Nie wiem czy to pasuje do tematu,ale...
Wieczór panieński zaczął się całkiem niewinnie — kilka drinków, trochę śmiechu, obowiązkowe ozdoby z różowym tiulem i szarfą dla przyszłej panny młodej. Byłyśmy podekscytowane, rozgadane, jak to bywa na babskich wieczorach, gdzie każda kolejna godzina sprawia, że granice rozsądku przesuwają się nieco dalej.
A potem — cóż, wpadłyśmy na „genialny” pomysł. Jak to się mówi: alkohol nie pyta, alkohol rozkazuje. I tak właśnie, w przypływie brawury i śmiechu, ustaliłyśmy jednogłośnie, że zdejmujemy majtki. Nie pytaj, dlaczego. Po prostu tak wyszło. Każda z nas miała na sobie sukienkę, a więc decyzja miała swoje konsekwencje — szybkie spojrzenia, tłumiony chichot i to poczucie, że robimy coś totalnie zakazanego.
Z głośników płynęła muzyka, która porywała do tańca. Wirowałyśmy między stolikami, na parkiecie, a nawet... na stole. Bo kto by zabronił? Była energia, śmiech i zero oporów.
Nieco później okazało się, że w sąsiedniej sali trwał wieczór kawalerski. Towarzystwo — zupełnie obce — szybko się wymieszało. Mężczyźni, widząc nasze harce i zwiewne kreacje, mieli prawdopodobnie najlepszy wieczór swojego życia. Można by rzec — prawdziwe show bez biletu.
Patrząc z perspektywy czasu... cóż, była to noc, którą zapamiętamy na długo. A niektóre z nas pewnie na zawsze.