Witam. Postanowiłem, że w końcu wyzalę się na forum, bo sam sobie z tym nie daję rady. Z góry przepraszam, że będzie długo i chaotycznie. Sytuacja wygląda w ten sposób - 3 miesiące temu rozstaliśmy się z dziewczyną, po 2,5 roku bycia razem. W zasadzie to rozstanie wyszło z jej inicjatywy, bo uznała, że się męczy, że nie wie co do mnie czuje, jest niezdecydowana i najlepiej będzie dla niej jeśli się ode mnie odizoluje. Oczywiście mieliśmy pod koniec sporo problemów, związek się sypał, ale ja nie dopuszczałem do siebie myśli, że to ostateczny koniec. Gdyby ona nie wyszła z tym, że nie chce ze mną być, to ja bym nawet na rzęsach stawał, żeby uratować nasz związek. Ale sam nie mogłem nic zdziałać, skoro ona nie chciała. Gdy widziałem ją poraz ostatni pod koniec stycznia, to powiedziała mi - "potrzebuję paru miesięcy, żeby przekonać się co do ciebie czuję". Dlatego też nie uznałem tego jako ostateczny koniec, tylko jako przymusową przerwę i ciągle miałem nadzieję, że uda się to naprawić. Zresztą nawet gdy odchodziła to bardzo dobrze wiedziała, że ja ją kocham i że jestem tego pewny. Chciałem tylko dać nam czas na przemyślenie pewnych kwestii. Pierwszy miesiąc od rozstania to była dla mnie katorga, bo postanowiłem urwać kompletnie kontakt. Kumple mnie jakoś w tym dopomogli (imprezki, wypady za miasto itd). Czułem, że wychodzę na prostą, ale ciąglę ją kochałem i kocham nadal. Do tego ona nie dała mi o sobie zapomnieć - pisała co parę dni smsy, czasami dzwoniła. Innymi słowy - kontaktu całkowicie nie urwaliśmy i choć przybrał on raczej sztuczną formę, bez żadnego słodzenia (smsy w stylu "co u Ciebie" itd), to wydawało mi się, że ona ciągle coś do mnie czuje, że ten czas który sobie daliśmy nie idzie na marne. Jakby nie patrzeć po coś tego kontaktu szukała, ale po co to już teraz nie wiem. W końcu postanowiłem, że coś z tym zrobię i planowałem nasze spotkanie po świętach. Już nawet jej zaproponowałem i co ciekawe nie protestowała. I w zeszłą sobotę stało się coś czego bym w życiu się po swojej byłej nie spodziewał. Zauważyłem ją idącą za rękę z obcym mi facetem. Po prostu to był szok. Bo naprawdę wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale tego nigdy. Przecież tyle razy mi mówiła jak to zawsze bardzo długo dochodzi do siebie po rozstaniu, jak ciężko wejść jej w relację z kimś nowym, że potrzebuje mnóstwa czasu itd. A tu nagle niecałe 3 m-ce od rozstania i ma kogoś innego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że prawdopodobnie już wcześniej poznała tego faceta i "kręciła" z nim za moimi plecami. Zresztą teraz coś mi świta jak często opowiadała o pewnym koledze ze studiów. Oczywiście nie podejrzewam zdrady, no ale on był pewnie kimś w rodzaju jej pocieszyciela kiedy nam się nie układało i widocznie tak ją omamił, że nawet nie próbowała walczyć o nasz związek, tylko pewnie od razu poleciała do tego faceta. I to boli najbardziej, chyba bardziej niż samo rozstanie. Po tym zdarzeniu do dziś nie mogę dojść do siebie. Jeszcze tydzień temu liczyłem, że uda się nam do siebie wrócić. Mnie te 3 miesiące rozłąki tylko utwierdziły w przekonaniu, że ciągle ją kocham, że bardzo tęsknię, mimo że nie dałem jej od momentu rozstania tego odczuć. Inne kobiety kompletnie mnie nie interesują, nie mówiąc już o seksie bez zobowiązań, bo to zupełnie odpada. Jestem facetem bardzo stałym w uczuciach, nigdy nie skakałem z kwiatka na kwiatek, nigdy nie zdradziłem. No ale niestety również bardzo emocjonalnie podchodzę do takich spraw i bardzo łatwo mnie zranić. Ja ciągle ją kocham i mimo tego, że ma teraz nowego faceta, myślę o niej, tęsknię. Chciałbym móc cofnąć czas, zrobić coś żebyśmy wrócili do siebie. Wiem że to irracjonalne i pewnie w tej sytuacji niewykonalne, ale co ja mam zrobić? Mam do niej straszny żal za to, że tak szybko wszystko po niej spłynęło, że mimo, że już była z tym nowym facetem, to ciągle do mnie pisała jak gdyby nigdy nic. Zastanawiam się po co te smsy i rozmowy, skoro ma nowego faceta? Może jakaś kobieta mi odpowie na to pytanie. I mimo tego że mnie tak zraniła nie potrafię jej znienawidzić. Jest mi teraz naprawdę bardzo ciężko, praktycznie całymi dniami o tym myślę i kombinuję jak rozwiązać tą kwestię. Wiem, pewnie najlepiej byłoby ją olać i zapomnieć, ale to jest cholernie trudne. Na dzień dzisiejszy niewykonalne, bo ja ją ciągle kocham i nie chcę z nią urywać kontaktu. Nie wiem, pewnie nikt nie poda mi jakiegoś złotego środka żeby rozwiązać ten problem, ale może chociaż ktoś coś doradzi. Może ktoś z Was był kiedyś w podobnej sytuacji? Juz sam nie wiem czy to ma wszystko sens, czy warto się łudzić, czekać na nią licząc, że nie ułoży się jej z tym facetem. Ale jeśli czekać to na pewno nie bezczynnie. Z drugiej strony nie będę przecież natrętem i nie będę robił z siebie ofiary. Naprawdę nie mam pojęcia co dalej. Czy jest szansa, że mógłbym ją odzyskać? Wybaczcie za tak długą wypowiedź, ale musiałem to z siebie zrzucić. Pozdrawiam!
p.s. mam 25 lat, ona 23. To była moja pierwsza poważna dziewczyna, wiązałem z nią przyszłość...
p.s. mam 25 lat, ona 23. To była moja pierwsza poważna dziewczyna, wiązałem z nią przyszłość...