Witam... wlasnie odbylem dosyc powazna rozmowe z dziewczyna, niestety przez koma, bo mieszkamy dosyc daleko od siebie.... coraz bardziej uwazam ze milosc jako uczucie jest totalnie bez sensu... przynajmniej w moim wypadku jest to wiecej bólu i troski o druga osobe niz tego prawdziwego uczucia, tego szczescia bycia z druga osoba... ale nie bede sie zaglebial w caly temat bo troszke za duzo pisania. chcialem poruszyc jeden temat bardzo wrażliwy. no wiec... moja dziewczyna miala wczesniej chlopaka, ktory zginal w wypadku . czasami o tym gadamy ale ja nie wiem jak sie zachowac. Ona mowi ze jego naprawde kochala(to co, mnie kocha na niby? a moze w ogole...) i ze teraz bardzo cierpi, bardziej wolala by go wcale nie poznac. dodala takze kiedys ze juz chyba nigdy nikogo tak nie pokocha, bo boi sie zaangazowac zeby znowu kogos nie stracic... oprocz tego dochodzi kilka innych aspektow, w ktore sie nie bede zaglebiac. no ALE ... jak ja mam sie kur... zachowac?? nawet nie wiem jak ja pocieszyc beznadzieja ;/
czuje sie jakbym byl zawsze na drugim planie... jest ze mna, ale mam uczucie ze ona sie jeszcze z tym wszystkim nie pogodzila i nadal go kocha... a ja jestem tak tylko, no bo tamtego juz nie ma... strasznie sie z tym wszystkim czuje jakies rady?
czuje sie jakbym byl zawsze na drugim planie... jest ze mna, ale mam uczucie ze ona sie jeszcze z tym wszystkim nie pogodzila i nadal go kocha... a ja jestem tak tylko, no bo tamtego juz nie ma... strasznie sie z tym wszystkim czuje jakies rady?