Panowie, Panie. Czy któreś z Was doświadczyło umiłowania płci pięknej do odurzonego partnera, takiego na granicy przytomności. Ostatnio przydarzyły mi się dwie przyjemne sytuacje, jedna po drugiej. Pierwsza była taka, że doznałem naprawdę solidnego stanu upojenia (co przy małych dzieciach w domu jest już samo w sobie pewnym wydarzeniem). Druga taka, że leżąc późnym wieczorem w łóżku (w pełnym "opakowaniu" - tak jak wstałem od stołu), w agonii, na granicy świadomości i przytomności doświadczyłem niesamowitego seksualnego wykorzystania przez żonę. Przechodząc do meritum, rozpięła mi spodnie, wyjęła penisa, zaczęła go ssać, lizać, gryźć. Bawiła się nim jak nigdy wcześniej. Rozebrała się i dalej dotykała na wszelkie sposoby, obijając go o piersi, masując nim łechtaczkę. Niezliczoną ilość razy oblizywała swoje wilgotne palce, jęczała, wzdychała, trzymając i ściskając przy tym w drugim ręku mojego penisa. Jakby była sama, jakby nikt jej nie widział, tylko ona ze swoją nową zabawką. Ja dla niej tam nie istniałem, tylko ona i mój penis jako narzędzie przyjemności. Zupełnie jakby chciała wykorzystać moje upojenie, brak kontaktu i świadomości i skupić się wyłącznie na penisie bez pozostałej części mężczyzny - jego osobowości, świadomości a nawet godności. Miłość, chwilowa potrzeba czy fetysz?