Z ARCHIWUM XXX
Autostrada tętniła życiem spragnionych morskich klimatów, gorącego piasku w miarę ciepłego morza i co najistotniejsze lejącego się żaru z nieba, który po chwili bez dozy zefirka przeistaczał się w najbardziej znienawidzoną formę pogody. Potoki lawy samochodowej docierały niemalże kresu wybrzeża, każdy marzył o samotności w drobinach piasku zroszonego falami słonej wody Jak najszybciej się okopać, odgrodzić paskudnym parawanem chroniącym prywatność. Zażyć kąpieli słonecznej w takt opróżnianych w skrytości samotności butelek piwa celem nabrania odwagi ukazania obrzydliwej nadwagi biegnącej czym prędzej w otchłań chłodu morskich fal. Z ukrycia obserwują piękne powabne z lekka przypieczone ponętne ciało ratowniczki w skąpym stroju kąpielowym, nie omieszkując zerknąć zazdrosnym okiem na umięśnione ramiona goprowca dumie przywdzianego wyłącznie w koszulkę na ramiączkach.
Oran Duchnik pomykał cackiem na czterech kółkach szlakiem rodaków spragnionych weekendowego wypoczynku. Domek set metrów od najbardziej uczęszczanych szlaków napawał ogromną dumą, astronomiczna suma, którą ofiarował za zjawiskową mikroskopijną posiadłość, tylko przez kilka dni pozbawiła uroków spokojnego snu. Wystarczyła jedna noc z cichutkim pomrukiem oddalonego morza, żeby zapomniał o paskudnym łańcuchu kredytowym zaciągniętym w szacownym banku zdzierającym co miesiąc niebotyczny haracz ukryty w opłatach zwanych manipulacyjnymi. Co ranek wstawał w towarzystwie Słońca, żeby tylko zobaczyć pierwsze przedzierające się przez konary drzew iglastych promienie życiodajnego najwyższego dobra natury.
Z uśmiechem na ustach, napełniony wspaniałym powietrzem przesyconym jodem z przyjemnością zajechał do niewielkiego sklepu spożywczego otwartego w sezonie na potrzeby letników z okolicznych posiadłości nadmorskich. Radość wywołała zawsze miła, sympatyczna pani za ladą, odziana w skromne skrawki materiału niewiele zasłaniającego. Nie oszukujmy się! Na całe szczęście ważne elementy kobiecości odrobinę skrywała, wyłącznie, aby pobudzić wyobraźnię śmiałków, którzy odważyli się spojrzeć w otchłań przyjemności. Mgiełka tajemniczości otaczała potajemne spotkania Orana Duchnika w trakcie pobytu weekendowego z objawieniem za lady, który na szczęście w nieszczęściu posiadał na wyposażeniu element zwany mężem. Z racji pasującego układu dla wszystkich zainteresowanych nikt nie raczył burzyć typowo nietypowej sielanki trójkącika przyjemności. Zasiedli pod parasolem przy sklepowym, z butelkami czegoś mokrego a na pewno zimnego omawiali szczegóły wieczornej randki dwojga spragnionych nasycenia pożądania.
W trymiga przypieczętowali spotkanie lekkim uściskiem paluszków dłoni i Oran po głębszym piwku zasiadł do krążownika szos. Wciskał pedał gazu, starał się osiągnąć na krótkiej prostej pierwszą prędkość kosmiczną, jakież było zdziwienie, jak za najbliższym zakrętem zamajaczyły na poboczu barwy biało — niebieskie. Nie był przekonany, ale wydawało się, że pani funkcjonariuszka pomachała dłonią. Jak przystało na prawego obywatela, natychmiast się zatrzymał, wspierając dłonie na kierownicy, niczym doświadczony w potyczkach z mundurowymi.
— Poproszę prawo jazdy z dokumentem potwierdzającym ubezpieczenie — policjantka oznajmiła miłym, ale stanowczym tonem.
— Czuć od pana oddech chmielowy, proszę opuścić pojazd!
— Dłonie na maskę, dwa razy nie powtórzę — wyciągnęła paralizator uczuć doczesnych, wymierzając w rozporek przestępcy.
Oparty o maskę samochodu oczekiwał najgorszego, czyli utraty za głupotę prawa jazdy. Zaskoczyła kontrola osobista, dłonie funkcjonariuszki rozpoczęły dokładną wędrówkę, po ciele przestępcy drogowego zaczynając od kostek. Gdy ręką pani władzy wniknęła w rozporek, zrobiło się ciekawie. Ściśle z dokładnością zegarmistrzowską sprawdzała każdy milimetr członka. Pochyliła głowę nad Oranem Duchnikiem, wcisnęła jęzor wpierw w jedno uszko, by po chwili obśliniać drugie. Dłoń władzy rozpinała guziki koszuli, by rzucić nieopodal auta, gdy zdzierała spodnie, chciał coś powiedzieć, ale wypełniła usta, szalonym jęzorem wnikając głęboko w gardło. Pieściła wybornie, nie był w stanie przerwać dostawcy rarytasów rozkosznego spełnienia, po chwili wytrysnął dokonaniem wprost w usta przedstawicielki prawa.
Wręcz wrzuciła go na maskę czterokołowca, uniosła spódnicę, rozpięła kilka guziczków błękitnej swej koszuli, uwalniając pokłady szczęścia doczesnego, jędrny spory biust wytoczył się na arenę dokonań. Jednym mocnym ruchem opadła na sterczącego fallusa, unosząc się jak okręt na falach spełnienia, po chwili dogoniła szczęście, poczuła lepkie gorące chwile radości. Trwali spleceni przypadkiem pożądania na drodze życia doczesnego, zanim sturlał się z maski auta, pozostał wyłącznie smród spalin po motocyklu funkcjonariuszki.
CDN
Funkcjonariuszka
INCYDENT PIERWSZY
Autostrada tętniła życiem spragnionych morskich klimatów, gorącego piasku w miarę ciepłego morza i co najistotniejsze lejącego się żaru z nieba, który po chwili bez dozy zefirka przeistaczał się w najbardziej znienawidzoną formę pogody. Potoki lawy samochodowej docierały niemalże kresu wybrzeża, każdy marzył o samotności w drobinach piasku zroszonego falami słonej wody Jak najszybciej się okopać, odgrodzić paskudnym parawanem chroniącym prywatność. Zażyć kąpieli słonecznej w takt opróżnianych w skrytości samotności butelek piwa celem nabrania odwagi ukazania obrzydliwej nadwagi biegnącej czym prędzej w otchłań chłodu morskich fal. Z ukrycia obserwują piękne powabne z lekka przypieczone ponętne ciało ratowniczki w skąpym stroju kąpielowym, nie omieszkując zerknąć zazdrosnym okiem na umięśnione ramiona goprowca dumie przywdzianego wyłącznie w koszulkę na ramiączkach.
Oran Duchnik pomykał cackiem na czterech kółkach szlakiem rodaków spragnionych weekendowego wypoczynku. Domek set metrów od najbardziej uczęszczanych szlaków napawał ogromną dumą, astronomiczna suma, którą ofiarował za zjawiskową mikroskopijną posiadłość, tylko przez kilka dni pozbawiła uroków spokojnego snu. Wystarczyła jedna noc z cichutkim pomrukiem oddalonego morza, żeby zapomniał o paskudnym łańcuchu kredytowym zaciągniętym w szacownym banku zdzierającym co miesiąc niebotyczny haracz ukryty w opłatach zwanych manipulacyjnymi. Co ranek wstawał w towarzystwie Słońca, żeby tylko zobaczyć pierwsze przedzierające się przez konary drzew iglastych promienie życiodajnego najwyższego dobra natury.
Z uśmiechem na ustach, napełniony wspaniałym powietrzem przesyconym jodem z przyjemnością zajechał do niewielkiego sklepu spożywczego otwartego w sezonie na potrzeby letników z okolicznych posiadłości nadmorskich. Radość wywołała zawsze miła, sympatyczna pani za ladą, odziana w skromne skrawki materiału niewiele zasłaniającego. Nie oszukujmy się! Na całe szczęście ważne elementy kobiecości odrobinę skrywała, wyłącznie, aby pobudzić wyobraźnię śmiałków, którzy odważyli się spojrzeć w otchłań przyjemności. Mgiełka tajemniczości otaczała potajemne spotkania Orana Duchnika w trakcie pobytu weekendowego z objawieniem za lady, który na szczęście w nieszczęściu posiadał na wyposażeniu element zwany mężem. Z racji pasującego układu dla wszystkich zainteresowanych nikt nie raczył burzyć typowo nietypowej sielanki trójkącika przyjemności. Zasiedli pod parasolem przy sklepowym, z butelkami czegoś mokrego a na pewno zimnego omawiali szczegóły wieczornej randki dwojga spragnionych nasycenia pożądania.
W trymiga przypieczętowali spotkanie lekkim uściskiem paluszków dłoni i Oran po głębszym piwku zasiadł do krążownika szos. Wciskał pedał gazu, starał się osiągnąć na krótkiej prostej pierwszą prędkość kosmiczną, jakież było zdziwienie, jak za najbliższym zakrętem zamajaczyły na poboczu barwy biało — niebieskie. Nie był przekonany, ale wydawało się, że pani funkcjonariuszka pomachała dłonią. Jak przystało na prawego obywatela, natychmiast się zatrzymał, wspierając dłonie na kierownicy, niczym doświadczony w potyczkach z mundurowymi.
— Poproszę prawo jazdy z dokumentem potwierdzającym ubezpieczenie — policjantka oznajmiła miłym, ale stanowczym tonem.
— Czuć od pana oddech chmielowy, proszę opuścić pojazd!
— Dłonie na maskę, dwa razy nie powtórzę — wyciągnęła paralizator uczuć doczesnych, wymierzając w rozporek przestępcy.
Oparty o maskę samochodu oczekiwał najgorszego, czyli utraty za głupotę prawa jazdy. Zaskoczyła kontrola osobista, dłonie funkcjonariuszki rozpoczęły dokładną wędrówkę, po ciele przestępcy drogowego zaczynając od kostek. Gdy ręką pani władzy wniknęła w rozporek, zrobiło się ciekawie. Ściśle z dokładnością zegarmistrzowską sprawdzała każdy milimetr członka. Pochyliła głowę nad Oranem Duchnikiem, wcisnęła jęzor wpierw w jedno uszko, by po chwili obśliniać drugie. Dłoń władzy rozpinała guziki koszuli, by rzucić nieopodal auta, gdy zdzierała spodnie, chciał coś powiedzieć, ale wypełniła usta, szalonym jęzorem wnikając głęboko w gardło. Pieściła wybornie, nie był w stanie przerwać dostawcy rarytasów rozkosznego spełnienia, po chwili wytrysnął dokonaniem wprost w usta przedstawicielki prawa.
Wręcz wrzuciła go na maskę czterokołowca, uniosła spódnicę, rozpięła kilka guziczków błękitnej swej koszuli, uwalniając pokłady szczęścia doczesnego, jędrny spory biust wytoczył się na arenę dokonań. Jednym mocnym ruchem opadła na sterczącego fallusa, unosząc się jak okręt na falach spełnienia, po chwili dogoniła szczęście, poczuła lepkie gorące chwile radości. Trwali spleceni przypadkiem pożądania na drodze życia doczesnego, zanim sturlał się z maski auta, pozostał wyłącznie smród spalin po motocyklu funkcjonariuszki.
CDN