpieli długo i namiętnie pieściła „ptaszka” aż do wybuchu, uznał, że tak ma być, po co zawracać głowę tatusiowi w zasadzie gościowi w niedzielne popołudnia. W trakcie oglądania seriali telewizyjnych wsuwała stopy głęboko w usta, było to ze wszech miar przyjemne, zakończone najczęściej pieszczotami członka ze znanym wynikiem.
Uciekł w wir nauki, aby uniknąć dziwnych domowych sytuacji. Idealnie przypasowało kółko zwolenników fizyki stosowanej. Dodatkowo po lekcjach został w kantorku nauczycielki fizyki. Pierwsze doświadczenie zakończyła dłonią na kutasie, który jakoś dziwnie stał się olbrzymi, wprowadził panią w stan euforii. Wypuściła dopiero późno w nocy spod pośladków, zapewniła sobie pełną paletę doznań. Uznał, że nie wiele to się różni od wymagań macochy, został w domu, skrępowany jej kończynami bezpośrednio po wyjściu ojca. Sprawy wiary inspirowały od zawsze, zapragnął zbliżyć się do Boga, został ministrantem. Wszystko było elegancko wręcz sympatycznie do czasu, gdy nie poczuł wylewającego się płynu z dupy, kiedy nieopatrznie w zakrystii się schylił po gromnicę… Ponownie trafił w świat coraz bardziej wyrafinowanych zabaw erotycznych opiekunki domowej, która po usłyszeniu opowieści osnutej na przygodzie przykościelnej, wdzierała się co noc olbrzymem z lekka posmarowanym poślizgiem. Doszła do perfekcji w dozowaniu środka nasennego tatusiowi, który grzecznie spał, gdy synek cierpiał upodlające katusze. Uciekł do szkoły średniej z internatem, wreszcie uwolnił się z jarzma niewoli, nie miał zamiaru wracać w pielesze panowania pośladków pani matki. Studia rozpoczął walką o akademik z mizernym skutkiem, pozostało wynajęcie mieszkania. Nie należał do strachów na wróble wysoki dobrze zbudowany, liznął różne dyscypliny sportowe, wsparty inteligencją minionych pokoleń z dozą dołączonej na drodze wchłoniętej wiedzy. Skrzętnie skrywał przygody spod strzechy domostwa, nie miał się czym chwalić oprócz seryjnych niebywałych orgazmów macochy. Nie chciał zrujnować nadwątlonej psychiki tatusia po stracie mamusi w trakcie swoich narodzin, widmo winy prześladuje co dzień co noc…
W trakcie wizyty w domu rodzinnym na Święta Wielkanocne obudziły się pradawne instynkty zastępczej matki. Zaaplikowała tatusiowi środki nasenne i przystąpiła czarnym ogromnym dildo do gierek. Wyszła po dłuższej nieobecności z wprawy usypiania ojca. Po przebudzeniu zwabiony wrzaskami gwałconego chłopca wpadł do jego pokoju. Z lękiem na twarzy oczekiwał rozstrzygnięcia, nie wiedział, co tata zrobi?… Kochał syna nad życie, uniósł wrzeszczącą macochę w górę i wyrzucił przez rozwarty balkon z czwartego piętra wprost na trotuar. Ojciec trafił na oddział do wariatkowa, wówczas po kilku dniach poznał cioteczkę. Pierwszy i ostatni raz widzianą, natychmiast znalazł się w samolocie do Holandii.
Z drzemki zamyślenia wyrwały śliczne ramiona okryte czarną woalką, jedną rękę ściskało objawienie w spódnicy, do drugiej przyssało się następne, prowadziły za konduktem pogrzebowym alejkami metropolii skąpanej w promieniach słonecznych, ulewa odeszła wraz z cioteczką.
Zamiar szybkiego powrotu do Holandii legł w gruzach w przedbiegach. Urocze trzy sąsiadki notabene ukochane przez cioteczkę szczelnie opatuliły przestrzeń, wdarły się wspaniałym zapachem kobiecości, po kilku krokach konduktu pogrzebowego jedynie myślał o jednym… Nie pomagały żadne tłumaczenia, miał zostać w Polsce i koniec. Na wstępie odesłały kierowcę limuzyny z wypożyczonym na lotnisku samochodem. Zapakowały na miejsce woźnicy i wręcz rozkazały jazdę na obiad do domu cioteczki, pominęły, że w zasadzie należał do nich jako dziedziczek fortuny. W samochodzie bez zbędnej etykiety przedstawiły się Pola, Stela i Cruella Romanoff, jedyne co pozostało to wydusić z siebie, że miło Kornel Walas.
— Jesteście jak krople wody jak was rozróżnić?
— Oj tam nie przejmuj się, za chwilę rozpoznasz po kolorze podeszew naszych szpilek — wziął to za niski żart, nie zdając sobie sprawy, że nie kłamią.
Z wrodzoną gracją otworzył drzwi limuzyny, podał każdej z osobna dłoń, były bardzo wyniosłe, dumnie unosiły wysoko głowy. Bezpośrednio przed domostwem przedstawiły asystentkę Gretę Kiepura, wkroczyły do holu, w którym równiutko w jednym rzędzie zapoznał służące Kordelię Racut, Dominikę Saba, Arletę Wagner po sekundzie przybiegły kucharki Nela Wach oraz Marlena Sakra. Zwrócił uwagę na „stroje” pań, rodem z minionej epoki. Spodnie czarne kończące się przed kostkami, na stopach dziwne czółenka w odcieniu przypominającym czarny sięgające wspomnianych kostek, może to wygodne, ale wyglądały koszmarnie. Brzydactwo dopełniły czarne koszule w nieładzie wiszące, na jak mniemał apetycznych wdziękach. Reakcja przybysza z daleka nie uszła uwadze paniom Romanoff, natychmiast krótko znacząco szepnęły kilka słów wprost w uszy asystentki.
— Greto proszę zapewnić pełen komfort panu Kornelowi wskazać apartament, nie przewidział dłuższego pobytu w miarę jak najszybciej zakupić wszystko, co będzie potrzebował — jak za dotknięciem czarodziejską różdżką służki rozbiegły się, gdy tylko dziedziczki zniknęły za załomem ściany.
— Wszystko wszystkim, ale dlaczego zakłada pani na moją twarz formę żelową w celu pobrania wymiarów garderoby?
— Dla pani wiadomości majtki noszę na dupie, a nie na twarzy! — stracił cierpliwość po ponad półgodzinnej utarczce w trakcie przymiarki do zakupów ubioru.
— Chodźmy na obiad, nie tolerują spóźnialskich a tym bardziej przychodzących po nich.
— Nie wiem, czy pani zauważyła, ale od półgodziny tańczę w samych slipkach, może z łaski swojej wdzieję garnitur — wyglądała na osobę mało operatywną.
— Jasne, zagadnę dziedziczki na schodach setką pytań, dam panu możliwość przyozdobienia klejnotów — wybiegła, śmiejąc się zalotnie, tego było za wiele…
Jadalnia przy salonie wyglądała okazale, spory dębowy stół na ponad dwanaście osób otoczony wysokimi drewnianymi masywnymi krzesłami uginał się od wszelakich potraw z całego Świata, wyglądało na wystawny obiad, wręcz pokazowy miał zwalić z nóg przybysza, a wywołał skrywany śmiech. Natomiast na widok pań z obsługi oniemiał…! Krótkie czarne spódniczki nieskrywające sporego paseczka nośnego czarnych pończoch ze wzorkiem płynącym spod jędrnego cudownego tyłeczka wprost w obszar szpileczek składających się z cienkich paseczków na sporej podstawie. Całość domykał błękitny żakiet, który idealnie się wkomponował w długie włosy, pani asystentka przeobraziła się w boginię, wreszcie przypominała zmysłową seksbombę w obcisłej ciemnoniebieskiej sukience przed kolana, pończochy równie czarne, jak pozostałych jedynie zapewniały komfort widoczności babskości. Stojące w jednym rzędzie oczekiwały wszechwładnych dziedziczek, dla żartu ustawił się razem z nimi. Nie podejrzewał, stanie się to przyczynkiem do późniejszej gehenny.
Zobaczywszy w jednym rzędzie ku jego zaskoczeniu, w ogóle nie zareagowały jakby nic zasiadły do stołu. Niezbyt zadowolony opadł niczym zubożały krewny na krzesło, było z czasem tylko gorzej. Nic nie mówiąc, obżerały się, nie używając sztućców, napawało obrzydzeniem, gdy tłuszcz kapał z dłoni wprost na bielutki obrus. Nie zamierzał wytaczać dział uświadamiających zasady zachowania przy stole. Z dozą wrodzonej kultury wyniesionej z domu przystąpił do działania. Co rusz proponował gestem potrawy z przestrzeni stołu, spodziewał się, że niczego nie przyjmą i tak było. Dzielił alkohol do wyznaczonych etykietom szklanych naczyń, tradycyjnie zapoczątkował posiłek„lornetką”. Spory kawałek słodkiego tortu posłużył jako zagrycha, następnie rosół staropolskim zwyczajem wchłonął z makaronem…
Pragnienie zaistnienia wewnątrz niebywałości kobiecości uleciało niczym wiatr przed burzą. Postanowił następnego dzionka ślicznie podziękować za gościnę i wrócić do skromniejszego domeczku w Holandii, ale z przytulnym klimatem.
CDN