• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Księżniczka na palu

Mężczyzna

Indragor

Podrywacz

Tagi: oniryczne, delikatne, mało seksu


Początek roku szkolnego, pierwsza lekcja organizacyjna w klasie maturalnej i zaraz pierwsza niespodzianka.
Nie minęło piętnaście minut, gdy otworzyły się drzwi i do klasy wszedł dyrektor wraz z jakąś dziewczyną. Dyrektor jak dyrektor, ale dziewczyna! Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy, pięknie podkreślające jej biodra, uda i jeszcze piękniej cipkę. Niestety, stała przodem, więc tyłka nie widziałem. Nie miałem jednak wątpliwości, że musi być doskonały. Wyżej biały T-shirt cudownie podkreślał dwie krągłe wypukłości. Nie za duże, nie za małe, takie, jakby to powiedzieć, doskonale dziewczęce, magicznie przyciągające wzrok. Całości dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona. Gdybym miał określić ją jednym słowem, no, może dwoma, powiedziałbym: cud natury.
– Przepraszam za wtargnięcie, ale chciałbym przedstawić wam nową koleżankę. Będzie uczyła się z wami. To Arbelina Naram-Sin – odezwał się dyrektor.
Następnie szeptem zamienił kilka słów z naszą wychowawczynią, a ta po chwili wskazując wolne miejsce, powiedziała do nowej:
– Możesz usiąść tam, obok Krysi. – Co tamta uczyniła.
* * *

„Nowa” szybko zdobyła sobie opinię dziwnej, a to za sprawą tego, co zdarzało się jej czasami powiedzieć. Toteż dziewczyny traktowały ją z pewnym dystansem. Jeszcze pierwszego dnia, Kryśka, ta, z którą kazała usiąść Arbelinie wychowawczyni, zbulwersowana oznajmiła nam:
– Wiecie, co mi powiedziała? Że mogę do niej zwracać się „księżniczko”. Wyobrażacie to sobie?
Jeśli chodzi o mnie, to w jakiś sposób ta jej inność fascynowała, ale zarazem zniechęcała do bliższej znajomości. Chociaż nie powiem, starała się być sympatyczną i może nawet taką była. Okazała się też dość spokojną dziewczyną, raczej bez szaleństw i niekiedy, takie odnosiłem wrażenie, nieśmiałą czy bardziej trafnie, zagubioną. Przyznam się, że wolę dziewczyny zdecydowane, dlatego, mimo tej mojej fascynacji, Arbelinę traktowałem tak samo, jak inne koleżanki w klasie. Ciekawe, że zawsze ubierała się w jasne ciuchy. Najczęściej białe spodnie lub białą spódnicę, czasami w coś kolorowego, ale zawsze były to jasne odcienie. Nigdy nie widziałem jej choćby w czarnych leginsach albo ciemnej bluzce.

Na tydzień, może dziesięć dni przed andrzejkami zaobserwowałem na dużej przerwie ciekawy obrazek. Arbelina po kolei podchodziła do kilku dziewczyn i coś mówiła, po czym, po odpowiedzi, odchodziła ze spuszczoną głową. Zorientowałem się, że o coś prosi, a one jej odmawiają. Do końca następnej lekcji zżerała mnie ciekawość, o co chodzi, ale raczej nie miałem szansy się dowiedzieć. Myliłem się. Po lekcjach Arbelina podeszła właśnie do mnie.
– Cześć – rzuciła niepewnie.
– Cześć.
– Wiesz, rodzice wyjeżdżają na sobotę i niedzielę w ważnej sprawie. A ja… ja po prostu nie lubię być sama. Sprowadziliśmy się tutaj niedawno i jeszcze nie znam wszystkich obyczajów, no i czuję się trochę nieswojo, no i nie chciałabym tak długo być sama, a szkoła dopiero w poniedziałek… No i pomyślałam, bo mieszkamy niedaleko siebie, że może byś mógł przyjść w sobotę do mnie. Tak na godzinę wystarczy. Ale jeśli nie możesz, to nie szkodzi – uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
– A nie możesz zaprosić którejś koleżanki? – Opinia „dziwnej”, kazała mi być ostrożnym.
– Chciałam – zasmuciła się – ale żadna nie mogła. Bywa. – Ponownie wzruszyła ramionami. – To jak, przyjdziesz? Proszę.
– Dobrze, mam wolne popołudnie – rzekłem ostrożnie. – O której? Może być o szesnastej?
– Zgoda. – Niemal podskoczyła zadowolona.

Nowiną podzieliłem się z najlepszym kumplem.
– Człowieku, nie boisz się? – zapytał zdziwiony. – Wiesz przecież, że ona jest trochę nie teges? – Kumpel wykonał wymowny okrężny ruch palcem wskazującym w okolicy ucha. – Nie wiadomo co zrobi, jak będziecie sami. Może wyciągnie nóż i cię zadźga, jak na tym filmie, wiesz.
– Nie wygłupiaj się. – Obawy kumpla wydały mi się cokolwiek śmieszne. – Ona jest normalna, tylko czasami coś chlapnie. Przyjechała chyba z zagranicy, to może wydawać się dziwna. A zadźgać to prędzej zadźga ta wściekła Ewka, co kopnęła Pawła.
– O rany, nie przypominaj mi. – Kumpel zrobił zbolałą minę. – To właściwie moja wina. Namówiłem Pawła, by powiedział do Ewki „Miałam ci jabłonkę” i że ta jest za głupia i nie załapie.
– Załapała. Wrzasnęła na cały korytarz „A ty nie masz jaj” i kopnęła go tam. Omal nie padł na podłogę.
– Na szczęście nie kopnęła aż tak mocno.
– Na szczęście – zgodziłem się.
– Ale jak przeżyjesz spotkanie z Arbeliną, to będziesz musiał mi opowiedzieć, co się działo, koniecznie. – Mrugnął okiem, co oznaczało, że liczy na pikantne szczegóły z zaliczenia Arbeliny.
Przed kumplem zbagatelizowałem jego obiekcje co do mojego bezpieczeństwa sam na sam z panną „A”. Nie dałem po sobie poznać, jednak ta sugestia z nożem mimo wszystko trochę mnie zaniepokoiła. Takiej możliwości nie brałem pod uwagę. Wszakże było już za późno. Słowo się rzekło.
* * *

I przyszła sobota. Zjawiłem się przed drzwiami Arbeliny punktualnie o szesnastej z kwiatkiem w dłoni, zakupionym z bólem serca w pobliskiej kwiaciarni. Otworzyła drzwi, a ja… Nigdy żadna dziewczyna jeszcze nie zbiła mnie z pantałyku, ale teraz stanąłem jak wryty, nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć z siebie głosu.
Przede mną stała dziewczyna w zjawiskowej, długiej, białej oczywiście, chyba balowej sukni do kostek z falbanami, przewiązanej złotym paskiem w talii dla podkreślenia kobiecych kształtów, w białych skarpetkach i białych butkach ze złoceniami. Ku mojemu zadowoleniu na płaskim obcasie. Nie wiem czemu, ale dziewczyna na szpilach zawsze kojarzy mi się z dziwką. Co innego dojrzała kobieta. Jednak ten widok Arbeliny to jeszcze nic!!! Na głowie miała sporą, błyszczącą złotą koronę wysadzaną różnokolorowymi szkiełkami w dużej ilości i różnych rozmiarach. Całości dopełniał uroczy uśmiech na jej twarzy.
– To dla mnie? – W końcu przerwała ciszę, sięgając po kwiatek.
– Oczywiście, cze… cześć – wydukałem, dopiero teraz powoli odzyskując mowę.
– Witaj i dziękuję. – Uroczo pokręciła biodrami. Równocześnie przysunęła główkę kwiatka do nosa i powąchała. – Ślicznie pachnie – dodała z zadowoleniem, zerkając znad kwiatka prosto mi w oczy.
Kwiatek powędrował do wąskiego flakonika, a całość stanęła na stoliku w salonie, do którego zostałem uprzejmie zaproszony.

Nim usiadłem na luksusowej kanapie wypoczynkowej, moją uwagę przykuło stojące z boku terrarium. Podszedłem bliżej, obserwując gadzinę wewnątrz, która momentalnie podniosła łeb, spoglądając mi prosto w oczy. Poczułem ciarki, bo wydało mi się, że patrzy na mnie jak człowiek.
Tymczasem zbliżyła się Arbelina.
– Wąż? – zapytałem.
– Żmija.
Chwilę patrzyliśmy na gada, po czym dziewczyna złapała mnie za rękę i ze słowem „chodź”, i pięknym uśmiechem godnym księżniczki, pociągnęła w kierunku kanapy. Usiedliśmy, Arbelina na boku, wcześniej zrzucając pantofle, przodem do mnie z podkulonymi nogami. Panowała cisza, podczas gdy ja nie mogłem nasycić się pięknem widoku – dziewczyny w złotej koronie z diamentami. W pewnym momencie delikatny uśmiech na jej twarzy zastąpił przestrach.
– Och! Przepraszam! – spłoszyła się. – Mama mówiła mi, że gościa zawsze trzeba na początku czymś poczęstować. W pałacu mieliśmy służbę, a tu muszę sama, to mi się zapomniało. – Zawstydziła się. – Może jesteś głodny? Mogę zrobić kanapki.
– Nie, nie trzeba.
– Potrafię. Robię całkiem smaczne – zapewniła.
– Na pewno, ale nie jestem głodny. – Cały czas uśmiechałem się, słuchając jej słów.
– To może czegoś się napijesz?
– A co masz?
– Lemoniadę, colę, sok wiśniowo-jabłkowy, wodę gazowaną i niegazowaną, mleko, owocówkę… A nie, oranżadę. Owocówka to co innego. – Dyskretnie się zaśmiała, kończąc wyliczankę.
– Może być lemoniada.
– Świetnie – ucieszyła się.

Kilka minut później przyniosła na złotej tacy, a przynajmniej wyglądającej na złotą, dwie wysokie szklanki z napojem, w każdej szklance dwa plasterki cytryny i słomka do popijania. Szklanki były oszronione, więc widać było, że napój jest zimny. Całość postawiła na stoliku przede mną.
– Sama zrobiłam – pochwaliła się. – Mama mówi, że powinnam się jeszcze nauczyć gotować, bo tu nie ma służby i wszyscy są sobie równi, ale ja na razie jestem dumna z tego, że udało mi się zrobić lemoniadę. Trochę dziwne, że tak wszyscy są sobie równi, prawda? – dodała, siadając obok mnie, jak poprzednio, z podkulonymi nogami.
Zdziwiłabyś się, jakbyś się dowiedziała, jak to naprawdę jest z tą równością i służbą, pomyślałem. Głośno jednak powiedziałem wymijająco:
– Czy ja wiem…
Patrzyliśmy na siebie, a ja odniosłem wrażenie, że na coś oczekuje. Dopiero po chwili olśniło mnie. Sięgnąłem po szklankę.
– Proszę. – Podałem Arbelinie napój.
– Dziękuję. – Z nienaganną manierą odebrała szklankę. Wówczas sięgnąłem po swoją.
Popijając przez słomkę, rozmawialiśmy dłuższy czas, głównie na tematy szkolne, bo przecież to nas najbardziej łączyło. Od dłuższego czasu nurtowało mnie pewne pytanie, ale tak jakoś nie było okazji, by je zadać. Teraz gdy napój jej i mój niemal się skończył, uznałem, że to dobry moment.
– Skąd takie nietypowe imię, Arbelina?
– Nietypowe? Raczej normalne. – Wydawała się zdumiona pytaniem. – Tak rodzice mnie nazwali, ale jak za długie, to możesz do mnie mówić Abi. Trochę dziwnie, ale też fajnie.
Abi, dziwnie? Teraz to ja się zdziwiłem, ale tylko w myślach. Nie powiedziałem jednak nic, tylko wziąłem od niej pustą szklankę i wraz ze swoją odstawiłem na tacę. Usiadłem ponownie, ale tym razem przodem do niej, opierając się ramieniem o szczyt kanapy. Patrzyliśmy znowu na siebie w milczeniu. Ech, trudno było mi oderwać wzrok od niej. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Abi dyskretnie zwilżyła usta. Pomyślałem, że teraz jest najlepsza okazja. Poczułem wewnętrzne przekonanie, że lepszej już nie będzie. Teraz albo nigdy. Powoli nachyliłem się w kierunku dziewczyny i gdy byłem już blisko jej ust, niespodziewanie „uciekła” mi.
– Zaczekaj – powiedziała – zdejmę tylko koronę, bo będzie przeszkadzała i… I jest trochę ciężka – uśmiechnęła się przepraszająco.
Odłożyła koronę na stół i ogarniając włosy, z uśmiechem zadowolenia usiadła ponownie. Tym razem nieco bliżej, bo nasze kolana się zetknęły.

Ponownie zbliżyłem się do jej ust. Tym razem nie uciekła. Najpierw delikatnie muskałem i przygryzałem jej wargi, rozkoszując się ich miękkością i przedłużając chwilę, w której zawładnę językiem i podniebieniem. W końcu nie dałem rady i wsunąłem język pomiędzy zachęcająco rozsunięte wargi i zęby, bez jakiegokolwiek oporu z jej strony.
Miłym zaskoczeniem było, że od razu jej język podjął erotyczne wyzwanie, splatając się z moim. Czasami to ona wsuwała mi język i przejmowała na chwilę inicjatywę i władzę nad moim podniebieniem. W trakcie tego pocałunku co chwila przeszywały mnie dreszcze, jak gdybym robił to pierwszy raz. Wydało mi się, jakby w kwestii całowania otrzymała staranne wyszkolenie na jakiejś pensji dla panien. Chyba niezwykłość tej dziewczyny tak na mnie podziałała. Nie liczyłem czasu, ale pewnie dopiero po kilkunastu minutach zdecydowałem się położyć dłoń na jej sukience, w miejscu, gdzie uwypuklała się pierś, ugniatając. Znowu nie doczekałem się sprzeciwu, a w zamian usłyszałem nosowy pomruk zadowolenia. Pobawiłem się tak jedną, potem drugą piersią, a nie napotkawszy oporu, postanowiłem spróbować czegoś więcej.
Przesunąłem rękę wzdłuż jej ciała, po biodrze, sięgając uda. Zacząłem powoli podciągać suknię, aż poczułem gołe udo Abi. Ostrożnie pieszcząc, wsunąłem dłoń pod i tak już mocno podciągniętą suknię, docierając do gołej pupy. Zdziwiłem się, że nie poczułem majtek. Stringi! Natychmiast przemknęło mi przez głowę. Spróbowałem je jakoś namacać, ale nic z tego. Przerwałem na moment pocałunek, nie tracąc zarazem przyjemnego kontaktu dłoni z pupą Arbeliny.
– Nie masz majtek? – zapytałem.
– Księżniczki nie noszą majtek. To niezbyt higieniczne i trochę niewygodne – wyjaśniła bez skrępowania. – Tylko jak gdzieś wychodzę, mama pilnuje, bym założyła, bo tu taki zwyczaj panuje. Ale i tak czasami się zapominam, hi, hi. No i jak jestem w spodniach, to już muszę… Fajnie, że tu dziewczyny mogą chodzić w spodniach. Podkreślają moje kształty, co podoba się chłopakom, Widzę, jak na mnie wtedy patrzą, przynajmniej niektórzy. To bardzo przyjemne. Może to samolubne, ale lubię być podziwiana. W końcu jestem księżniczką, więc staram się, aby tak było. Na zamku było łatwiej, tu mi trochę nie wychodzi, ale się staram.

Postanowiłem jeszcze o coś zapytać.
– Ubierasz się inaczej niż inne dziewczyny. Nie widziałem cię na czarno, tylko w jasnych albo białych ciuchach.
– U nas w czarnym lub bardzo ciemnym muszą chodzić tylko złe kobiety, wiedźmy, czy źli mężczyźni. Krótko mówiąc, tacy, co kogoś w przeszłości skrzywdzili. Ha, ha – zaśmiała się – jak tylko tu się osiedliliśmy, myślałam, że te na czarno, to złe dziewczyny, a takich była większość. Dopiero potem okazało się, że u was nie ma takiego podziału. Ja jednak przyzwyczaiłam się do swoich ubrań. Źle bym się czuła w czerni.
Zapadła dłuższa cisza.
– Możesz mnie dalej całować – cicho zachęciła Abi. Mimo podniecenia, które odczuwaliśmy, chyba to ona zachowywała większą trzeźwość umysłu.
– Przepraszam – mruknąłem skonsternowany swoim gapiostwem, natychmiast przywierając do ust koleżanki z klasy.
Pieszczoty nagiej pupy Abi były bardzo podniecające, ale szybko przestały mi wystarczać i postanowiłem sięgnąć po jej największy skarb. Przesunąłem dłoń z tyłka, macając teraz udo, ale na razie nie odważyłem się pójść ot tak do końca. Zabrakło mi odwagi. Mimo że wyobraźnia podpowiadała wiele, bardzo wiele, moja dłoń powędrowała teraz niżej, drażniąc receptory dotyku łydki, potem kostki i stopy. Wcześniej powoli zdjąłem z jej stóp błyszczące bielą skarpetki, czemu towarzyszył uśmiech zaciekawienia na jej twarzy.
Delektowałem się dotykiem podbicia, palców, ale gdy dotknąłem spodu, Abi zachichotała, próbując „uciec” ze stopą. Wykorzystałem jej dekoncentrację, szybko zagłębiłem się pod sukienkę. I tu pojawił się problem. Trzymała uda zaciśnięte, tym samym blokując dostęp do gorącego skarbu.
Wszelkie próby delikatnego rozchylenia ud spełzły na niczym. Nie wiedziałem, co zrobić. Zrezygnować? To byłaby w tej sytuacji dezercja. Zaryzykowałem i postawiłem wszystko na jedną kartę. Może się nie obrazi. Mocno, niemal brutalnie, spróbowałem wcisnąć rękę między uda, starając się je rozchylić. Dziewczyna mruknęła krótko, może trochę ją zabolało, ale poddała się, rozchylając nogi. Co ważne, mimo że mój nacisk już zniknął, pozostały rozwarte. Drżącą rękę zacząłem przesuwać tym razem po wewnętrznej części uda, w kierunku, z którego czułem bijące ciepło. I bliżej, tym większe. W końcu palce oparły się o wilgotne wargi, kobiecą doskonałość.
– Och! – jęknęła Abi, przerywając pocałunek.

Moje palce intensywnie pracowały, uniemożliwiając jej dalsze całowanie, ale nasze głowy cały czas się stykały. Z jej ust wydobywały się ciche jęki westchnień. Sprawiała wrażenie, że skupia się wyłącznie na przyjemności. Spróbowałem wsunąć palec do pochwy.
Och! – znowu jęknęła, poruszając lekko biodrami, gdy bez przeszkód zagłębiłem się w jej miękkim, gorącym, wilgotnym i zarazem śliskim wnętrzu.
Zachęcony tym, zanurzyłem dwa palce, rozpoczynając palcówkę. Abi mocniej oparła się o mnie, wzdychając, cicho pojękując lub posykując zmysłowo, oddała się całkowicie przyjemności.
Nie chciałem, aby było zbyt monotonnie. Po minucie może dwóch, stanąłem przed nią i podciągnąłem dół sukni, najwyżej jak się dało. Wtedy wreszcie uzyskałem widok na pięknie rozwinięte wargi zroszone wilgocią, bez wątpienia gotowe na wszystko. Krótko spojrzałem na Abi. Dyszała mocno, a jej twarz i oczy promieniały podnieceniem. Nie czekałem dłużej i padłem na kolana, przywierając językiem do rozpalonej szparki.
Najpierw trochę polizałem wzdłuż, potem decydowałem się zajrzeć językiem do jej wnętrza, potem zająłem się łechtaczką, a jeszcze potem… Potem niewiele pamiętam, utonąwszy w bezmiarze przyjemności. Co tu dużo rozprawiać! Arbelinka też utonęła w bezmiarze, na co wskazywały jej okrzyki i jęki, świadczące, że ledwo radzi sobie z przyjemnością, jakiej dostarczał mój język.
– Wystarczy – wysapała cichutko w pewnym momencie, ostrożnie próbując odsunąć mi głowę od swojego łona.
Czułem, miałem wrażenie, że całe jej ciało drży, ale z każdą chwilą słabiej. Powoli oboje się uspokajaliśmy.
– Podobało się? – zapytałem z dumą w głosie, gdy emocje opadły niemal całkowicie.
– No pewnie. Jeszcze pytasz – zdziwiła się. – Masz świetny język. Nic nie mówiłeś, że potrafisz nim tak świetnie operować – zachichotała.
Teraz ja się zdziwiłem. Bo niby co i kiedy miałem powiedzieć? „Cześć Arbelina, mam świetny język do…”. Rzeczywiście dziwna jakaś. I ta korona, ale bosko w niej wygląda, co do tego nie miałem wątpliwości.
Zamiast odezwać, tylko uśmiechnąłem się niczym pogromca kobiet. Za to ona w czasie mojego rozmyślania podniosła się na moment z gracją, opuszczając i wygładzając suknię, po czym ponownie usiadła, tym razem grzecznie, również z gracją i jak zwykle z wyrazem zadowolenia. Trochę zmęczony klapnąłem obok Abi. Teraz patrząc na nią, można było sądzić, że nic się nie wydarzyło. No, może z wyjątkiem nieco bardziej niż zwykle falujących piersi.

Dziewczyna cudownie wyglądała w tej sukni, ale ja nabrałem przekonania, że gdyby ją zdjęła, widok byłby jeszcze bardziej cudowny. W myślach usilnie kombinowałem, jak ją do tego nakłonić, gdy niespodziewanie rozbrzmiał jakiś dzwonek, aż drgnąłem. Abi się poderwała, wzięła do ręki telefon i spojrzała na wyświetlacz.
– To mama, tylko ciii… – Położyła palec na ustach, abym się nie odzywał. – O jejku – jęknęła po chwili z rezygnacją, opuszczając ręce. – Pomyliłam się i rozłączyłam. Jeszcze dobrze nie znam tych waszych urządzeń. Dopiero się uczę. Zaczekaj, oddzwonię do mamy.
– Pomóc ci? – zaofiarowałem się.
– Nie, nie trzeba, poradzę sobie, muszę się w końcu nauczyć – lekko się zaśmiała.
Rozmowa z mamą trwała kilka minut. Niewiele z niej zrozumiałem, ale gdy Abi ją zakończyła, wydało mi się, że posmutniała. Odruchowo wstałem, podszedłem do niej i przytuliłem. Pozwoliła mi na to. Pogłaskałem ją po włosach.
– Coś się stało? – zapytałem.
– A takie tam rodzinne sprawy – uśmiechnęła się niepewnie.
Nie chciałem ciągnąć jej za język, skoro sama nie chciała mówić. Atmosfera jednak mocno siadła i musiałem coś zrobić.
– Jak się zdejmuje tę suknię? – zapytałem.
– Chcesz mnie całkiem rozebrać? – Ożywiła się. Przez smutek na jej twarzy przebił się lekki uśmiech. – Możliwe, że będę się wstydziła. Nie wiem. – Dodała, krygując się.
– Przecież i tak już dużo widziałem.
– Prawda. – Wcześniejszy wyraz zasmucenia zniknął całkowicie, zastąpiony przez wyraz rozbawienia. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę. – Dobrze – powiedziała z namysłem – ale też coś musisz zrobić.
– Co?
– Zgodnie z protokołem nikt nie może być ubrany w towarzystwie nagiej księżniczki.
– Naprawdę? – Zrobiłem duże oczy.
– Nie, śmieję się. Nie ma takiego przepisu, ale byłoby mi miło, gdybyś też się rozebrał.
– Zgoda.
– No to rozepnij mi guziki na plecach. Resztą zajmę się sama. – To powiedziawszy, odwróciła się tyłem.

Miałem niejakie problemy. Kto wymyślił guziki zamiast suwaka i po co tyle, wystarczyłby jeden, wkurzałem się, męcząc z rozpinaniem. W końcu się udało, a Arbelina dotrzymując obietnicy, resztą zajęła się sama.
– Aleś ty olśniewająco piękna – zdołałem tylko wymamrotać na widok zupełnie nagiej piękności.
– Nie śmiej się ze mnie – odpowiedziała. – Wyglądam zwyczajnie. Gdyby tu obok stanęła naga chłopka, nie dałoby się odróżnić, która z nas jest którą. A szkoda – westchnęła.
– Nie śmieję się. Mówię prawdę.
– Dziękuję. Coś chyba obiecałeś?
– Przepraszam – bąknąłem, po czym zacząłem się rozbierać.
– O jejku! – zawołała Abi, nieznacznie unosząc się na palcach, gdy ściągnąłem majtki.
– Ale co? – zapytałem niezbyt mądrze.
– Tak fajnie ci się macha. – Wskazała palcem penisa znajdującego się maksymalnie w pozycji horyzontalnej. – Weź, się przejdź, chcę jeszcze popatrzeć – poprosiła wyraźnie podekscytowana, składając dłonie na piersiach.
Zaskoczyła mnie jej prośba, ale czemu nie? Poszedłem na drugi koniec pokoju i powoli zacząłem wracać. Tymczasem Abi nie spuszczając rozbawionego wzroku z mojej sztywnej i dyndającej męskości, zaczęła delikatnie bić brawo. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało i nie powiem, było to przyjemne.
– O jejku, ale to niesamowity widok, jak tak się ci macha, aż mi się… – odezwała się entuzjastycznie, zasłaniając na moment dłońmi łono, po czym dokończyła wymijająco: – No wiesz. Pewnie żadna dziewczyna ci się nie oparła, jak to zobaczyła – zachichotała.
– Były takie, które się oparły – odpowiedziałem skromnie.
– Na pewno miały coś nie tak z głową. – Machnęła ręką lekceważąco.
Czułem, że mógłbym ją już posiąść, ale jeśli to rzeczywiście księżniczka? Jakoś tak nie wypadało brać ją, jak zwykłą dziewkę. Jak to robią książęta? Chociaż z drugiej strony, brutalnie zbrukać księżniczkę, to bardzo podniecające.

Jaką księżniczkę do cholery! Chwilowy przypływ jasnych myśli mnie otrzeźwił. Przestań chłopie wariować, to normalna fajna dziewczyna. Widać nietypowa, ale fajna.
– Możesz założyć koronę? – poprosiłem niespodziewanie dla samego siebie.
– Oczywiście. Zdjęłam ją, bo by nam odrobinę przeszkadzała, no i jest trochę ciężka. – Szybko podeszła do stołu, złapała ją i z wprawą umieściła na głowie.
– O rany! – wyrwało mi się na widok bajecznie nagiej dziewczyny w złotej koronie z diamentami. Przemknęło mi przez głowę, że wszystkie dziewczyny powinny tak się ubierać. Złota korona na głowie i tyle. Więcej nie potrzeba. – Księżniczka – mruknąłem.
– Wreszcie zauważyłeś – odpowiedziała z westchnieniem ulgi, uginając na trochę nogę w kolanie.
Dłuższą chwilę patrzyłem na nią jak zaczarowany, zanim podszedłem bliżej, przyklękając tuż przed nią. Ująłem jej dłonie w swoje. Spojrzałem na koronę, a później prosto w oczy Abi.
– Księżniczko Arbelino, wyjdziesz za mnie?
– Prosisz o moją rękę – zapytała zdziwiona.
– Tak, proszę o twoją rękę.
– Wstań, proszę – szepnęła. Gdy to uczyniłem, niespodziewanie Arbelina wbiła wzrok w podłogę. – Nie mogę – odpowiedziała, nadal szeptem. Zaraz, po chwili wahania podniosła wzrok i już normalnie, choć z niejakim trudem kontynuowała: – Na naszej rodzinie ciąży klątwa. Mogę oddać rękę tylko mężczyźnie szlachetnie urodzonemu, najpewniej księciu. Inaczej zamienię się w żabę.
– Chyba nie wierzysz w takie rzeczy – zaśmiałem się.
Abi przeniosła wzrok na terrarium, a ja odruchowo zrobiłem to samo.

– Chodź, coś ci pokażę. – Ujęła mnie za rękę i podprowadziła do terrarium. – Przedstawiam ci kuzynkę Dialę.
– Ale to jest żmija. – Zrobiłem wielkie oczy.
– No właśnie to dziwne, powinna w żabę. Rodzice uważają, że to dlatego, że kuzynka ma trudny charakter i bywa złośliwa. Nikogo nie słuchała i wyszła za mąż za prostego chłopaka. I o, co się stało. Zabraliśmy ją, gdy uciekaliśmy z zamku. Wuj nas zdradził dla władzy. Musieliśmy uciekać, inaczej groziła nam śmierć na palu. Wiesz, nabicie na pal. Nawet nie wyobrażam sobie tak strasznej śmierci – to ostatnie powiedziała z przejęciem.
Naga Abi w koronie na głowie i łzami w oczach przytuliła się mocno do mnie, też nagiego, aczkolwiek bez korony, niechcący ponownie wywołując mocny wzwód, nieco krępujący w tych okolicznościach. Obejmując, przytulona, kontynuowała:
– Ledwo nam się udało uciec. W ostatniej chwili. Biedna niania… pewnie nie żyje. Zabraliśmy kuzynkę w nadziei, że tu znajdziemy maga, który zdejmie klątwę. Niestety w waszym świecie chyba nie ma dobrych magów. W tej sprawie wyjechali rodzice, dostali adres jakiegoś maga, ale chyba znowu nic z tego nie będzie. Był niedawno jeden taki. Nazywał się... psy… psy… psychiatra. Tylko popatrzył na kuzynkę i powiedział, że on tu nic nie pomoże. – Abi odsunęła się ode mnie i z nadzieją zapytała: – Może ty znasz jakiegoś maga?
Wzruszyłem tylko ramionami.
– Szkoda. – Abi znowu posmutniała.
Spojrzałem w jej wilgotne oczy i tym razem ja przycisnąłem ją do siebie, całując w jedno oko, potem w drugie, a następnie składając długi pocałunek na ustach dziewczyny. W tym czasie mój sztywny członek bezczelnie opierał się o brzuch Abi. Gdy przerwałem, odezwała się już z lekkim uśmiechem:
– Znowu ci stoi.
– Przepraszam – zawstydziłem się. Wydawało mi się, że nie jest to dobry moment na kombinowanie jak przelecieć panienkę.
– Nic nie szkodzi, to nawet fajne. Jako księżniczka jestem przyzwyczajona do takiego widoku. W naszym królestwie nieraz widziałam jak mężczyznom niskiego stanu stają członki na mój widok. To normalne. Tak powinno być.
– Miałaś nianię? – dopytywałem.
– Tak, ale jej nie udało się uciec. Nie wiem, co się z nią stało. Pewnie już… Nie mówmy o smutnych sprawach – zmieniła temat. – Wracamy na kanapę. – zadecydowała, po czym pociągnęła mnie w jej kierunku.

Spojrzałem jeszcze raz na żmiję w terrarium i niespodziewanie cała ta sytuacja, jej słowa, skojarzyły mi się z „Władcą pierścieni”, takim filmem.
– A ty umiesz czarować? – Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kanapy.
– Nie… Właściwie to znam jedno zaklęcie obronne. Rodzice kazali mi się nauczyć, abym potrafiła się obronić, gdyby coś mi groziło, przynajmniej do czasu, dopóki straż królewska nie przybędzie i mnie ochroni.
– Pokaż. – Zainteresowałem się, co to takiego mogłoby być.
– Nie… wolę nie, jeszcze nie całkiem je opanowałam. Poza tym to zaklęcie obronne. Mogę go używać tylko, gdyby coś mi groziło albo w obronie czyjegoś życia. – Delikatnie się zawstydziła.
– No pokaż, nie daj się prosić. – Byłem cholernie ciekawy. Z tej przyczyny jeszcze dla zachęty delikatnie pocałowałem ją w usta.
– No dobrze – zgodziła się. – Tylko nie ruszaj się i nic nie mów, żebym się nie zdekoncentrowała. Gdyby zaklęcie wymknęło mi się spod kontroli, mogłoby narobić szkód.
– Będę cicho – zapewniłem.
– To patrz.

Zamknęła oczy i złączyła dłonie w dziób, jakby miała w nich duży owoc i coś cichutko wymamrotała. Zaraz potem gwałtownie rozchyliła ręce, równocześnie otwierając oczy, a z jej dłoni wyskoczyła pomarańczowa kula o średnicy pięciu centymetrów, może nieco większa. Kula, skwiercząc, jakby się gotowała, zawisła w powietrzu wahając się po kilka centymetrów w różne strony. Wokół niej biły liczne mini pioruny, przynajmniej takie wrażenie ten efekt sprawiał. Abi ruchami dłoni i ciała wyraźnie walczyła o ustabilizowanie kuli. W końcu udało jej się to i kula nadal skwiercząc i bijąc mini piorunami, zawisła nieruchomo. Kilka sekund później Abi gwałtownie złączyła dłonie z klaśnięciem i kula w jednej chwili zniknęła z takim jakimś jakby chrumknięciem. Zaraz potem przez chwilę podmuchała na swoje dłonie.

– O rany, niezła sztuczka! – Byłem pod silnym wrażeniem tego, co zademonstrowała.
– To nic takiego. – Lekko wzruszyła ramionami. – Jedno z najprostszych zaklęć. Jeśli kula uderzy w kogoś, to pozbawia przytomności na jakiś czas. Wadą tego zaklęcia jest, że w miejscu uderzenia, na skórze powstaje oparzenie. Również może oparzyć osobę, która rzuca zaklęcie, jeśli jest taką niezdarą, jak ja. – Abi ponownie podmuchała na dłonie.
Podszedłem bliżej i przyjrzałem się jej dłoniom. Od wewnętrznej strony widać było kilka drobnych zaczerwienień, największe, mocniejsze, w okolicy opuszka palca wskazującego i środkowego prawej dłoni.
– Przepraszam, gdybym wiedział, to bym nie prosił… Pewnie cię boli – Zrobiło mi się żal Abi.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała – w końcu muszę się nauczyć…
Nie dokończyła, bo wziąłem jej dłoń i wsunąłem te dwa palce do buzi, oblizując.
Dziewczyna tylko westchnęła głośno, unosząc się na palcach stóp, chyba przestraszona, po czym szybko cofnęła rękę.
– Nie podobało się? – Moja twarz wyrażała zdziwienie.
– Też umiesz czarować? – Zaskoczona Abi zignorowała moje pytanie.
– Nie, no co ty – zaśmiałem się, wzruszając ramionami. Równocześnie z tymi słowami przemknęła mi przez głowę myśl, „a może dziewczyny?”. – Czemu tak sądzisz?
– Bo jak wsunąłeś sobie moje palce do buzi i polizałeś, to poczułam nieodpartą chęć oddania ci się. Bezwarunkowo.
– To źle? – W sumie byłem zadowolony z osiągnięcia takiego efektu.
– Chyba nie. – Abi nieco wstydliwie i zarazem uroczo spuściła na chwilę oczy. – Tylko nie powinnam tracić kontroli nad sobą. Księżniczka powinna zawsze wiedzieć, co się z nią dzieje. Chociaż przyznaję, że to też nie zawsze mi wychodzi. Zobacz, co zrobiłeś swoimi czarami – rzekła z wyrzutem, wydało mi się, że udawanym. Złapała moją dłoń i położyła sobie na łonie.
– Och – zmysłowo i chyba trochę teatralnie westchnęła, mrużąc oczy. Ja za to poczułem pod palcami wilgoć. – To przez ciebie jestem tam całkiem mokra – odezwała się zalotnie.

Penis, który w czasie pokazu jej sztuki uznał, że nie ma nic do roboty i niemal całkowicie opadł, teraz gdy moja dłoń ostrożnie pieściła wargi sromowe, znów odżył, prezentując się w pełnym rozmiarze.
Na twarzy dziewczyny w koronie, zagościł uśmiech zadowolenia. Pchnęła mnie w kierunku kanapy, pośrednio sugerując tym gestem, że powinienem usiąść. Opadłem tyłkiem, a penis od wstrząsu mocno się zachybotał. Abi nie spuszczała z niego wzroku i gdy to się stało, z jej ust wydobył się delikatny, krótki śmiech okraszony zadowoleniem. Zbliżyła się do mnie, tak że nasze łydki się zetknęły. Patrzyła z góry niczym koronowana głowa albo Statua Wolności. Tylko Statua Wolności nie jest naga i Abi nie trzymała pochodni. Za to w jej szparce pobłyskiwała w odbiciu światła wilgoć niczym szlachetne kamienie w koronie. Położyłem dłonie na udach i pieściłem jej ciało aż po biodra i pupę. Abi przymknęła oczy, od czasu do czasu wydając pomruk świadczący o przyjęciu z zadowoleniem moich pieszczot, również lekko poruszając biodrami i nieznacznie wypinając się w moim kierunku co chwila.
– Jesteś taki delikatny – mruknęła zmysłowo – to bardzo przyjemne.
Zatrzymałem się z dłońmi na pupie. Przybliżyłem usta do jej łona i złożyłem pocałunek na wzgórku Wenery, prowokując krótki chichot zadowolenia.
– Oddałeś mi hołd, czyli uznajesz mnie za swoją księżniczkę? – powiedziała rozbawiona, patrząc z góry.
– Jesteś moją księżniczką.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
– Trochę nie wiem… – odezwała się niepewnie. – Bo tu u was, wszyscy są równi, prawda?
– Prawda. – Nie chciałem wdawać się w szczegóły, to nie byłby dobry moment.
– Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni też?
– Oczywiście.
– Czyli dziewczyna też może robić to samo, co chłopak?
– No tak.
– Aha. Tylko… tylko że ja jestem przyzwyczajona do wydawania poleceń, rozkazów i głupio mi tak po prostu… – miauknęła ze wstydem.
– To, co mi chciałabyś rozkazać, księżniczko Arbelino?
– Chciałabym… – powiedziała, lubieżnie gapiąc się na mojego sterczącego fiuta. – Rozkazuję ci, abyś nadział mnie na swój pal – zachichotała.
– Nie boisz się?
– Na tak słodki pal, nie boję.

Nim coś zrobiłem, Abi usiadła mi okrakiem na kolanach, złapała w dłoń członka i wsunęła do pochwy. Zaczęła powoli się unosić i opadać, a penis niezwykle przyjemnie rozpoczął ślizg w jej ciepłym i niesłychanie aksamitnym wnętrzu. Nigdy do tej pory nie czułem aż takiej przyjemności, będąc w dziewczynie. Może księżniczki mają jednak bardziej szlachetne pochwy?
– Jakie to przyjemne – westchnęła w pewnym momencie, rozmarzona, nie przestając unosić się i opadać na moim członku.
Tak oddałem się tej przyjemności, że dopiero po dłuższym czasie zajarzyłem, że to ja powinienem przejąć inicjatywę w ruchaniu. Jednak gdy tylko spróbowałem, stanowczo, wręcz władczo powstrzymała mnie.
– Nie, ja to zrobię. – Ściągnęła koronę, kładąc obok. – Za ciężka. – Uśmiechnęła się przepraszająco, nieco zmęczona. Zaraz potem ze skupieniem wznowiła podskakiwanie.
Zdziwiłem się, bo do tej pory to dziewczyny chciały, abym niemal wszystko robił, a one tylko konsumowały przyjemność, a tu taka historia. Zgodziłem się z obawy utraty przyjemności, gdyby zrezygnowała, jak jedna wcześniej. Najpierw się zgodziła, a przyszło co do czego, uciekła mi… spod fiuta. Powiedziała, że myślała, że jest gotowa, ale jednak nie jest. Wiecie, jak taka sytuacja jest frustrująca? Za nic nie chciałem dopuścić do następnej, więc nie stawiałem oporu.
Arbelina najpierw wykonywała powolne, majestatyczne ruchy, ale stopniowo przyspieszała. Teraz pracowała naprawdę intensywnie. Jej początkowo tylko głośny oddech zaczął przeradzać się w ciche piski. Niewiele później spostrzegłem, że zbliżam się do finału, a okrzyki, które słyszałem, chociaż niezbyt głośne, sugerowały, że ona też. Moje dłonie na jej ciele ślizgały się, czułem, że jest mocno spocona, to jeszcze bardziej mnie nakręcało. Przyjemność, jaką czerpałem, potężniała z momentu na moment, powodowała, że też nie mogłem powstrzymać się od okrzyków. Nasze jęki przeplatały się ze sobą, gdy Arbelina zatrzymując się, przeciągle jęknęła z wysiłkiem. Jej mięśnie pod moimi dłońmi zadrżały i poczułem rytmicznie zaciskającą się pochwę. To też było dla mnie za dużo. Zachrypiałem z powodu ogarniającej mnie ogromnej przyjemności i ulgi zarazem, gdy z wielką siłą, zacząłem w niej tryskać.

To był najsilniejszy orgazm w moim życiu. Przynajmniej tym dotychczasowym. Chyba wzmocniony świadomością, że wypełniam swoją spermą księżniczkę. Rany! Ta ostatnia myśl nieco przestraszyła mnie. Moja sperma w jej pochwie!!! Zrobiliśmy to bez zabezpieczenia! Spojrzałam na opierającą się nieruchomo o mnie Abi. Miała zamknięte oczy i widać było, że nadal przeżywa, to co się stało. Chyba księżniczki potrafią się zabezpieczać? Pomyślałem poniewczasie, wyciszając nieco swoje obawy.
Zaraz, zaraz, co się z tobą chłopie dzieje?! Znowu zaczynasz wierzyć, że to prawdziwa księżniczka z bajkowego królestwa? Chyba pogięło cię. Może trochę coś nie tak z jej głową, ale w sumie zwyczajna laska, tyle że seksowna. Bardzo.
Abi w końcu się ocknęła. Ostrożnie wysunęła członka z pochwy i wstała.
– O jejku, ale to było… – odezwała się zadowolona – Nogi mi drżą, chyba nie ustoję, taka jestem zmęczona – zachichotała.
Spostrzegłem, że nogi jej się uginają. Poderwałem się, złapałem ją wpół i ostrożnie posadziłem na kanapie. Przysiadłem się z boku i zacząłem delikatnie przesuwać dłoń po włosach, ramionach, całując w usta Abi, obejmując i ugniatając mokre od potu piersi i także je całując, posuwając się nawet do pieszczot wzgórka łonowego, czego mi nie broniła. Zatraciliśmy się w tych zabawach tak bardzo, że nawet nie mam pojęcia jak długo trwały. Pół godziny? W końcu Abi przerwała namiętną ciszę.
– Pewnie okropnie wyglądam. Muszę się umyć. Poproszę… – Przerwała na moment. – Nie poproszę. – Westchnęła z rezygnacją. – Zapomniałam. Na zamku miałam łaziebną do kąpieli, a tutaj muszę sama. Trochę to niewygodne, gdy trzeba umyć plecy.
– Mogę cię umyć – zaofiarowałem się natychmiast.
– Nie mogę cię o to prosić. Nie należysz do mojej służby.
– Ale ja chcę… bardzo chętnie…
– Skoro tak, to zgoda – ucieszyła się.

Poszliśmy do łazienki, a ja pomyślałem w międzyczasie: O rany, dziewczyna mnie wyruchała. Jednak w życiu chyba wszystkiego trzeba spróbować. Tym bardziej że było to mocne przeżycie.
Pod prysznicem w dużej wannie namydliłem i wymyłem każdy kawałek jej ciała, a ona wdzięcznie wyginała je, ułatwiając mi pracę, jakby rzeczywiście była od dziecka myta przez służbę.
Efekt tego mycia był podniecający. Po prostu znowu mi stanął. Zresztą, komu by nie stanął przy myciu nagusieńkiej laski? Próbowałem się powstrzymać, ale gdy tylko po spłukaniu piany zorientowałem się, że panna jest też podniecona, nie wytrzymałem. Szybkim ruchem odwróciłem ją tyłem do siebie. Krzyknęła, jak sądzę z zaskoczenia. Może postąpiłem zbyt gwałtownie, ale już nie potrafiłem się opanować. Skłoniłem ją, by się pochyliła i nie tracąc czasu na pytania, wszedłem w cipkę.
– Oooooch – przeciągle jęknęła podczas tej czynności.
Zacząłem ją dziko ruchać, coraz szybciej, jakbym szedł na rekord na sto metrów. Po jakimś czasie opamiętałem się i zwolniłem tak trochę. Nie chciałem zbyt szybko skończyć, ale i tak po kilku następnych minutach, przy wtórze pisków Abi, ponownie wytrysnąłem.
Jak się rozłączyliśmy, obawiałem się, że sperma zacznie z niej wyciekać. W końcu sporo jej tam zostawiłem. Jednak nie. Może dlatego, że to księżniczka? Na pewno nie wypada, aby księżniczce coś wyciekało.

Wreszcie udało nam się wyjść z wanno-prysznica.
– Ale ty jesteś – odezwała się z udawanym oburzeniem, gdy wycieraliśmy się ręcznikami. – Wziąłeś mnie ot tak. – Tupnęła gołą stopą. – A księżniczek nie bierze się bez pytania.
– Tak jakoś wyszło – powiedziałem, by w ogóle coś powiedzieć.
– Tylko ja się nie gniewam. – uroczo miauknęła. – Bo to była bardzo przyjemna niespodzianka. Hi, hi, pierwszy raz zostałam wzięta od tyłu. Do tej pory wiedziałam tylko ze szkoły, że tak można.
– To księżniczki chodzą do szkoły?
– Wszyscy chodzą – zdziwiła się moim pytaniem. – Przecież widujesz mnie w szkole, prawda?
– No tak, nie pomyślałem – speszyłem się.
– Coś ci powiem – zrobiła tajemniczą minę. – Kuzynka Diala, ta wiesz…
– Ta, co jest żmiją – domyśliłem się.
– Ta sama. Miała kiedyś nie łaziebną, a łaziebnego. Oficjalnie to był trzebieniec, ale tak naprawdę, to mógł – Abi zrobiła duże oczy.
– Trzebieniec? – Nie znałem tego słowa.
– To taki mężczyzna... – Abi nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Spojrzała na moje genitalia, po czym wyciągnęła rękę i palcem wskazującym zatoczyła kółko wokół jąder, mówiąc: – Bez tego.
– Rozumiem. – Głupia sprawa tak bez…, pomyślałem.
– No i ten łaziebny… – nachyliła się w moją stronę, ściszając głos – przy każdej kąpieli, a kąpała się często, robił jej to samo, co ty teraz mnie. Tak samo od tyłu. – odsunęła się i dodała – Naprawdę.
Wyszliśmy z łazienki.
– Ja taka nie jestem – kontynuowała temat w drodze do pokoju. – To dzisiaj to mój pierwszy raz.
– A… ale przecież nie jesteś… byłaś dziewicą – wydukałem.
– To co?
Zrobiłem wymowny gest, rozkładając dłonie.
– Aaa… to. – Zajarzyła. – Przecież ty nie wiesz. Każda księżniczka zaraz po ukończeniu piętnastego roku życia ma chirurgicznie usuwaną błonę dziewiczą.
– Po co? – zdziwiłem się.
– Jak to po co? – Tym razem Abi się zdziwiła. – Żeby potem nie bolało.
– Każda księżniczka tak ma? A jak nie chce?
– Jak się uprze, to nie. Nic na siłę. Tylko po co później cierpieć? – Wzruszyła ramionami.
Właściwie musiałem przyznać jej rację. Tak na pewno prościej i nie ma bałaganu, jak przy tradycyjnym rozdziewiczeniu.

– Pomóż mi założyć suknię – powiedziała, sięgając po leżącą z boku na oparciu kanapy. – Sama będę strasznie się męczyła z zapięciem guzików z tyłu. Szkoda, że tu nie ma służby.
– Nie ubieraj się, zostań tak – zaoponowałem.
– Mam zostać nago?
– Oczywiście. Jesteś piękna. W sukni też wyglądasz pięknie, ale nago olśniewająco, że wzroku nie można od ciebie oderwać. Chyba że ci zimno.
Abi cicho zachichotała.
– Dziękuję. Zimno mi nie jest, raczej gorąco… Zgoda, spełnię twoje życzenie i nie ubiorę się, skoro tak prosisz. Tylko ty też się nie ubierzesz, chyba że ci zimno – ponownie cicho zachichotała.
– Nie jest mi zimno, pani i wykonam twój rozkaz. – Wczułem się w rolę.
– Tak właśnie. – potwierdziła z satysfakcją. – Rozkazuję ci, abyś był przy mnie nagi.

Czas miło nam płynął, ale zbliżała się dwudziesta. Nadeszła pora by się pożegnać. To była pierwsza wizyta i nie chciałem nadużywać gościnności księżniczki Arbeliny i księżniczki żmii Diali.
Ubrałem się, a Abi, nadal naga, podprowadziła mnie do drzwi wyjściowych.
Jak ja bym teraz chciał jeszcze raz cię zwyczajnie zerżnąć, tu na tym korytarzu, jak stoisz, przemknęło mi samo przez myśl. Wydało mi się jednak, że wobec księżniczki, nawet nagiej, wypada zachować jakieś maniery. Poza tym czułem nawet nie przekonanie, a wewnętrzną pewność, że jeszcze się spotkamy sam na sam. Nago.
– Do zobaczenia w szkole – powiedziała.
Podeszła kroczek, w celu dania pożegnalnego buziaka, jak mi się wydawało. Tymczasem niespodziewanie przesunęła niezwykle mokrym językiem po policzku. Zdziwiłem się bardzo, ale pomyślałem, że może w jej kraju to taki zwyczaj. Polizała drugi policzek, jeszcze raz…

Otworzyłem oczy. Nade mną, na łóżku, stała moja jamniczka, machając ogonkiem i próbując dosięgnąć językiem twarzy.
– Fuj! Wystarczy – powiedziałem, zasłaniając się ręką i odsuwając twarz poza zasięg jej języka.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– No dobrze – zmiękłem mimo bardzo wczesnej pory. – Zaraz pójdziemy na spacer.
Szybko oporządziłem się. Gdy w przedpokoju przyczepiałem smycz, z pokoju wyszedł tata.
– Wychodzę z księżniczką na spacer – zakomunikowałem.
Tata, ziewając, tylko machnął ręką.
* * *

Patrzyłem, jak jamniczka beztrosko hasa po trawie.
– Jak mogłaś przerwać mi taki piękny sen – odezwałem się z wyrzutem. Jamniczka jednak wydawała się tym nie przejmować.
Swoją drogą chyba mi odbija z tych nudów, skoro mam takie sny. Dobrze, że już za tydzień szkoła. I w ogóle chyba zupełnie mnie porąbało, że poprosiłem ją o rękę. Poluzowało mi się coś we łbie?! Niby sen... A może to była taka przestroga, żebym nie pił alko? Parę dni temu, właśnie z nudów trochę za dużo wypiliśmy z kumplem. Rodzice nie byli zadowoleni i moja głowa też. To mogła być przestroga. Jeśli będę pił za dużo, to któregoś razu, jak wytrzeźwieję, może się okazać, że mam już żonę i trójkę dzieci.
* * *

Wreszcie początek roku szkolnego. Na pierwszej lekcji organizacyjnej w klasie maturalnej, gdy wychowawczyni omawiała plan lekcji na najbliższe dni, otworzyły się drzwi od klasy i wszedł dyrektor wraz z dziewczyną w naszym wieku. Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy i biały T-Shirt. Biel niezwykle podkreślała bijącą od niej świeżą dziewczęcą ponętność, ale bez wulgarności, dzięki tej właśnie bieli nawet z nutką niewinności. Całości obrazu dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona.
– Przepraszam za wtargnięcie – zwrócił się przede wszystkim do nauczycielki dyrektor – ale ta młoda dama, która trochę się spóźniła, będzie się uczyła z wami. – Proszę, przedstaw się – zwrócił się teraz do dziewczyny.
Ona zaś nabrała powietrza w płuca i odezwała się, jakby miała już doświadczenie w przemowach.
– Zanim się przedstawię, chciałabym wszystkich przeprosić za swoje spóźnienie. Księżniczkom nie wypada się spóźniać, ale były tak wielkie korki, jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Chociaż od niedawna mieszkam z rodzicami w waszym pięknym mieście. Nazywam się…


RATUNKU!!! NIECH MNIE KTOŚ USZCZYPNIE!!!​
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Po takim aplauzie nie pozostaje nic innego, jak — solennie przyrzekam zapoznać się z opowiadaniem w nocy, teraz cierpię katusze na własne życzenie.
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Nigdy żadna dziewczyna jeszcze nie zbiła mnie z pantałyku, ale teraz stanąłem jak wryty, nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć z siebie głosu
Uwielbiam takie momenty, wprowadzają, w komfortowy nastrój. Dziękuję za wspaniałą ucztę niebywałości dbałości o język polski, co prawda mam niejasne odczucie, że jakiś czas temu zamieściłeś powyższe opowiadanie na pewnym portalu? Ale to pewnie zwidy zmęczonej kobiety...
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Jestem dumna, że miałam przyjemność w jakimś sensie rozmawiać z TOBĄ, sporo fajnych pozytywnych komentarzy, gratuluję, jutro po południu poczytam od deski do deski.
 
Ostatnia edycja:
Mężczyzna

col.Greg

Dominujący

Tagi: oniryczne, delikatne, mało seksu


Początek roku szkolnego, pierwsza lekcja organizacyjna w klasie maturalnej i zaraz pierwsza niespodzianka.
Nie minęło piętnaście minut, gdy otworzyły się drzwi i do klasy wszedł dyrektor wraz z jakąś dziewczyną. Dyrektor jak dyrektor, ale dziewczyna! Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy, pięknie podkreślające jej biodra, uda i jeszcze piękniej cipkę. Niestety, stała przodem, więc tyłka nie widziałem. Nie miałem jednak wątpliwości, że musi być doskonały. Wyżej biały T-shirt cudownie podkreślał dwie krągłe wypukłości. Nie za duże, nie za małe, takie, jakby to powiedzieć, doskonale dziewczęce, magicznie przyciągające wzrok. Całości dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona. Gdybym miał określić ją jednym słowem, no, może dwoma, powiedziałbym: cud natury.
– Przepraszam za wtargnięcie, ale chciałbym przedstawić wam nową koleżankę. Będzie uczyła się z wami. To Arbelina Naram-Sin – odezwał się dyrektor.
Następnie szeptem zamienił kilka słów z naszą wychowawczynią, a ta po chwili wskazując wolne miejsce, powiedziała do nowej:
– Możesz usiąść tam, obok Krysi. – Co tamta uczyniła.
* * *

„Nowa” szybko zdobyła sobie opinię dziwnej, a to za sprawą tego, co zdarzało się jej czasami powiedzieć. Toteż dziewczyny traktowały ją z pewnym dystansem. Jeszcze pierwszego dnia, Kryśka, ta, z którą kazała usiąść Arbelinie wychowawczyni, zbulwersowana oznajmiła nam:
– Wiecie, co mi powiedziała? Że mogę do niej zwracać się „księżniczko”. Wyobrażacie to sobie?
Jeśli chodzi o mnie, to w jakiś sposób ta jej inność fascynowała, ale zarazem zniechęcała do bliższej znajomości. Chociaż nie powiem, starała się być sympatyczną i może nawet taką była. Okazała się też dość spokojną dziewczyną, raczej bez szaleństw i niekiedy, takie odnosiłem wrażenie, nieśmiałą czy bardziej trafnie, zagubioną. Przyznam się, że wolę dziewczyny zdecydowane, dlatego, mimo tej mojej fascynacji, Arbelinę traktowałem tak samo, jak inne koleżanki w klasie. Ciekawe, że zawsze ubierała się w jasne ciuchy. Najczęściej białe spodnie lub białą spódnicę, czasami w coś kolorowego, ale zawsze były to jasne odcienie. Nigdy nie widziałem jej choćby w czarnych leginsach albo ciemnej bluzce.

Na tydzień, może dziesięć dni przed andrzejkami zaobserwowałem na dużej przerwie ciekawy obrazek. Arbelina po kolei podchodziła do kilku dziewczyn i coś mówiła, po czym, po odpowiedzi, odchodziła ze spuszczoną głową. Zorientowałem się, że o coś prosi, a one jej odmawiają. Do końca następnej lekcji zżerała mnie ciekawość, o co chodzi, ale raczej nie miałem szansy się dowiedzieć. Myliłem się. Po lekcjach Arbelina podeszła właśnie do mnie.
– Cześć – rzuciła niepewnie.
– Cześć.
– Wiesz, rodzice wyjeżdżają na sobotę i niedzielę w ważnej sprawie. A ja… ja po prostu nie lubię być sama. Sprowadziliśmy się tutaj niedawno i jeszcze nie znam wszystkich obyczajów, no i czuję się trochę nieswojo, no i nie chciałabym tak długo być sama, a szkoła dopiero w poniedziałek… No i pomyślałam, bo mieszkamy niedaleko siebie, że może byś mógł przyjść w sobotę do mnie. Tak na godzinę wystarczy. Ale jeśli nie możesz, to nie szkodzi – uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
– A nie możesz zaprosić którejś koleżanki? – Opinia „dziwnej”, kazała mi być ostrożnym.
– Chciałam – zasmuciła się – ale żadna nie mogła. Bywa. – Ponownie wzruszyła ramionami. – To jak, przyjdziesz? Proszę.
– Dobrze, mam wolne popołudnie – rzekłem ostrożnie. – O której? Może być o szesnastej?
– Zgoda. – Niemal podskoczyła zadowolona.

Nowiną podzieliłem się z najlepszym kumplem.
– Człowieku, nie boisz się? – zapytał zdziwiony. – Wiesz przecież, że ona jest trochę nie teges? – Kumpel wykonał wymowny okrężny ruch palcem wskazującym w okolicy ucha. – Nie wiadomo co zrobi, jak będziecie sami. Może wyciągnie nóż i cię zadźga, jak na tym filmie, wiesz.
– Nie wygłupiaj się. – Obawy kumpla wydały mi się cokolwiek śmieszne. – Ona jest normalna, tylko czasami coś chlapnie. Przyjechała chyba z zagranicy, to może wydawać się dziwna. A zadźgać to prędzej zadźga ta wściekła Ewka, co kopnęła Pawła.
– O rany, nie przypominaj mi. – Kumpel zrobił zbolałą minę. – To właściwie moja wina. Namówiłem Pawła, by powiedział do Ewki „Miałam ci jabłonkę” i że ta jest za głupia i nie załapie.
– Załapała. Wrzasnęła na cały korytarz „A ty nie masz jaj” i kopnęła go tam. Omal nie padł na podłogę.
– Na szczęście nie kopnęła aż tak mocno.
– Na szczęście – zgodziłem się.
– Ale jak przeżyjesz spotkanie z Arbeliną, to będziesz musiał mi opowiedzieć, co się działo, koniecznie. – Mrugnął okiem, co oznaczało, że liczy na pikantne szczegóły z zaliczenia Arbeliny.
Przed kumplem zbagatelizowałem jego obiekcje co do mojego bezpieczeństwa sam na sam z panną „A”. Nie dałem po sobie poznać, jednak ta sugestia z nożem mimo wszystko trochę mnie zaniepokoiła. Takiej możliwości nie brałem pod uwagę. Wszakże było już za późno. Słowo się rzekło.
* * *

I przyszła sobota. Zjawiłem się przed drzwiami Arbeliny punktualnie o szesnastej z kwiatkiem w dłoni, zakupionym z bólem serca w pobliskiej kwiaciarni. Otworzyła drzwi, a ja… Nigdy żadna dziewczyna jeszcze nie zbiła mnie z pantałyku, ale teraz stanąłem jak wryty, nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć z siebie głosu.
Przede mną stała dziewczyna w zjawiskowej, długiej, białej oczywiście, chyba balowej sukni do kostek z falbanami, przewiązanej złotym paskiem w talii dla podkreślenia kobiecych kształtów, w białych skarpetkach i białych butkach ze złoceniami. Ku mojemu zadowoleniu na płaskim obcasie. Nie wiem czemu, ale dziewczyna na szpilach zawsze kojarzy mi się z dziwką. Co innego dojrzała kobieta. Jednak ten widok Arbeliny to jeszcze nic!!! Na głowie miała sporą, błyszczącą złotą koronę wysadzaną różnokolorowymi szkiełkami w dużej ilości i różnych rozmiarach. Całości dopełniał uroczy uśmiech na jej twarzy.
– To dla mnie? – W końcu przerwała ciszę, sięgając po kwiatek.
– Oczywiście, cze… cześć – wydukałem, dopiero teraz powoli odzyskując mowę.
– Witaj i dziękuję. – Uroczo pokręciła biodrami. Równocześnie przysunęła główkę kwiatka do nosa i powąchała. – Ślicznie pachnie – dodała z zadowoleniem, zerkając znad kwiatka prosto mi w oczy.
Kwiatek powędrował do wąskiego flakonika, a całość stanęła na stoliku w salonie, do którego zostałem uprzejmie zaproszony.

Nim usiadłem na luksusowej kanapie wypoczynkowej, moją uwagę przykuło stojące z boku terrarium. Podszedłem bliżej, obserwując gadzinę wewnątrz, która momentalnie podniosła łeb, spoglądając mi prosto w oczy. Poczułem ciarki, bo wydało mi się, że patrzy na mnie jak człowiek.
Tymczasem zbliżyła się Arbelina.
– Wąż? – zapytałem.
– Żmija.
Chwilę patrzyliśmy na gada, po czym dziewczyna złapała mnie za rękę i ze słowem „chodź”, i pięknym uśmiechem godnym księżniczki, pociągnęła w kierunku kanapy. Usiedliśmy, Arbelina na boku, wcześniej zrzucając pantofle, przodem do mnie z podkulonymi nogami. Panowała cisza, podczas gdy ja nie mogłem nasycić się pięknem widoku – dziewczyny w złotej koronie z diamentami. W pewnym momencie delikatny uśmiech na jej twarzy zastąpił przestrach.
– Och! Przepraszam! – spłoszyła się. – Mama mówiła mi, że gościa zawsze trzeba na początku czymś poczęstować. W pałacu mieliśmy służbę, a tu muszę sama, to mi się zapomniało. – Zawstydziła się. – Może jesteś głodny? Mogę zrobić kanapki.
– Nie, nie trzeba.
– Potrafię. Robię całkiem smaczne – zapewniła.
– Na pewno, ale nie jestem głodny. – Cały czas uśmiechałem się, słuchając jej słów.
– To może czegoś się napijesz?
– A co masz?
– Lemoniadę, colę, sok wiśniowo-jabłkowy, wodę gazowaną i niegazowaną, mleko, owocówkę… A nie, oranżadę. Owocówka to co innego. – Dyskretnie się zaśmiała, kończąc wyliczankę.
– Może być lemoniada.
– Świetnie – ucieszyła się.

Kilka minut później przyniosła na złotej tacy, a przynajmniej wyglądającej na złotą, dwie wysokie szklanki z napojem, w każdej szklance dwa plasterki cytryny i słomka do popijania. Szklanki były oszronione, więc widać było, że napój jest zimny. Całość postawiła na stoliku przede mną.
– Sama zrobiłam – pochwaliła się. – Mama mówi, że powinnam się jeszcze nauczyć gotować, bo tu nie ma służby i wszyscy są sobie równi, ale ja na razie jestem dumna z tego, że udało mi się zrobić lemoniadę. Trochę dziwne, że tak wszyscy są sobie równi, prawda? – dodała, siadając obok mnie, jak poprzednio, z podkulonymi nogami.
Zdziwiłabyś się, jakbyś się dowiedziała, jak to naprawdę jest z tą równością i służbą, pomyślałem. Głośno jednak powiedziałem wymijająco:
– Czy ja wiem…
Patrzyliśmy na siebie, a ja odniosłem wrażenie, że na coś oczekuje. Dopiero po chwili olśniło mnie. Sięgnąłem po szklankę.
– Proszę. – Podałem Arbelinie napój.
– Dziękuję. – Z nienaganną manierą odebrała szklankę. Wówczas sięgnąłem po swoją.
Popijając przez słomkę, rozmawialiśmy dłuższy czas, głównie na tematy szkolne, bo przecież to nas najbardziej łączyło. Od dłuższego czasu nurtowało mnie pewne pytanie, ale tak jakoś nie było okazji, by je zadać. Teraz gdy napój jej i mój niemal się skończył, uznałem, że to dobry moment.
– Skąd takie nietypowe imię, Arbelina?
– Nietypowe? Raczej normalne. – Wydawała się zdumiona pytaniem. – Tak rodzice mnie nazwali, ale jak za długie, to możesz do mnie mówić Abi. Trochę dziwnie, ale też fajnie.
Abi, dziwnie? Teraz to ja się zdziwiłem, ale tylko w myślach. Nie powiedziałem jednak nic, tylko wziąłem od niej pustą szklankę i wraz ze swoją odstawiłem na tacę. Usiadłem ponownie, ale tym razem przodem do niej, opierając się ramieniem o szczyt kanapy. Patrzyliśmy znowu na siebie w milczeniu. Ech, trudno było mi oderwać wzrok od niej. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Abi dyskretnie zwilżyła usta. Pomyślałem, że teraz jest najlepsza okazja. Poczułem wewnętrzne przekonanie, że lepszej już nie będzie. Teraz albo nigdy. Powoli nachyliłem się w kierunku dziewczyny i gdy byłem już blisko jej ust, niespodziewanie „uciekła” mi.
– Zaczekaj – powiedziała – zdejmę tylko koronę, bo będzie przeszkadzała i… I jest trochę ciężka – uśmiechnęła się przepraszająco.
Odłożyła koronę na stół i ogarniając włosy, z uśmiechem zadowolenia usiadła ponownie. Tym razem nieco bliżej, bo nasze kolana się zetknęły.

Ponownie zbliżyłem się do jej ust. Tym razem nie uciekła. Najpierw delikatnie muskałem i przygryzałem jej wargi, rozkoszując się ich miękkością i przedłużając chwilę, w której zawładnę językiem i podniebieniem. W końcu nie dałem rady i wsunąłem język pomiędzy zachęcająco rozsunięte wargi i zęby, bez jakiegokolwiek oporu z jej strony.
Miłym zaskoczeniem było, że od razu jej język podjął erotyczne wyzwanie, splatając się z moim. Czasami to ona wsuwała mi język i przejmowała na chwilę inicjatywę i władzę nad moim podniebieniem. W trakcie tego pocałunku co chwila przeszywały mnie dreszcze, jak gdybym robił to pierwszy raz. Wydało mi się, jakby w kwestii całowania otrzymała staranne wyszkolenie na jakiejś pensji dla panien. Chyba niezwykłość tej dziewczyny tak na mnie podziałała. Nie liczyłem czasu, ale pewnie dopiero po kilkunastu minutach zdecydowałem się położyć dłoń na jej sukience, w miejscu, gdzie uwypuklała się pierś, ugniatając. Znowu nie doczekałem się sprzeciwu, a w zamian usłyszałem nosowy pomruk zadowolenia. Pobawiłem się tak jedną, potem drugą piersią, a nie napotkawszy oporu, postanowiłem spróbować czegoś więcej.
Przesunąłem rękę wzdłuż jej ciała, po biodrze, sięgając uda. Zacząłem powoli podciągać suknię, aż poczułem gołe udo Abi. Ostrożnie pieszcząc, wsunąłem dłoń pod i tak już mocno podciągniętą suknię, docierając do gołej pupy. Zdziwiłem się, że nie poczułem majtek. Stringi! Natychmiast przemknęło mi przez głowę. Spróbowałem je jakoś namacać, ale nic z tego. Przerwałem na moment pocałunek, nie tracąc zarazem przyjemnego kontaktu dłoni z pupą Arbeliny.
– Nie masz majtek? – zapytałem.
– Księżniczki nie noszą majtek. To niezbyt higieniczne i trochę niewygodne – wyjaśniła bez skrępowania. – Tylko jak gdzieś wychodzę, mama pilnuje, bym założyła, bo tu taki zwyczaj panuje. Ale i tak czasami się zapominam, hi, hi. No i jak jestem w spodniach, to już muszę… Fajnie, że tu dziewczyny mogą chodzić w spodniach. Podkreślają moje kształty, co podoba się chłopakom, Widzę, jak na mnie wtedy patrzą, przynajmniej niektórzy. To bardzo przyjemne. Może to samolubne, ale lubię być podziwiana. W końcu jestem księżniczką, więc staram się, aby tak było. Na zamku było łatwiej, tu mi trochę nie wychodzi, ale się staram.

Postanowiłem jeszcze o coś zapytać.
– Ubierasz się inaczej niż inne dziewczyny. Nie widziałem cię na czarno, tylko w jasnych albo białych ciuchach.
– U nas w czarnym lub bardzo ciemnym muszą chodzić tylko złe kobiety, wiedźmy, czy źli mężczyźni. Krótko mówiąc, tacy, co kogoś w przeszłości skrzywdzili. Ha, ha – zaśmiała się – jak tylko tu się osiedliliśmy, myślałam, że te na czarno, to złe dziewczyny, a takich była większość. Dopiero potem okazało się, że u was nie ma takiego podziału. Ja jednak przyzwyczaiłam się do swoich ubrań. Źle bym się czuła w czerni.
Zapadła dłuższa cisza.
– Możesz mnie dalej całować – cicho zachęciła Abi. Mimo podniecenia, które odczuwaliśmy, chyba to ona zachowywała większą trzeźwość umysłu.
– Przepraszam – mruknąłem skonsternowany swoim gapiostwem, natychmiast przywierając do ust koleżanki z klasy.
Pieszczoty nagiej pupy Abi były bardzo podniecające, ale szybko przestały mi wystarczać i postanowiłem sięgnąć po jej największy skarb. Przesunąłem dłoń z tyłka, macając teraz udo, ale na razie nie odważyłem się pójść ot tak do końca. Zabrakło mi odwagi. Mimo że wyobraźnia podpowiadała wiele, bardzo wiele, moja dłoń powędrowała teraz niżej, drażniąc receptory dotyku łydki, potem kostki i stopy. Wcześniej powoli zdjąłem z jej stóp błyszczące bielą skarpetki, czemu towarzyszył uśmiech zaciekawienia na jej twarzy.
Delektowałem się dotykiem podbicia, palców, ale gdy dotknąłem spodu, Abi zachichotała, próbując „uciec” ze stopą. Wykorzystałem jej dekoncentrację, szybko zagłębiłem się pod sukienkę. I tu pojawił się problem. Trzymała uda zaciśnięte, tym samym blokując dostęp do gorącego skarbu.
Wszelkie próby delikatnego rozchylenia ud spełzły na niczym. Nie wiedziałem, co zrobić. Zrezygnować? To byłaby w tej sytuacji dezercja. Zaryzykowałem i postawiłem wszystko na jedną kartę. Może się nie obrazi. Mocno, niemal brutalnie, spróbowałem wcisnąć rękę między uda, starając się je rozchylić. Dziewczyna mruknęła krótko, może trochę ją zabolało, ale poddała się, rozchylając nogi. Co ważne, mimo że mój nacisk już zniknął, pozostały rozwarte. Drżącą rękę zacząłem przesuwać tym razem po wewnętrznej części uda, w kierunku, z którego czułem bijące ciepło. I bliżej, tym większe. W końcu palce oparły się o wilgotne wargi, kobiecą doskonałość.
– Och! – jęknęła Abi, przerywając pocałunek.

Moje palce intensywnie pracowały, uniemożliwiając jej dalsze całowanie, ale nasze głowy cały czas się stykały. Z jej ust wydobywały się ciche jęki westchnień. Sprawiała wrażenie, że skupia się wyłącznie na przyjemności. Spróbowałem wsunąć palec do pochwy.
Och! – znowu jęknęła, poruszając lekko biodrami, gdy bez przeszkód zagłębiłem się w jej miękkim, gorącym, wilgotnym i zarazem śliskim wnętrzu.
Zachęcony tym, zanurzyłem dwa palce, rozpoczynając palcówkę. Abi mocniej oparła się o mnie, wzdychając, cicho pojękując lub posykując zmysłowo, oddała się całkowicie przyjemności.
Nie chciałem, aby było zbyt monotonnie. Po minucie może dwóch, stanąłem przed nią i podciągnąłem dół sukni, najwyżej jak się dało. Wtedy wreszcie uzyskałem widok na pięknie rozwinięte wargi zroszone wilgocią, bez wątpienia gotowe na wszystko. Krótko spojrzałem na Abi. Dyszała mocno, a jej twarz i oczy promieniały podnieceniem. Nie czekałem dłużej i padłem na kolana, przywierając językiem do rozpalonej szparki.
Najpierw trochę polizałem wzdłuż, potem decydowałem się zajrzeć językiem do jej wnętrza, potem zająłem się łechtaczką, a jeszcze potem… Potem niewiele pamiętam, utonąwszy w bezmiarze przyjemności. Co tu dużo rozprawiać! Arbelinka też utonęła w bezmiarze, na co wskazywały jej okrzyki i jęki, świadczące, że ledwo radzi sobie z przyjemnością, jakiej dostarczał mój język.
– Wystarczy – wysapała cichutko w pewnym momencie, ostrożnie próbując odsunąć mi głowę od swojego łona.
Czułem, miałem wrażenie, że całe jej ciało drży, ale z każdą chwilą słabiej. Powoli oboje się uspokajaliśmy.
– Podobało się? – zapytałem z dumą w głosie, gdy emocje opadły niemal całkowicie.
– No pewnie. Jeszcze pytasz – zdziwiła się. – Masz świetny język. Nic nie mówiłeś, że potrafisz nim tak świetnie operować – zachichotała.
Teraz ja się zdziwiłem. Bo niby co i kiedy miałem powiedzieć? „Cześć Arbelina, mam świetny język do…”. Rzeczywiście dziwna jakaś. I ta korona, ale bosko w niej wygląda, co do tego nie miałem wątpliwości.
Zamiast odezwać, tylko uśmiechnąłem się niczym pogromca kobiet. Za to ona w czasie mojego rozmyślania podniosła się na moment z gracją, opuszczając i wygładzając suknię, po czym ponownie usiadła, tym razem grzecznie, również z gracją i jak zwykle z wyrazem zadowolenia. Trochę zmęczony klapnąłem obok Abi. Teraz patrząc na nią, można było sądzić, że nic się nie wydarzyło. No, może z wyjątkiem nieco bardziej niż zwykle falujących piersi.

Dziewczyna cudownie wyglądała w tej sukni, ale ja nabrałem przekonania, że gdyby ją zdjęła, widok byłby jeszcze bardziej cudowny. W myślach usilnie kombinowałem, jak ją do tego nakłonić, gdy niespodziewanie rozbrzmiał jakiś dzwonek, aż drgnąłem. Abi się poderwała, wzięła do ręki telefon i spojrzała na wyświetlacz.
– To mama, tylko ciii… – Położyła palec na ustach, abym się nie odzywał. – O jejku – jęknęła po chwili z rezygnacją, opuszczając ręce. – Pomyliłam się i rozłączyłam. Jeszcze dobrze nie znam tych waszych urządzeń. Dopiero się uczę. Zaczekaj, oddzwonię do mamy.
– Pomóc ci? – zaofiarowałem się.
– Nie, nie trzeba, poradzę sobie, muszę się w końcu nauczyć – lekko się zaśmiała.
Rozmowa z mamą trwała kilka minut. Niewiele z niej zrozumiałem, ale gdy Abi ją zakończyła, wydało mi się, że posmutniała. Odruchowo wstałem, podszedłem do niej i przytuliłem. Pozwoliła mi na to. Pogłaskałem ją po włosach.
– Coś się stało? – zapytałem.
– A takie tam rodzinne sprawy – uśmiechnęła się niepewnie.
Nie chciałem ciągnąć jej za język, skoro sama nie chciała mówić. Atmosfera jednak mocno siadła i musiałem coś zrobić.
– Jak się zdejmuje tę suknię? – zapytałem.
– Chcesz mnie całkiem rozebrać? – Ożywiła się. Przez smutek na jej twarzy przebił się lekki uśmiech. – Możliwe, że będę się wstydziła. Nie wiem. – Dodała, krygując się.
– Przecież i tak już dużo widziałem.
– Prawda. – Wcześniejszy wyraz zasmucenia zniknął całkowicie, zastąpiony przez wyraz rozbawienia. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę. – Dobrze – powiedziała z namysłem – ale też coś musisz zrobić.
– Co?
– Zgodnie z protokołem nikt nie może być ubrany w towarzystwie nagiej księżniczki.
– Naprawdę? – Zrobiłem duże oczy.
– Nie, śmieję się. Nie ma takiego przepisu, ale byłoby mi miło, gdybyś też się rozebrał.
– Zgoda.
– No to rozepnij mi guziki na plecach. Resztą zajmę się sama. – To powiedziawszy, odwróciła się tyłem.

Miałem niejakie problemy. Kto wymyślił guziki zamiast suwaka i po co tyle, wystarczyłby jeden, wkurzałem się, męcząc z rozpinaniem. W końcu się udało, a Arbelina dotrzymując obietnicy, resztą zajęła się sama.
– Aleś ty olśniewająco piękna – zdołałem tylko wymamrotać na widok zupełnie nagiej piękności.
– Nie śmiej się ze mnie – odpowiedziała. – Wyglądam zwyczajnie. Gdyby tu obok stanęła naga chłopka, nie dałoby się odróżnić, która z nas jest którą. A szkoda – westchnęła.
– Nie śmieję się. Mówię prawdę.
– Dziękuję. Coś chyba obiecałeś?
– Przepraszam – bąknąłem, po czym zacząłem się rozbierać.
– O jejku! – zawołała Abi, nieznacznie unosząc się na palcach, gdy ściągnąłem majtki.
– Ale co? – zapytałem niezbyt mądrze.
– Tak fajnie ci się macha. – Wskazała palcem penisa znajdującego się maksymalnie w pozycji horyzontalnej. – Weź, się przejdź, chcę jeszcze popatrzeć – poprosiła wyraźnie podekscytowana, składając dłonie na piersiach.
Zaskoczyła mnie jej prośba, ale czemu nie? Poszedłem na drugi koniec pokoju i powoli zacząłem wracać. Tymczasem Abi nie spuszczając rozbawionego wzroku z mojej sztywnej i dyndającej męskości, zaczęła delikatnie bić brawo. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało i nie powiem, było to przyjemne.
– O jejku, ale to niesamowity widok, jak tak się ci macha, aż mi się… – odezwała się entuzjastycznie, zasłaniając na moment dłońmi łono, po czym dokończyła wymijająco: – No wiesz. Pewnie żadna dziewczyna ci się nie oparła, jak to zobaczyła – zachichotała.
– Były takie, które się oparły – odpowiedziałem skromnie.
– Na pewno miały coś nie tak z głową. – Machnęła ręką lekceważąco.
Czułem, że mógłbym ją już posiąść, ale jeśli to rzeczywiście księżniczka? Jakoś tak nie wypadało brać ją, jak zwykłą dziewkę. Jak to robią książęta? Chociaż z drugiej strony, brutalnie zbrukać księżniczkę, to bardzo podniecające.

Jaką księżniczkę do cholery! Chwilowy przypływ jasnych myśli mnie otrzeźwił. Przestań chłopie wariować, to normalna fajna dziewczyna. Widać nietypowa, ale fajna.
– Możesz założyć koronę? – poprosiłem niespodziewanie dla samego siebie.
– Oczywiście. Zdjęłam ją, bo by nam odrobinę przeszkadzała, no i jest trochę ciężka. – Szybko podeszła do stołu, złapała ją i z wprawą umieściła na głowie.
– O rany! – wyrwało mi się na widok bajecznie nagiej dziewczyny w złotej koronie z diamentami. Przemknęło mi przez głowę, że wszystkie dziewczyny powinny tak się ubierać. Złota korona na głowie i tyle. Więcej nie potrzeba. – Księżniczka – mruknąłem.
– Wreszcie zauważyłeś – odpowiedziała z westchnieniem ulgi, uginając na trochę nogę w kolanie.
Dłuższą chwilę patrzyłem na nią jak zaczarowany, zanim podszedłem bliżej, przyklękając tuż przed nią. Ująłem jej dłonie w swoje. Spojrzałem na koronę, a później prosto w oczy Abi.
– Księżniczko Arbelino, wyjdziesz za mnie?
– Prosisz o moją rękę – zapytała zdziwiona.
– Tak, proszę o twoją rękę.
– Wstań, proszę – szepnęła. Gdy to uczyniłem, niespodziewanie Arbelina wbiła wzrok w podłogę. – Nie mogę – odpowiedziała, nadal szeptem. Zaraz, po chwili wahania podniosła wzrok i już normalnie, choć z niejakim trudem kontynuowała: – Na naszej rodzinie ciąży klątwa. Mogę oddać rękę tylko mężczyźnie szlachetnie urodzonemu, najpewniej księciu. Inaczej zamienię się w żabę.
– Chyba nie wierzysz w takie rzeczy – zaśmiałem się.
Abi przeniosła wzrok na terrarium, a ja odruchowo zrobiłem to samo.

– Chodź, coś ci pokażę. – Ujęła mnie za rękę i podprowadziła do terrarium. – Przedstawiam ci kuzynkę Dialę.
– Ale to jest żmija. – Zrobiłem wielkie oczy.
– No właśnie to dziwne, powinna w żabę. Rodzice uważają, że to dlatego, że kuzynka ma trudny charakter i bywa złośliwa. Nikogo nie słuchała i wyszła za mąż za prostego chłopaka. I o, co się stało. Zabraliśmy ją, gdy uciekaliśmy z zamku. Wuj nas zdradził dla władzy. Musieliśmy uciekać, inaczej groziła nam śmierć na palu. Wiesz, nabicie na pal. Nawet nie wyobrażam sobie tak strasznej śmierci – to ostatnie powiedziała z przejęciem.
Naga Abi w koronie na głowie i łzami w oczach przytuliła się mocno do mnie, też nagiego, aczkolwiek bez korony, niechcący ponownie wywołując mocny wzwód, nieco krępujący w tych okolicznościach. Obejmując, przytulona, kontynuowała:
– Ledwo nam się udało uciec. W ostatniej chwili. Biedna niania… pewnie nie żyje. Zabraliśmy kuzynkę w nadziei, że tu znajdziemy maga, który zdejmie klątwę. Niestety w waszym świecie chyba nie ma dobrych magów. W tej sprawie wyjechali rodzice, dostali adres jakiegoś maga, ale chyba znowu nic z tego nie będzie. Był niedawno jeden taki. Nazywał się... psy… psy… psychiatra. Tylko popatrzył na kuzynkę i powiedział, że on tu nic nie pomoże. – Abi odsunęła się ode mnie i z nadzieją zapytała: – Może ty znasz jakiegoś maga?
Wzruszyłem tylko ramionami.
– Szkoda. – Abi znowu posmutniała.
Spojrzałem w jej wilgotne oczy i tym razem ja przycisnąłem ją do siebie, całując w jedno oko, potem w drugie, a następnie składając długi pocałunek na ustach dziewczyny. W tym czasie mój sztywny członek bezczelnie opierał się o brzuch Abi. Gdy przerwałem, odezwała się już z lekkim uśmiechem:
– Znowu ci stoi.
– Przepraszam – zawstydziłem się. Wydawało mi się, że nie jest to dobry moment na kombinowanie jak przelecieć panienkę.
– Nic nie szkodzi, to nawet fajne. Jako księżniczka jestem przyzwyczajona do takiego widoku. W naszym królestwie nieraz widziałam jak mężczyznom niskiego stanu stają członki na mój widok. To normalne. Tak powinno być.
– Miałaś nianię? – dopytywałem.
– Tak, ale jej nie udało się uciec. Nie wiem, co się z nią stało. Pewnie już… Nie mówmy o smutnych sprawach – zmieniła temat. – Wracamy na kanapę. – zadecydowała, po czym pociągnęła mnie w jej kierunku.

Spojrzałem jeszcze raz na żmiję w terrarium i niespodziewanie cała ta sytuacja, jej słowa, skojarzyły mi się z „Władcą pierścieni”, takim filmem.
– A ty umiesz czarować? – Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kanapy.
– Nie… Właściwie to znam jedno zaklęcie obronne. Rodzice kazali mi się nauczyć, abym potrafiła się obronić, gdyby coś mi groziło, przynajmniej do czasu, dopóki straż królewska nie przybędzie i mnie ochroni.
– Pokaż. – Zainteresowałem się, co to takiego mogłoby być.
– Nie… wolę nie, jeszcze nie całkiem je opanowałam. Poza tym to zaklęcie obronne. Mogę go używać tylko, gdyby coś mi groziło albo w obronie czyjegoś życia. – Delikatnie się zawstydziła.
– No pokaż, nie daj się prosić. – Byłem cholernie ciekawy. Z tej przyczyny jeszcze dla zachęty delikatnie pocałowałem ją w usta.
– No dobrze – zgodziła się. – Tylko nie ruszaj się i nic nie mów, żebym się nie zdekoncentrowała. Gdyby zaklęcie wymknęło mi się spod kontroli, mogłoby narobić szkód.
– Będę cicho – zapewniłem.
– To patrz.

Zamknęła oczy i złączyła dłonie w dziób, jakby miała w nich duży owoc i coś cichutko wymamrotała. Zaraz potem gwałtownie rozchyliła ręce, równocześnie otwierając oczy, a z jej dłoni wyskoczyła pomarańczowa kula o średnicy pięciu centymetrów, może nieco większa. Kula, skwiercząc, jakby się gotowała, zawisła w powietrzu wahając się po kilka centymetrów w różne strony. Wokół niej biły liczne mini pioruny, przynajmniej takie wrażenie ten efekt sprawiał. Abi ruchami dłoni i ciała wyraźnie walczyła o ustabilizowanie kuli. W końcu udało jej się to i kula nadal skwiercząc i bijąc mini piorunami, zawisła nieruchomo. Kilka sekund później Abi gwałtownie złączyła dłonie z klaśnięciem i kula w jednej chwili zniknęła z takim jakimś jakby chrumknięciem. Zaraz potem przez chwilę podmuchała na swoje dłonie.

– O rany, niezła sztuczka! – Byłem pod silnym wrażeniem tego, co zademonstrowała.
– To nic takiego. – Lekko wzruszyła ramionami. – Jedno z najprostszych zaklęć. Jeśli kula uderzy w kogoś, to pozbawia przytomności na jakiś czas. Wadą tego zaklęcia jest, że w miejscu uderzenia, na skórze powstaje oparzenie. Również może oparzyć osobę, która rzuca zaklęcie, jeśli jest taką niezdarą, jak ja. – Abi ponownie podmuchała na dłonie.
Podszedłem bliżej i przyjrzałem się jej dłoniom. Od wewnętrznej strony widać było kilka drobnych zaczerwienień, największe, mocniejsze, w okolicy opuszka palca wskazującego i środkowego prawej dłoni.
– Przepraszam, gdybym wiedział, to bym nie prosił… Pewnie cię boli – Zrobiło mi się żal Abi.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała – w końcu muszę się nauczyć…
Nie dokończyła, bo wziąłem jej dłoń i wsunąłem te dwa palce do buzi, oblizując.
Dziewczyna tylko westchnęła głośno, unosząc się na palcach stóp, chyba przestraszona, po czym szybko cofnęła rękę.
– Nie podobało się? – Moja twarz wyrażała zdziwienie.
– Też umiesz czarować? – Zaskoczona Abi zignorowała moje pytanie.
– Nie, no co ty – zaśmiałem się, wzruszając ramionami. Równocześnie z tymi słowami przemknęła mi przez głowę myśl, „a może dziewczyny?”. – Czemu tak sądzisz?
– Bo jak wsunąłeś sobie moje palce do buzi i polizałeś, to poczułam nieodpartą chęć oddania ci się. Bezwarunkowo.
– To źle? – W sumie byłem zadowolony z osiągnięcia takiego efektu.
– Chyba nie. – Abi nieco wstydliwie i zarazem uroczo spuściła na chwilę oczy. – Tylko nie powinnam tracić kontroli nad sobą. Księżniczka powinna zawsze wiedzieć, co się z nią dzieje. Chociaż przyznaję, że to też nie zawsze mi wychodzi. Zobacz, co zrobiłeś swoimi czarami – rzekła z wyrzutem, wydało mi się, że udawanym. Złapała moją dłoń i położyła sobie na łonie.
– Och – zmysłowo i chyba trochę teatralnie westchnęła, mrużąc oczy. Ja za to poczułem pod palcami wilgoć. – To przez ciebie jestem tam całkiem mokra – odezwała się zalotnie.

Penis, który w czasie pokazu jej sztuki uznał, że nie ma nic do roboty i niemal całkowicie opadł, teraz gdy moja dłoń ostrożnie pieściła wargi sromowe, znów odżył, prezentując się w pełnym rozmiarze.
Na twarzy dziewczyny w koronie, zagościł uśmiech zadowolenia. Pchnęła mnie w kierunku kanapy, pośrednio sugerując tym gestem, że powinienem usiąść. Opadłem tyłkiem, a penis od wstrząsu mocno się zachybotał. Abi nie spuszczała z niego wzroku i gdy to się stało, z jej ust wydobył się delikatny, krótki śmiech okraszony zadowoleniem. Zbliżyła się do mnie, tak że nasze łydki się zetknęły. Patrzyła z góry niczym koronowana głowa albo Statua Wolności. Tylko Statua Wolności nie jest naga i Abi nie trzymała pochodni. Za to w jej szparce pobłyskiwała w odbiciu światła wilgoć niczym szlachetne kamienie w koronie. Położyłem dłonie na udach i pieściłem jej ciało aż po biodra i pupę. Abi przymknęła oczy, od czasu do czasu wydając pomruk świadczący o przyjęciu z zadowoleniem moich pieszczot, również lekko poruszając biodrami i nieznacznie wypinając się w moim kierunku co chwila.
– Jesteś taki delikatny – mruknęła zmysłowo – to bardzo przyjemne.
Zatrzymałem się z dłońmi na pupie. Przybliżyłem usta do jej łona i złożyłem pocałunek na wzgórku Wenery, prowokując krótki chichot zadowolenia.
– Oddałeś mi hołd, czyli uznajesz mnie za swoją księżniczkę? – powiedziała rozbawiona, patrząc z góry.
– Jesteś moją księżniczką.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
– Trochę nie wiem… – odezwała się niepewnie. – Bo tu u was, wszyscy są równi, prawda?
– Prawda. – Nie chciałem wdawać się w szczegóły, to nie byłby dobry moment.
– Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni też?
– Oczywiście.
– Czyli dziewczyna też może robić to samo, co chłopak?
– No tak.
– Aha. Tylko… tylko że ja jestem przyzwyczajona do wydawania poleceń, rozkazów i głupio mi tak po prostu… – miauknęła ze wstydem.
– To, co mi chciałabyś rozkazać, księżniczko Arbelino?
– Chciałabym… – powiedziała, lubieżnie gapiąc się na mojego sterczącego fiuta. – Rozkazuję ci, abyś nadział mnie na swój pal – zachichotała.
– Nie boisz się?
– Na tak słodki pal, nie boję.

Nim coś zrobiłem, Abi usiadła mi okrakiem na kolanach, złapała w dłoń członka i wsunęła do pochwy. Zaczęła powoli się unosić i opadać, a penis niezwykle przyjemnie rozpoczął ślizg w jej ciepłym i niesłychanie aksamitnym wnętrzu. Nigdy do tej pory nie czułem aż takiej przyjemności, będąc w dziewczynie. Może księżniczki mają jednak bardziej szlachetne pochwy?
– Jakie to przyjemne – westchnęła w pewnym momencie, rozmarzona, nie przestając unosić się i opadać na moim członku.
Tak oddałem się tej przyjemności, że dopiero po dłuższym czasie zajarzyłem, że to ja powinienem przejąć inicjatywę w ruchaniu. Jednak gdy tylko spróbowałem, stanowczo, wręcz władczo powstrzymała mnie.
– Nie, ja to zrobię. – Ściągnęła koronę, kładąc obok. – Za ciężka. – Uśmiechnęła się przepraszająco, nieco zmęczona. Zaraz potem ze skupieniem wznowiła podskakiwanie.
Zdziwiłem się, bo do tej pory to dziewczyny chciały, abym niemal wszystko robił, a one tylko konsumowały przyjemność, a tu taka historia. Zgodziłem się z obawy utraty przyjemności, gdyby zrezygnowała, jak jedna wcześniej. Najpierw się zgodziła, a przyszło co do czego, uciekła mi… spod fiuta. Powiedziała, że myślała, że jest gotowa, ale jednak nie jest. Wiecie, jak taka sytuacja jest frustrująca? Za nic nie chciałem dopuścić do następnej, więc nie stawiałem oporu.
Arbelina najpierw wykonywała powolne, majestatyczne ruchy, ale stopniowo przyspieszała. Teraz pracowała naprawdę intensywnie. Jej początkowo tylko głośny oddech zaczął przeradzać się w ciche piski. Niewiele później spostrzegłem, że zbliżam się do finału, a okrzyki, które słyszałem, chociaż niezbyt głośne, sugerowały, że ona też. Moje dłonie na jej ciele ślizgały się, czułem, że jest mocno spocona, to jeszcze bardziej mnie nakręcało. Przyjemność, jaką czerpałem, potężniała z momentu na moment, powodowała, że też nie mogłem powstrzymać się od okrzyków. Nasze jęki przeplatały się ze sobą, gdy Arbelina zatrzymując się, przeciągle jęknęła z wysiłkiem. Jej mięśnie pod moimi dłońmi zadrżały i poczułem rytmicznie zaciskającą się pochwę. To też było dla mnie za dużo. Zachrypiałem z powodu ogarniającej mnie ogromnej przyjemności i ulgi zarazem, gdy z wielką siłą, zacząłem w niej tryskać.

To był najsilniejszy orgazm w moim życiu. Przynajmniej tym dotychczasowym. Chyba wzmocniony świadomością, że wypełniam swoją spermą księżniczkę. Rany! Ta ostatnia myśl nieco przestraszyła mnie. Moja sperma w jej pochwie!!! Zrobiliśmy to bez zabezpieczenia! Spojrzałam na opierającą się nieruchomo o mnie Abi. Miała zamknięte oczy i widać było, że nadal przeżywa, to co się stało. Chyba księżniczki potrafią się zabezpieczać? Pomyślałem poniewczasie, wyciszając nieco swoje obawy.
Zaraz, zaraz, co się z tobą chłopie dzieje?! Znowu zaczynasz wierzyć, że to prawdziwa księżniczka z bajkowego królestwa? Chyba pogięło cię. Może trochę coś nie tak z jej głową, ale w sumie zwyczajna laska, tyle że seksowna. Bardzo.
Abi w końcu się ocknęła. Ostrożnie wysunęła członka z pochwy i wstała.
– O jejku, ale to było… – odezwała się zadowolona – Nogi mi drżą, chyba nie ustoję, taka jestem zmęczona – zachichotała.
Spostrzegłem, że nogi jej się uginają. Poderwałem się, złapałem ją wpół i ostrożnie posadziłem na kanapie. Przysiadłem się z boku i zacząłem delikatnie przesuwać dłoń po włosach, ramionach, całując w usta Abi, obejmując i ugniatając mokre od potu piersi i także je całując, posuwając się nawet do pieszczot wzgórka łonowego, czego mi nie broniła. Zatraciliśmy się w tych zabawach tak bardzo, że nawet nie mam pojęcia jak długo trwały. Pół godziny? W końcu Abi przerwała namiętną ciszę.
– Pewnie okropnie wyglądam. Muszę się umyć. Poproszę… – Przerwała na moment. – Nie poproszę. – Westchnęła z rezygnacją. – Zapomniałam. Na zamku miałam łaziebną do kąpieli, a tutaj muszę sama. Trochę to niewygodne, gdy trzeba umyć plecy.
– Mogę cię umyć – zaofiarowałem się natychmiast.
– Nie mogę cię o to prosić. Nie należysz do mojej służby.
– Ale ja chcę… bardzo chętnie…
– Skoro tak, to zgoda – ucieszyła się.

Poszliśmy do łazienki, a ja pomyślałem w międzyczasie: O rany, dziewczyna mnie wyruchała. Jednak w życiu chyba wszystkiego trzeba spróbować. Tym bardziej że było to mocne przeżycie.
Pod prysznicem w dużej wannie namydliłem i wymyłem każdy kawałek jej ciała, a ona wdzięcznie wyginała je, ułatwiając mi pracę, jakby rzeczywiście była od dziecka myta przez służbę.
Efekt tego mycia był podniecający. Po prostu znowu mi stanął. Zresztą, komu by nie stanął przy myciu nagusieńkiej laski? Próbowałem się powstrzymać, ale gdy tylko po spłukaniu piany zorientowałem się, że panna jest też podniecona, nie wytrzymałem. Szybkim ruchem odwróciłem ją tyłem do siebie. Krzyknęła, jak sądzę z zaskoczenia. Może postąpiłem zbyt gwałtownie, ale już nie potrafiłem się opanować. Skłoniłem ją, by się pochyliła i nie tracąc czasu na pytania, wszedłem w cipkę.
– Oooooch – przeciągle jęknęła podczas tej czynności.
Zacząłem ją dziko ruchać, coraz szybciej, jakbym szedł na rekord na sto metrów. Po jakimś czasie opamiętałem się i zwolniłem tak trochę. Nie chciałem zbyt szybko skończyć, ale i tak po kilku następnych minutach, przy wtórze pisków Abi, ponownie wytrysnąłem.
Jak się rozłączyliśmy, obawiałem się, że sperma zacznie z niej wyciekać. W końcu sporo jej tam zostawiłem. Jednak nie. Może dlatego, że to księżniczka? Na pewno nie wypada, aby księżniczce coś wyciekało.

Wreszcie udało nam się wyjść z wanno-prysznica.
– Ale ty jesteś – odezwała się z udawanym oburzeniem, gdy wycieraliśmy się ręcznikami. – Wziąłeś mnie ot tak. – Tupnęła gołą stopą. – A księżniczek nie bierze się bez pytania.
– Tak jakoś wyszło – powiedziałem, by w ogóle coś powiedzieć.
– Tylko ja się nie gniewam. – uroczo miauknęła. – Bo to była bardzo przyjemna niespodzianka. Hi, hi, pierwszy raz zostałam wzięta od tyłu. Do tej pory wiedziałam tylko ze szkoły, że tak można.
– To księżniczki chodzą do szkoły?
– Wszyscy chodzą – zdziwiła się moim pytaniem. – Przecież widujesz mnie w szkole, prawda?
– No tak, nie pomyślałem – speszyłem się.
– Coś ci powiem – zrobiła tajemniczą minę. – Kuzynka Diala, ta wiesz…
– Ta, co jest żmiją – domyśliłem się.
– Ta sama. Miała kiedyś nie łaziebną, a łaziebnego. Oficjalnie to był trzebieniec, ale tak naprawdę, to mógł – Abi zrobiła duże oczy.
– Trzebieniec? – Nie znałem tego słowa.
– To taki mężczyzna... – Abi nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Spojrzała na moje genitalia, po czym wyciągnęła rękę i palcem wskazującym zatoczyła kółko wokół jąder, mówiąc: – Bez tego.
– Rozumiem. – Głupia sprawa tak bez…, pomyślałem.
– No i ten łaziebny… – nachyliła się w moją stronę, ściszając głos – przy każdej kąpieli, a kąpała się często, robił jej to samo, co ty teraz mnie. Tak samo od tyłu. – odsunęła się i dodała – Naprawdę.
Wyszliśmy z łazienki.
– Ja taka nie jestem – kontynuowała temat w drodze do pokoju. – To dzisiaj to mój pierwszy raz.
– A… ale przecież nie jesteś… byłaś dziewicą – wydukałem.
– To co?
Zrobiłem wymowny gest, rozkładając dłonie.
– Aaa… to. – Zajarzyła. – Przecież ty nie wiesz. Każda księżniczka zaraz po ukończeniu piętnastego roku życia ma chirurgicznie usuwaną błonę dziewiczą.
– Po co? – zdziwiłem się.
– Jak to po co? – Tym razem Abi się zdziwiła. – Żeby potem nie bolało.
– Każda księżniczka tak ma? A jak nie chce?
– Jak się uprze, to nie. Nic na siłę. Tylko po co później cierpieć? – Wzruszyła ramionami.
Właściwie musiałem przyznać jej rację. Tak na pewno prościej i nie ma bałaganu, jak przy tradycyjnym rozdziewiczeniu.

– Pomóż mi założyć suknię – powiedziała, sięgając po leżącą z boku na oparciu kanapy. – Sama będę strasznie się męczyła z zapięciem guzików z tyłu. Szkoda, że tu nie ma służby.
– Nie ubieraj się, zostań tak – zaoponowałem.
– Mam zostać nago?
– Oczywiście. Jesteś piękna. W sukni też wyglądasz pięknie, ale nago olśniewająco, że wzroku nie można od ciebie oderwać. Chyba że ci zimno.
Abi cicho zachichotała.
– Dziękuję. Zimno mi nie jest, raczej gorąco… Zgoda, spełnię twoje życzenie i nie ubiorę się, skoro tak prosisz. Tylko ty też się nie ubierzesz, chyba że ci zimno – ponownie cicho zachichotała.
– Nie jest mi zimno, pani i wykonam twój rozkaz. – Wczułem się w rolę.
– Tak właśnie. – potwierdziła z satysfakcją. – Rozkazuję ci, abyś był przy mnie nagi.

Czas miło nam płynął, ale zbliżała się dwudziesta. Nadeszła pora by się pożegnać. To była pierwsza wizyta i nie chciałem nadużywać gościnności księżniczki Arbeliny i księżniczki żmii Diali.
Ubrałem się, a Abi, nadal naga, podprowadziła mnie do drzwi wyjściowych.
Jak ja bym teraz chciał jeszcze raz cię zwyczajnie zerżnąć, tu na tym korytarzu, jak stoisz, przemknęło mi samo przez myśl. Wydało mi się jednak, że wobec księżniczki, nawet nagiej, wypada zachować jakieś maniery. Poza tym czułem nawet nie przekonanie, a wewnętrzną pewność, że jeszcze się spotkamy sam na sam. Nago.
– Do zobaczenia w szkole – powiedziała.
Podeszła kroczek, w celu dania pożegnalnego buziaka, jak mi się wydawało. Tymczasem niespodziewanie przesunęła niezwykle mokrym językiem po policzku. Zdziwiłem się bardzo, ale pomyślałem, że może w jej kraju to taki zwyczaj. Polizała drugi policzek, jeszcze raz…

Otworzyłem oczy. Nade mną, na łóżku, stała moja jamniczka, machając ogonkiem i próbując dosięgnąć językiem twarzy.
– Fuj! Wystarczy – powiedziałem, zasłaniając się ręką i odsuwając twarz poza zasięg jej języka.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– No dobrze – zmiękłem mimo bardzo wczesnej pory. – Zaraz pójdziemy na spacer.
Szybko oporządziłem się. Gdy w przedpokoju przyczepiałem smycz, z pokoju wyszedł tata.
– Wychodzę z księżniczką na spacer – zakomunikowałem.
Tata, ziewając, tylko machnął ręką.
* * *

Patrzyłem, jak jamniczka beztrosko hasa po trawie.
– Jak mogłaś przerwać mi taki piękny sen – odezwałem się z wyrzutem. Jamniczka jednak wydawała się tym nie przejmować.
Swoją drogą chyba mi odbija z tych nudów, skoro mam takie sny. Dobrze, że już za tydzień szkoła. I w ogóle chyba zupełnie mnie porąbało, że poprosiłem ją o rękę. Poluzowało mi się coś we łbie?! Niby sen... A może to była taka przestroga, żebym nie pił alko? Parę dni temu, właśnie z nudów trochę za dużo wypiliśmy z kumplem. Rodzice nie byli zadowoleni i moja głowa też. To mogła być przestroga. Jeśli będę pił za dużo, to któregoś razu, jak wytrzeźwieję, może się okazać, że mam już żonę i trójkę dzieci.
* * *

Wreszcie początek roku szkolnego. Na pierwszej lekcji organizacyjnej w klasie maturalnej, gdy wychowawczyni omawiała plan lekcji na najbliższe dni, otworzyły się drzwi od klasy i wszedł dyrektor wraz z dziewczyną w naszym wieku. Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy i biały T-Shirt. Biel niezwykle podkreślała bijącą od niej świeżą dziewczęcą ponętność, ale bez wulgarności, dzięki tej właśnie bieli nawet z nutką niewinności. Całości obrazu dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona.
– Przepraszam za wtargnięcie – zwrócił się przede wszystkim do nauczycielki dyrektor – ale ta młoda dama, która trochę się spóźniła, będzie się uczyła z wami. – Proszę, przedstaw się – zwrócił się teraz do dziewczyny.
Ona zaś nabrała powietrza w płuca i odezwała się, jakby miała już doświadczenie w przemowach.
– Zanim się przedstawię, chciałabym wszystkich przeprosić za swoje spóźnienie. Księżniczkom nie wypada się spóźniać, ale były tak wielkie korki, jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Chociaż od niedawna mieszkam z rodzicami w waszym pięknym mieście. Nazywam się…


RATUNKU!!! NIECH MNIE KTOŚ USZCZYPNIE!!!​
Po prostu fantastyczne(y):devilish:
 
Kobieta

SaSy

Podrywacz

Tagi: oniryczne, delikatne, mało seksu


Początek roku szkolnego, pierwsza lekcja organizacyjna w klasie maturalnej i zaraz pierwsza niespodzianka.
Nie minęło piętnaście minut, gdy otworzyły się drzwi i do klasy wszedł dyrektor wraz z jakąś dziewczyną. Dyrektor jak dyrektor, ale dziewczyna! Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy, pięknie podkreślające jej biodra, uda i jeszcze piękniej cipkę. Niestety, stała przodem, więc tyłka nie widziałem. Nie miałem jednak wątpliwości, że musi być doskonały. Wyżej biały T-shirt cudownie podkreślał dwie krągłe wypukłości. Nie za duże, nie za małe, takie, jakby to powiedzieć, doskonale dziewczęce, magicznie przyciągające wzrok. Całości dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona. Gdybym miał określić ją jednym słowem, no, może dwoma, powiedziałbym: cud natury.
– Przepraszam za wtargnięcie, ale chciałbym przedstawić wam nową koleżankę. Będzie uczyła się z wami. To Arbelina Naram-Sin – odezwał się dyrektor.
Następnie szeptem zamienił kilka słów z naszą wychowawczynią, a ta po chwili wskazując wolne miejsce, powiedziała do nowej:
– Możesz usiąść tam, obok Krysi. – Co tamta uczyniła.
* * *

„Nowa” szybko zdobyła sobie opinię dziwnej, a to za sprawą tego, co zdarzało się jej czasami powiedzieć. Toteż dziewczyny traktowały ją z pewnym dystansem. Jeszcze pierwszego dnia, Kryśka, ta, z którą kazała usiąść Arbelinie wychowawczyni, zbulwersowana oznajmiła nam:
– Wiecie, co mi powiedziała? Że mogę do niej zwracać się „księżniczko”. Wyobrażacie to sobie?
Jeśli chodzi o mnie, to w jakiś sposób ta jej inność fascynowała, ale zarazem zniechęcała do bliższej znajomości. Chociaż nie powiem, starała się być sympatyczną i może nawet taką była. Okazała się też dość spokojną dziewczyną, raczej bez szaleństw i niekiedy, takie odnosiłem wrażenie, nieśmiałą czy bardziej trafnie, zagubioną. Przyznam się, że wolę dziewczyny zdecydowane, dlatego, mimo tej mojej fascynacji, Arbelinę traktowałem tak samo, jak inne koleżanki w klasie. Ciekawe, że zawsze ubierała się w jasne ciuchy. Najczęściej białe spodnie lub białą spódnicę, czasami w coś kolorowego, ale zawsze były to jasne odcienie. Nigdy nie widziałem jej choćby w czarnych leginsach albo ciemnej bluzce.

Na tydzień, może dziesięć dni przed andrzejkami zaobserwowałem na dużej przerwie ciekawy obrazek. Arbelina po kolei podchodziła do kilku dziewczyn i coś mówiła, po czym, po odpowiedzi, odchodziła ze spuszczoną głową. Zorientowałem się, że o coś prosi, a one jej odmawiają. Do końca następnej lekcji zżerała mnie ciekawość, o co chodzi, ale raczej nie miałem szansy się dowiedzieć. Myliłem się. Po lekcjach Arbelina podeszła właśnie do mnie.
– Cześć – rzuciła niepewnie.
– Cześć.
– Wiesz, rodzice wyjeżdżają na sobotę i niedzielę w ważnej sprawie. A ja… ja po prostu nie lubię być sama. Sprowadziliśmy się tutaj niedawno i jeszcze nie znam wszystkich obyczajów, no i czuję się trochę nieswojo, no i nie chciałabym tak długo być sama, a szkoła dopiero w poniedziałek… No i pomyślałam, bo mieszkamy niedaleko siebie, że może byś mógł przyjść w sobotę do mnie. Tak na godzinę wystarczy. Ale jeśli nie możesz, to nie szkodzi – uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
– A nie możesz zaprosić którejś koleżanki? – Opinia „dziwnej”, kazała mi być ostrożnym.
– Chciałam – zasmuciła się – ale żadna nie mogła. Bywa. – Ponownie wzruszyła ramionami. – To jak, przyjdziesz? Proszę.
– Dobrze, mam wolne popołudnie – rzekłem ostrożnie. – O której? Może być o szesnastej?
– Zgoda. – Niemal podskoczyła zadowolona.

Nowiną podzieliłem się z najlepszym kumplem.
– Człowieku, nie boisz się? – zapytał zdziwiony. – Wiesz przecież, że ona jest trochę nie teges? – Kumpel wykonał wymowny okrężny ruch palcem wskazującym w okolicy ucha. – Nie wiadomo co zrobi, jak będziecie sami. Może wyciągnie nóż i cię zadźga, jak na tym filmie, wiesz.
– Nie wygłupiaj się. – Obawy kumpla wydały mi się cokolwiek śmieszne. – Ona jest normalna, tylko czasami coś chlapnie. Przyjechała chyba z zagranicy, to może wydawać się dziwna. A zadźgać to prędzej zadźga ta wściekła Ewka, co kopnęła Pawła.
– O rany, nie przypominaj mi. – Kumpel zrobił zbolałą minę. – To właściwie moja wina. Namówiłem Pawła, by powiedział do Ewki „Miałam ci jabłonkę” i że ta jest za głupia i nie załapie.
– Załapała. Wrzasnęła na cały korytarz „A ty nie masz jaj” i kopnęła go tam. Omal nie padł na podłogę.
– Na szczęście nie kopnęła aż tak mocno.
– Na szczęście – zgodziłem się.
– Ale jak przeżyjesz spotkanie z Arbeliną, to będziesz musiał mi opowiedzieć, co się działo, koniecznie. – Mrugnął okiem, co oznaczało, że liczy na pikantne szczegóły z zaliczenia Arbeliny.
Przed kumplem zbagatelizowałem jego obiekcje co do mojego bezpieczeństwa sam na sam z panną „A”. Nie dałem po sobie poznać, jednak ta sugestia z nożem mimo wszystko trochę mnie zaniepokoiła. Takiej możliwości nie brałem pod uwagę. Wszakże było już za późno. Słowo się rzekło.
* * *

I przyszła sobota. Zjawiłem się przed drzwiami Arbeliny punktualnie o szesnastej z kwiatkiem w dłoni, zakupionym z bólem serca w pobliskiej kwiaciarni. Otworzyła drzwi, a ja… Nigdy żadna dziewczyna jeszcze nie zbiła mnie z pantałyku, ale teraz stanąłem jak wryty, nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć z siebie głosu.
Przede mną stała dziewczyna w zjawiskowej, długiej, białej oczywiście, chyba balowej sukni do kostek z falbanami, przewiązanej złotym paskiem w talii dla podkreślenia kobiecych kształtów, w białych skarpetkach i białych butkach ze złoceniami. Ku mojemu zadowoleniu na płaskim obcasie. Nie wiem czemu, ale dziewczyna na szpilach zawsze kojarzy mi się z dziwką. Co innego dojrzała kobieta. Jednak ten widok Arbeliny to jeszcze nic!!! Na głowie miała sporą, błyszczącą złotą koronę wysadzaną różnokolorowymi szkiełkami w dużej ilości i różnych rozmiarach. Całości dopełniał uroczy uśmiech na jej twarzy.
– To dla mnie? – W końcu przerwała ciszę, sięgając po kwiatek.
– Oczywiście, cze… cześć – wydukałem, dopiero teraz powoli odzyskując mowę.
– Witaj i dziękuję. – Uroczo pokręciła biodrami. Równocześnie przysunęła główkę kwiatka do nosa i powąchała. – Ślicznie pachnie – dodała z zadowoleniem, zerkając znad kwiatka prosto mi w oczy.
Kwiatek powędrował do wąskiego flakonika, a całość stanęła na stoliku w salonie, do którego zostałem uprzejmie zaproszony.

Nim usiadłem na luksusowej kanapie wypoczynkowej, moją uwagę przykuło stojące z boku terrarium. Podszedłem bliżej, obserwując gadzinę wewnątrz, która momentalnie podniosła łeb, spoglądając mi prosto w oczy. Poczułem ciarki, bo wydało mi się, że patrzy na mnie jak człowiek.
Tymczasem zbliżyła się Arbelina.
– Wąż? – zapytałem.
– Żmija.
Chwilę patrzyliśmy na gada, po czym dziewczyna złapała mnie za rękę i ze słowem „chodź”, i pięknym uśmiechem godnym księżniczki, pociągnęła w kierunku kanapy. Usiedliśmy, Arbelina na boku, wcześniej zrzucając pantofle, przodem do mnie z podkulonymi nogami. Panowała cisza, podczas gdy ja nie mogłem nasycić się pięknem widoku – dziewczyny w złotej koronie z diamentami. W pewnym momencie delikatny uśmiech na jej twarzy zastąpił przestrach.
– Och! Przepraszam! – spłoszyła się. – Mama mówiła mi, że gościa zawsze trzeba na początku czymś poczęstować. W pałacu mieliśmy służbę, a tu muszę sama, to mi się zapomniało. – Zawstydziła się. – Może jesteś głodny? Mogę zrobić kanapki.
– Nie, nie trzeba.
– Potrafię. Robię całkiem smaczne – zapewniła.
– Na pewno, ale nie jestem głodny. – Cały czas uśmiechałem się, słuchając jej słów.
– To może czegoś się napijesz?
– A co masz?
– Lemoniadę, colę, sok wiśniowo-jabłkowy, wodę gazowaną i niegazowaną, mleko, owocówkę… A nie, oranżadę. Owocówka to co innego. – Dyskretnie się zaśmiała, kończąc wyliczankę.
– Może być lemoniada.
– Świetnie – ucieszyła się.

Kilka minut później przyniosła na złotej tacy, a przynajmniej wyglądającej na złotą, dwie wysokie szklanki z napojem, w każdej szklance dwa plasterki cytryny i słomka do popijania. Szklanki były oszronione, więc widać było, że napój jest zimny. Całość postawiła na stoliku przede mną.
– Sama zrobiłam – pochwaliła się. – Mama mówi, że powinnam się jeszcze nauczyć gotować, bo tu nie ma służby i wszyscy są sobie równi, ale ja na razie jestem dumna z tego, że udało mi się zrobić lemoniadę. Trochę dziwne, że tak wszyscy są sobie równi, prawda? – dodała, siadając obok mnie, jak poprzednio, z podkulonymi nogami.
Zdziwiłabyś się, jakbyś się dowiedziała, jak to naprawdę jest z tą równością i służbą, pomyślałem. Głośno jednak powiedziałem wymijająco:
– Czy ja wiem…
Patrzyliśmy na siebie, a ja odniosłem wrażenie, że na coś oczekuje. Dopiero po chwili olśniło mnie. Sięgnąłem po szklankę.
– Proszę. – Podałem Arbelinie napój.
– Dziękuję. – Z nienaganną manierą odebrała szklankę. Wówczas sięgnąłem po swoją.
Popijając przez słomkę, rozmawialiśmy dłuższy czas, głównie na tematy szkolne, bo przecież to nas najbardziej łączyło. Od dłuższego czasu nurtowało mnie pewne pytanie, ale tak jakoś nie było okazji, by je zadać. Teraz gdy napój jej i mój niemal się skończył, uznałem, że to dobry moment.
– Skąd takie nietypowe imię, Arbelina?
– Nietypowe? Raczej normalne. – Wydawała się zdumiona pytaniem. – Tak rodzice mnie nazwali, ale jak za długie, to możesz do mnie mówić Abi. Trochę dziwnie, ale też fajnie.
Abi, dziwnie? Teraz to ja się zdziwiłem, ale tylko w myślach. Nie powiedziałem jednak nic, tylko wziąłem od niej pustą szklankę i wraz ze swoją odstawiłem na tacę. Usiadłem ponownie, ale tym razem przodem do niej, opierając się ramieniem o szczyt kanapy. Patrzyliśmy znowu na siebie w milczeniu. Ech, trudno było mi oderwać wzrok od niej. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Abi dyskretnie zwilżyła usta. Pomyślałem, że teraz jest najlepsza okazja. Poczułem wewnętrzne przekonanie, że lepszej już nie będzie. Teraz albo nigdy. Powoli nachyliłem się w kierunku dziewczyny i gdy byłem już blisko jej ust, niespodziewanie „uciekła” mi.
– Zaczekaj – powiedziała – zdejmę tylko koronę, bo będzie przeszkadzała i… I jest trochę ciężka – uśmiechnęła się przepraszająco.
Odłożyła koronę na stół i ogarniając włosy, z uśmiechem zadowolenia usiadła ponownie. Tym razem nieco bliżej, bo nasze kolana się zetknęły.

Ponownie zbliżyłem się do jej ust. Tym razem nie uciekła. Najpierw delikatnie muskałem i przygryzałem jej wargi, rozkoszując się ich miękkością i przedłużając chwilę, w której zawładnę językiem i podniebieniem. W końcu nie dałem rady i wsunąłem język pomiędzy zachęcająco rozsunięte wargi i zęby, bez jakiegokolwiek oporu z jej strony.
Miłym zaskoczeniem było, że od razu jej język podjął erotyczne wyzwanie, splatając się z moim. Czasami to ona wsuwała mi język i przejmowała na chwilę inicjatywę i władzę nad moim podniebieniem. W trakcie tego pocałunku co chwila przeszywały mnie dreszcze, jak gdybym robił to pierwszy raz. Wydało mi się, jakby w kwestii całowania otrzymała staranne wyszkolenie na jakiejś pensji dla panien. Chyba niezwykłość tej dziewczyny tak na mnie podziałała. Nie liczyłem czasu, ale pewnie dopiero po kilkunastu minutach zdecydowałem się położyć dłoń na jej sukience, w miejscu, gdzie uwypuklała się pierś, ugniatając. Znowu nie doczekałem się sprzeciwu, a w zamian usłyszałem nosowy pomruk zadowolenia. Pobawiłem się tak jedną, potem drugą piersią, a nie napotkawszy oporu, postanowiłem spróbować czegoś więcej.
Przesunąłem rękę wzdłuż jej ciała, po biodrze, sięgając uda. Zacząłem powoli podciągać suknię, aż poczułem gołe udo Abi. Ostrożnie pieszcząc, wsunąłem dłoń pod i tak już mocno podciągniętą suknię, docierając do gołej pupy. Zdziwiłem się, że nie poczułem majtek. Stringi! Natychmiast przemknęło mi przez głowę. Spróbowałem je jakoś namacać, ale nic z tego. Przerwałem na moment pocałunek, nie tracąc zarazem przyjemnego kontaktu dłoni z pupą Arbeliny.
– Nie masz majtek? – zapytałem.
– Księżniczki nie noszą majtek. To niezbyt higieniczne i trochę niewygodne – wyjaśniła bez skrępowania. – Tylko jak gdzieś wychodzę, mama pilnuje, bym założyła, bo tu taki zwyczaj panuje. Ale i tak czasami się zapominam, hi, hi. No i jak jestem w spodniach, to już muszę… Fajnie, że tu dziewczyny mogą chodzić w spodniach. Podkreślają moje kształty, co podoba się chłopakom, Widzę, jak na mnie wtedy patrzą, przynajmniej niektórzy. To bardzo przyjemne. Może to samolubne, ale lubię być podziwiana. W końcu jestem księżniczką, więc staram się, aby tak było. Na zamku było łatwiej, tu mi trochę nie wychodzi, ale się staram.

Postanowiłem jeszcze o coś zapytać.
– Ubierasz się inaczej niż inne dziewczyny. Nie widziałem cię na czarno, tylko w jasnych albo białych ciuchach.
– U nas w czarnym lub bardzo ciemnym muszą chodzić tylko złe kobiety, wiedźmy, czy źli mężczyźni. Krótko mówiąc, tacy, co kogoś w przeszłości skrzywdzili. Ha, ha – zaśmiała się – jak tylko tu się osiedliliśmy, myślałam, że te na czarno, to złe dziewczyny, a takich była większość. Dopiero potem okazało się, że u was nie ma takiego podziału. Ja jednak przyzwyczaiłam się do swoich ubrań. Źle bym się czuła w czerni.
Zapadła dłuższa cisza.
– Możesz mnie dalej całować – cicho zachęciła Abi. Mimo podniecenia, które odczuwaliśmy, chyba to ona zachowywała większą trzeźwość umysłu.
– Przepraszam – mruknąłem skonsternowany swoim gapiostwem, natychmiast przywierając do ust koleżanki z klasy.
Pieszczoty nagiej pupy Abi były bardzo podniecające, ale szybko przestały mi wystarczać i postanowiłem sięgnąć po jej największy skarb. Przesunąłem dłoń z tyłka, macając teraz udo, ale na razie nie odważyłem się pójść ot tak do końca. Zabrakło mi odwagi. Mimo że wyobraźnia podpowiadała wiele, bardzo wiele, moja dłoń powędrowała teraz niżej, drażniąc receptory dotyku łydki, potem kostki i stopy. Wcześniej powoli zdjąłem z jej stóp błyszczące bielą skarpetki, czemu towarzyszył uśmiech zaciekawienia na jej twarzy.
Delektowałem się dotykiem podbicia, palców, ale gdy dotknąłem spodu, Abi zachichotała, próbując „uciec” ze stopą. Wykorzystałem jej dekoncentrację, szybko zagłębiłem się pod sukienkę. I tu pojawił się problem. Trzymała uda zaciśnięte, tym samym blokując dostęp do gorącego skarbu.
Wszelkie próby delikatnego rozchylenia ud spełzły na niczym. Nie wiedziałem, co zrobić. Zrezygnować? To byłaby w tej sytuacji dezercja. Zaryzykowałem i postawiłem wszystko na jedną kartę. Może się nie obrazi. Mocno, niemal brutalnie, spróbowałem wcisnąć rękę między uda, starając się je rozchylić. Dziewczyna mruknęła krótko, może trochę ją zabolało, ale poddała się, rozchylając nogi. Co ważne, mimo że mój nacisk już zniknął, pozostały rozwarte. Drżącą rękę zacząłem przesuwać tym razem po wewnętrznej części uda, w kierunku, z którego czułem bijące ciepło. I bliżej, tym większe. W końcu palce oparły się o wilgotne wargi, kobiecą doskonałość.
– Och! – jęknęła Abi, przerywając pocałunek.

Moje palce intensywnie pracowały, uniemożliwiając jej dalsze całowanie, ale nasze głowy cały czas się stykały. Z jej ust wydobywały się ciche jęki westchnień. Sprawiała wrażenie, że skupia się wyłącznie na przyjemności. Spróbowałem wsunąć palec do pochwy.
Och! – znowu jęknęła, poruszając lekko biodrami, gdy bez przeszkód zagłębiłem się w jej miękkim, gorącym, wilgotnym i zarazem śliskim wnętrzu.
Zachęcony tym, zanurzyłem dwa palce, rozpoczynając palcówkę. Abi mocniej oparła się o mnie, wzdychając, cicho pojękując lub posykując zmysłowo, oddała się całkowicie przyjemności.
Nie chciałem, aby było zbyt monotonnie. Po minucie może dwóch, stanąłem przed nią i podciągnąłem dół sukni, najwyżej jak się dało. Wtedy wreszcie uzyskałem widok na pięknie rozwinięte wargi zroszone wilgocią, bez wątpienia gotowe na wszystko. Krótko spojrzałem na Abi. Dyszała mocno, a jej twarz i oczy promieniały podnieceniem. Nie czekałem dłużej i padłem na kolana, przywierając językiem do rozpalonej szparki.
Najpierw trochę polizałem wzdłuż, potem decydowałem się zajrzeć językiem do jej wnętrza, potem zająłem się łechtaczką, a jeszcze potem… Potem niewiele pamiętam, utonąwszy w bezmiarze przyjemności. Co tu dużo rozprawiać! Arbelinka też utonęła w bezmiarze, na co wskazywały jej okrzyki i jęki, świadczące, że ledwo radzi sobie z przyjemnością, jakiej dostarczał mój język.
– Wystarczy – wysapała cichutko w pewnym momencie, ostrożnie próbując odsunąć mi głowę od swojego łona.
Czułem, miałem wrażenie, że całe jej ciało drży, ale z każdą chwilą słabiej. Powoli oboje się uspokajaliśmy.
– Podobało się? – zapytałem z dumą w głosie, gdy emocje opadły niemal całkowicie.
– No pewnie. Jeszcze pytasz – zdziwiła się. – Masz świetny język. Nic nie mówiłeś, że potrafisz nim tak świetnie operować – zachichotała.
Teraz ja się zdziwiłem. Bo niby co i kiedy miałem powiedzieć? „Cześć Arbelina, mam świetny język do…”. Rzeczywiście dziwna jakaś. I ta korona, ale bosko w niej wygląda, co do tego nie miałem wątpliwości.
Zamiast odezwać, tylko uśmiechnąłem się niczym pogromca kobiet. Za to ona w czasie mojego rozmyślania podniosła się na moment z gracją, opuszczając i wygładzając suknię, po czym ponownie usiadła, tym razem grzecznie, również z gracją i jak zwykle z wyrazem zadowolenia. Trochę zmęczony klapnąłem obok Abi. Teraz patrząc na nią, można było sądzić, że nic się nie wydarzyło. No, może z wyjątkiem nieco bardziej niż zwykle falujących piersi.

Dziewczyna cudownie wyglądała w tej sukni, ale ja nabrałem przekonania, że gdyby ją zdjęła, widok byłby jeszcze bardziej cudowny. W myślach usilnie kombinowałem, jak ją do tego nakłonić, gdy niespodziewanie rozbrzmiał jakiś dzwonek, aż drgnąłem. Abi się poderwała, wzięła do ręki telefon i spojrzała na wyświetlacz.
– To mama, tylko ciii… – Położyła palec na ustach, abym się nie odzywał. – O jejku – jęknęła po chwili z rezygnacją, opuszczając ręce. – Pomyliłam się i rozłączyłam. Jeszcze dobrze nie znam tych waszych urządzeń. Dopiero się uczę. Zaczekaj, oddzwonię do mamy.
– Pomóc ci? – zaofiarowałem się.
– Nie, nie trzeba, poradzę sobie, muszę się w końcu nauczyć – lekko się zaśmiała.
Rozmowa z mamą trwała kilka minut. Niewiele z niej zrozumiałem, ale gdy Abi ją zakończyła, wydało mi się, że posmutniała. Odruchowo wstałem, podszedłem do niej i przytuliłem. Pozwoliła mi na to. Pogłaskałem ją po włosach.
– Coś się stało? – zapytałem.
– A takie tam rodzinne sprawy – uśmiechnęła się niepewnie.
Nie chciałem ciągnąć jej za język, skoro sama nie chciała mówić. Atmosfera jednak mocno siadła i musiałem coś zrobić.
– Jak się zdejmuje tę suknię? – zapytałem.
– Chcesz mnie całkiem rozebrać? – Ożywiła się. Przez smutek na jej twarzy przebił się lekki uśmiech. – Możliwe, że będę się wstydziła. Nie wiem. – Dodała, krygując się.
– Przecież i tak już dużo widziałem.
– Prawda. – Wcześniejszy wyraz zasmucenia zniknął całkowicie, zastąpiony przez wyraz rozbawienia. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę. – Dobrze – powiedziała z namysłem – ale też coś musisz zrobić.
– Co?
– Zgodnie z protokołem nikt nie może być ubrany w towarzystwie nagiej księżniczki.
– Naprawdę? – Zrobiłem duże oczy.
– Nie, śmieję się. Nie ma takiego przepisu, ale byłoby mi miło, gdybyś też się rozebrał.
– Zgoda.
– No to rozepnij mi guziki na plecach. Resztą zajmę się sama. – To powiedziawszy, odwróciła się tyłem.

Miałem niejakie problemy. Kto wymyślił guziki zamiast suwaka i po co tyle, wystarczyłby jeden, wkurzałem się, męcząc z rozpinaniem. W końcu się udało, a Arbelina dotrzymując obietnicy, resztą zajęła się sama.
– Aleś ty olśniewająco piękna – zdołałem tylko wymamrotać na widok zupełnie nagiej piękności.
– Nie śmiej się ze mnie – odpowiedziała. – Wyglądam zwyczajnie. Gdyby tu obok stanęła naga chłopka, nie dałoby się odróżnić, która z nas jest którą. A szkoda – westchnęła.
– Nie śmieję się. Mówię prawdę.
– Dziękuję. Coś chyba obiecałeś?
– Przepraszam – bąknąłem, po czym zacząłem się rozbierać.
– O jejku! – zawołała Abi, nieznacznie unosząc się na palcach, gdy ściągnąłem majtki.
– Ale co? – zapytałem niezbyt mądrze.
– Tak fajnie ci się macha. – Wskazała palcem penisa znajdującego się maksymalnie w pozycji horyzontalnej. – Weź, się przejdź, chcę jeszcze popatrzeć – poprosiła wyraźnie podekscytowana, składając dłonie na piersiach.
Zaskoczyła mnie jej prośba, ale czemu nie? Poszedłem na drugi koniec pokoju i powoli zacząłem wracać. Tymczasem Abi nie spuszczając rozbawionego wzroku z mojej sztywnej i dyndającej męskości, zaczęła delikatnie bić brawo. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało i nie powiem, było to przyjemne.
– O jejku, ale to niesamowity widok, jak tak się ci macha, aż mi się… – odezwała się entuzjastycznie, zasłaniając na moment dłońmi łono, po czym dokończyła wymijająco: – No wiesz. Pewnie żadna dziewczyna ci się nie oparła, jak to zobaczyła – zachichotała.
– Były takie, które się oparły – odpowiedziałem skromnie.
– Na pewno miały coś nie tak z głową. – Machnęła ręką lekceważąco.
Czułem, że mógłbym ją już posiąść, ale jeśli to rzeczywiście księżniczka? Jakoś tak nie wypadało brać ją, jak zwykłą dziewkę. Jak to robią książęta? Chociaż z drugiej strony, brutalnie zbrukać księżniczkę, to bardzo podniecające.

Jaką księżniczkę do cholery! Chwilowy przypływ jasnych myśli mnie otrzeźwił. Przestań chłopie wariować, to normalna fajna dziewczyna. Widać nietypowa, ale fajna.
– Możesz założyć koronę? – poprosiłem niespodziewanie dla samego siebie.
– Oczywiście. Zdjęłam ją, bo by nam odrobinę przeszkadzała, no i jest trochę ciężka. – Szybko podeszła do stołu, złapała ją i z wprawą umieściła na głowie.
– O rany! – wyrwało mi się na widok bajecznie nagiej dziewczyny w złotej koronie z diamentami. Przemknęło mi przez głowę, że wszystkie dziewczyny powinny tak się ubierać. Złota korona na głowie i tyle. Więcej nie potrzeba. – Księżniczka – mruknąłem.
– Wreszcie zauważyłeś – odpowiedziała z westchnieniem ulgi, uginając na trochę nogę w kolanie.
Dłuższą chwilę patrzyłem na nią jak zaczarowany, zanim podszedłem bliżej, przyklękając tuż przed nią. Ująłem jej dłonie w swoje. Spojrzałem na koronę, a później prosto w oczy Abi.
– Księżniczko Arbelino, wyjdziesz za mnie?
– Prosisz o moją rękę – zapytała zdziwiona.
– Tak, proszę o twoją rękę.
– Wstań, proszę – szepnęła. Gdy to uczyniłem, niespodziewanie Arbelina wbiła wzrok w podłogę. – Nie mogę – odpowiedziała, nadal szeptem. Zaraz, po chwili wahania podniosła wzrok i już normalnie, choć z niejakim trudem kontynuowała: – Na naszej rodzinie ciąży klątwa. Mogę oddać rękę tylko mężczyźnie szlachetnie urodzonemu, najpewniej księciu. Inaczej zamienię się w żabę.
– Chyba nie wierzysz w takie rzeczy – zaśmiałem się.
Abi przeniosła wzrok na terrarium, a ja odruchowo zrobiłem to samo.

– Chodź, coś ci pokażę. – Ujęła mnie za rękę i podprowadziła do terrarium. – Przedstawiam ci kuzynkę Dialę.
– Ale to jest żmija. – Zrobiłem wielkie oczy.
– No właśnie to dziwne, powinna w żabę. Rodzice uważają, że to dlatego, że kuzynka ma trudny charakter i bywa złośliwa. Nikogo nie słuchała i wyszła za mąż za prostego chłopaka. I o, co się stało. Zabraliśmy ją, gdy uciekaliśmy z zamku. Wuj nas zdradził dla władzy. Musieliśmy uciekać, inaczej groziła nam śmierć na palu. Wiesz, nabicie na pal. Nawet nie wyobrażam sobie tak strasznej śmierci – to ostatnie powiedziała z przejęciem.
Naga Abi w koronie na głowie i łzami w oczach przytuliła się mocno do mnie, też nagiego, aczkolwiek bez korony, niechcący ponownie wywołując mocny wzwód, nieco krępujący w tych okolicznościach. Obejmując, przytulona, kontynuowała:
– Ledwo nam się udało uciec. W ostatniej chwili. Biedna niania… pewnie nie żyje. Zabraliśmy kuzynkę w nadziei, że tu znajdziemy maga, który zdejmie klątwę. Niestety w waszym świecie chyba nie ma dobrych magów. W tej sprawie wyjechali rodzice, dostali adres jakiegoś maga, ale chyba znowu nic z tego nie będzie. Był niedawno jeden taki. Nazywał się... psy… psy… psychiatra. Tylko popatrzył na kuzynkę i powiedział, że on tu nic nie pomoże. – Abi odsunęła się ode mnie i z nadzieją zapytała: – Może ty znasz jakiegoś maga?
Wzruszyłem tylko ramionami.
– Szkoda. – Abi znowu posmutniała.
Spojrzałem w jej wilgotne oczy i tym razem ja przycisnąłem ją do siebie, całując w jedno oko, potem w drugie, a następnie składając długi pocałunek na ustach dziewczyny. W tym czasie mój sztywny członek bezczelnie opierał się o brzuch Abi. Gdy przerwałem, odezwała się już z lekkim uśmiechem:
– Znowu ci stoi.
– Przepraszam – zawstydziłem się. Wydawało mi się, że nie jest to dobry moment na kombinowanie jak przelecieć panienkę.
– Nic nie szkodzi, to nawet fajne. Jako księżniczka jestem przyzwyczajona do takiego widoku. W naszym królestwie nieraz widziałam jak mężczyznom niskiego stanu stają członki na mój widok. To normalne. Tak powinno być.
– Miałaś nianię? – dopytywałem.
– Tak, ale jej nie udało się uciec. Nie wiem, co się z nią stało. Pewnie już… Nie mówmy o smutnych sprawach – zmieniła temat. – Wracamy na kanapę. – zadecydowała, po czym pociągnęła mnie w jej kierunku.

Spojrzałem jeszcze raz na żmiję w terrarium i niespodziewanie cała ta sytuacja, jej słowa, skojarzyły mi się z „Władcą pierścieni”, takim filmem.
– A ty umiesz czarować? – Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kanapy.
– Nie… Właściwie to znam jedno zaklęcie obronne. Rodzice kazali mi się nauczyć, abym potrafiła się obronić, gdyby coś mi groziło, przynajmniej do czasu, dopóki straż królewska nie przybędzie i mnie ochroni.
– Pokaż. – Zainteresowałem się, co to takiego mogłoby być.
– Nie… wolę nie, jeszcze nie całkiem je opanowałam. Poza tym to zaklęcie obronne. Mogę go używać tylko, gdyby coś mi groziło albo w obronie czyjegoś życia. – Delikatnie się zawstydziła.
– No pokaż, nie daj się prosić. – Byłem cholernie ciekawy. Z tej przyczyny jeszcze dla zachęty delikatnie pocałowałem ją w usta.
– No dobrze – zgodziła się. – Tylko nie ruszaj się i nic nie mów, żebym się nie zdekoncentrowała. Gdyby zaklęcie wymknęło mi się spod kontroli, mogłoby narobić szkód.
– Będę cicho – zapewniłem.
– To patrz.

Zamknęła oczy i złączyła dłonie w dziób, jakby miała w nich duży owoc i coś cichutko wymamrotała. Zaraz potem gwałtownie rozchyliła ręce, równocześnie otwierając oczy, a z jej dłoni wyskoczyła pomarańczowa kula o średnicy pięciu centymetrów, może nieco większa. Kula, skwiercząc, jakby się gotowała, zawisła w powietrzu wahając się po kilka centymetrów w różne strony. Wokół niej biły liczne mini pioruny, przynajmniej takie wrażenie ten efekt sprawiał. Abi ruchami dłoni i ciała wyraźnie walczyła o ustabilizowanie kuli. W końcu udało jej się to i kula nadal skwiercząc i bijąc mini piorunami, zawisła nieruchomo. Kilka sekund później Abi gwałtownie złączyła dłonie z klaśnięciem i kula w jednej chwili zniknęła z takim jakimś jakby chrumknięciem. Zaraz potem przez chwilę podmuchała na swoje dłonie.

– O rany, niezła sztuczka! – Byłem pod silnym wrażeniem tego, co zademonstrowała.
– To nic takiego. – Lekko wzruszyła ramionami. – Jedno z najprostszych zaklęć. Jeśli kula uderzy w kogoś, to pozbawia przytomności na jakiś czas. Wadą tego zaklęcia jest, że w miejscu uderzenia, na skórze powstaje oparzenie. Również może oparzyć osobę, która rzuca zaklęcie, jeśli jest taką niezdarą, jak ja. – Abi ponownie podmuchała na dłonie.
Podszedłem bliżej i przyjrzałem się jej dłoniom. Od wewnętrznej strony widać było kilka drobnych zaczerwienień, największe, mocniejsze, w okolicy opuszka palca wskazującego i środkowego prawej dłoni.
– Przepraszam, gdybym wiedział, to bym nie prosił… Pewnie cię boli – Zrobiło mi się żal Abi.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała – w końcu muszę się nauczyć…
Nie dokończyła, bo wziąłem jej dłoń i wsunąłem te dwa palce do buzi, oblizując.
Dziewczyna tylko westchnęła głośno, unosząc się na palcach stóp, chyba przestraszona, po czym szybko cofnęła rękę.
– Nie podobało się? – Moja twarz wyrażała zdziwienie.
– Też umiesz czarować? – Zaskoczona Abi zignorowała moje pytanie.
– Nie, no co ty – zaśmiałem się, wzruszając ramionami. Równocześnie z tymi słowami przemknęła mi przez głowę myśl, „a może dziewczyny?”. – Czemu tak sądzisz?
– Bo jak wsunąłeś sobie moje palce do buzi i polizałeś, to poczułam nieodpartą chęć oddania ci się. Bezwarunkowo.
– To źle? – W sumie byłem zadowolony z osiągnięcia takiego efektu.
– Chyba nie. – Abi nieco wstydliwie i zarazem uroczo spuściła na chwilę oczy. – Tylko nie powinnam tracić kontroli nad sobą. Księżniczka powinna zawsze wiedzieć, co się z nią dzieje. Chociaż przyznaję, że to też nie zawsze mi wychodzi. Zobacz, co zrobiłeś swoimi czarami – rzekła z wyrzutem, wydało mi się, że udawanym. Złapała moją dłoń i położyła sobie na łonie.
– Och – zmysłowo i chyba trochę teatralnie westchnęła, mrużąc oczy. Ja za to poczułem pod palcami wilgoć. – To przez ciebie jestem tam całkiem mokra – odezwała się zalotnie.

Penis, który w czasie pokazu jej sztuki uznał, że nie ma nic do roboty i niemal całkowicie opadł, teraz gdy moja dłoń ostrożnie pieściła wargi sromowe, znów odżył, prezentując się w pełnym rozmiarze.
Na twarzy dziewczyny w koronie, zagościł uśmiech zadowolenia. Pchnęła mnie w kierunku kanapy, pośrednio sugerując tym gestem, że powinienem usiąść. Opadłem tyłkiem, a penis od wstrząsu mocno się zachybotał. Abi nie spuszczała z niego wzroku i gdy to się stało, z jej ust wydobył się delikatny, krótki śmiech okraszony zadowoleniem. Zbliżyła się do mnie, tak że nasze łydki się zetknęły. Patrzyła z góry niczym koronowana głowa albo Statua Wolności. Tylko Statua Wolności nie jest naga i Abi nie trzymała pochodni. Za to w jej szparce pobłyskiwała w odbiciu światła wilgoć niczym szlachetne kamienie w koronie. Położyłem dłonie na udach i pieściłem jej ciało aż po biodra i pupę. Abi przymknęła oczy, od czasu do czasu wydając pomruk świadczący o przyjęciu z zadowoleniem moich pieszczot, również lekko poruszając biodrami i nieznacznie wypinając się w moim kierunku co chwila.
– Jesteś taki delikatny – mruknęła zmysłowo – to bardzo przyjemne.
Zatrzymałem się z dłońmi na pupie. Przybliżyłem usta do jej łona i złożyłem pocałunek na wzgórku Wenery, prowokując krótki chichot zadowolenia.
– Oddałeś mi hołd, czyli uznajesz mnie za swoją księżniczkę? – powiedziała rozbawiona, patrząc z góry.
– Jesteś moją księżniczką.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
– Trochę nie wiem… – odezwała się niepewnie. – Bo tu u was, wszyscy są równi, prawda?
– Prawda. – Nie chciałem wdawać się w szczegóły, to nie byłby dobry moment.
– Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni też?
– Oczywiście.
– Czyli dziewczyna też może robić to samo, co chłopak?
– No tak.
– Aha. Tylko… tylko że ja jestem przyzwyczajona do wydawania poleceń, rozkazów i głupio mi tak po prostu… – miauknęła ze wstydem.
– To, co mi chciałabyś rozkazać, księżniczko Arbelino?
– Chciałabym… – powiedziała, lubieżnie gapiąc się na mojego sterczącego fiuta. – Rozkazuję ci, abyś nadział mnie na swój pal – zachichotała.
– Nie boisz się?
– Na tak słodki pal, nie boję.

Nim coś zrobiłem, Abi usiadła mi okrakiem na kolanach, złapała w dłoń członka i wsunęła do pochwy. Zaczęła powoli się unosić i opadać, a penis niezwykle przyjemnie rozpoczął ślizg w jej ciepłym i niesłychanie aksamitnym wnętrzu. Nigdy do tej pory nie czułem aż takiej przyjemności, będąc w dziewczynie. Może księżniczki mają jednak bardziej szlachetne pochwy?
– Jakie to przyjemne – westchnęła w pewnym momencie, rozmarzona, nie przestając unosić się i opadać na moim członku.
Tak oddałem się tej przyjemności, że dopiero po dłuższym czasie zajarzyłem, że to ja powinienem przejąć inicjatywę w ruchaniu. Jednak gdy tylko spróbowałem, stanowczo, wręcz władczo powstrzymała mnie.
– Nie, ja to zrobię. – Ściągnęła koronę, kładąc obok. – Za ciężka. – Uśmiechnęła się przepraszająco, nieco zmęczona. Zaraz potem ze skupieniem wznowiła podskakiwanie.
Zdziwiłem się, bo do tej pory to dziewczyny chciały, abym niemal wszystko robił, a one tylko konsumowały przyjemność, a tu taka historia. Zgodziłem się z obawy utraty przyjemności, gdyby zrezygnowała, jak jedna wcześniej. Najpierw się zgodziła, a przyszło co do czego, uciekła mi… spod fiuta. Powiedziała, że myślała, że jest gotowa, ale jednak nie jest. Wiecie, jak taka sytuacja jest frustrująca? Za nic nie chciałem dopuścić do następnej, więc nie stawiałem oporu.
Arbelina najpierw wykonywała powolne, majestatyczne ruchy, ale stopniowo przyspieszała. Teraz pracowała naprawdę intensywnie. Jej początkowo tylko głośny oddech zaczął przeradzać się w ciche piski. Niewiele później spostrzegłem, że zbliżam się do finału, a okrzyki, które słyszałem, chociaż niezbyt głośne, sugerowały, że ona też. Moje dłonie na jej ciele ślizgały się, czułem, że jest mocno spocona, to jeszcze bardziej mnie nakręcało. Przyjemność, jaką czerpałem, potężniała z momentu na moment, powodowała, że też nie mogłem powstrzymać się od okrzyków. Nasze jęki przeplatały się ze sobą, gdy Arbelina zatrzymując się, przeciągle jęknęła z wysiłkiem. Jej mięśnie pod moimi dłońmi zadrżały i poczułem rytmicznie zaciskającą się pochwę. To też było dla mnie za dużo. Zachrypiałem z powodu ogarniającej mnie ogromnej przyjemności i ulgi zarazem, gdy z wielką siłą, zacząłem w niej tryskać.

To był najsilniejszy orgazm w moim życiu. Przynajmniej tym dotychczasowym. Chyba wzmocniony świadomością, że wypełniam swoją spermą księżniczkę. Rany! Ta ostatnia myśl nieco przestraszyła mnie. Moja sperma w jej pochwie!!! Zrobiliśmy to bez zabezpieczenia! Spojrzałam na opierającą się nieruchomo o mnie Abi. Miała zamknięte oczy i widać było, że nadal przeżywa, to co się stało. Chyba księżniczki potrafią się zabezpieczać? Pomyślałem poniewczasie, wyciszając nieco swoje obawy.
Zaraz, zaraz, co się z tobą chłopie dzieje?! Znowu zaczynasz wierzyć, że to prawdziwa księżniczka z bajkowego królestwa? Chyba pogięło cię. Może trochę coś nie tak z jej głową, ale w sumie zwyczajna laska, tyle że seksowna. Bardzo.
Abi w końcu się ocknęła. Ostrożnie wysunęła członka z pochwy i wstała.
– O jejku, ale to było… – odezwała się zadowolona – Nogi mi drżą, chyba nie ustoję, taka jestem zmęczona – zachichotała.
Spostrzegłem, że nogi jej się uginają. Poderwałem się, złapałem ją wpół i ostrożnie posadziłem na kanapie. Przysiadłem się z boku i zacząłem delikatnie przesuwać dłoń po włosach, ramionach, całując w usta Abi, obejmując i ugniatając mokre od potu piersi i także je całując, posuwając się nawet do pieszczot wzgórka łonowego, czego mi nie broniła. Zatraciliśmy się w tych zabawach tak bardzo, że nawet nie mam pojęcia jak długo trwały. Pół godziny? W końcu Abi przerwała namiętną ciszę.
– Pewnie okropnie wyglądam. Muszę się umyć. Poproszę… – Przerwała na moment. – Nie poproszę. – Westchnęła z rezygnacją. – Zapomniałam. Na zamku miałam łaziebną do kąpieli, a tutaj muszę sama. Trochę to niewygodne, gdy trzeba umyć plecy.
– Mogę cię umyć – zaofiarowałem się natychmiast.
– Nie mogę cię o to prosić. Nie należysz do mojej służby.
– Ale ja chcę… bardzo chętnie…
– Skoro tak, to zgoda – ucieszyła się.

Poszliśmy do łazienki, a ja pomyślałem w międzyczasie: O rany, dziewczyna mnie wyruchała. Jednak w życiu chyba wszystkiego trzeba spróbować. Tym bardziej że było to mocne przeżycie.
Pod prysznicem w dużej wannie namydliłem i wymyłem każdy kawałek jej ciała, a ona wdzięcznie wyginała je, ułatwiając mi pracę, jakby rzeczywiście była od dziecka myta przez służbę.
Efekt tego mycia był podniecający. Po prostu znowu mi stanął. Zresztą, komu by nie stanął przy myciu nagusieńkiej laski? Próbowałem się powstrzymać, ale gdy tylko po spłukaniu piany zorientowałem się, że panna jest też podniecona, nie wytrzymałem. Szybkim ruchem odwróciłem ją tyłem do siebie. Krzyknęła, jak sądzę z zaskoczenia. Może postąpiłem zbyt gwałtownie, ale już nie potrafiłem się opanować. Skłoniłem ją, by się pochyliła i nie tracąc czasu na pytania, wszedłem w cipkę.
– Oooooch – przeciągle jęknęła podczas tej czynności.
Zacząłem ją dziko ruchać, coraz szybciej, jakbym szedł na rekord na sto metrów. Po jakimś czasie opamiętałem się i zwolniłem tak trochę. Nie chciałem zbyt szybko skończyć, ale i tak po kilku następnych minutach, przy wtórze pisków Abi, ponownie wytrysnąłem.
Jak się rozłączyliśmy, obawiałem się, że sperma zacznie z niej wyciekać. W końcu sporo jej tam zostawiłem. Jednak nie. Może dlatego, że to księżniczka? Na pewno nie wypada, aby księżniczce coś wyciekało.

Wreszcie udało nam się wyjść z wanno-prysznica.
– Ale ty jesteś – odezwała się z udawanym oburzeniem, gdy wycieraliśmy się ręcznikami. – Wziąłeś mnie ot tak. – Tupnęła gołą stopą. – A księżniczek nie bierze się bez pytania.
– Tak jakoś wyszło – powiedziałem, by w ogóle coś powiedzieć.
– Tylko ja się nie gniewam. – uroczo miauknęła. – Bo to była bardzo przyjemna niespodzianka. Hi, hi, pierwszy raz zostałam wzięta od tyłu. Do tej pory wiedziałam tylko ze szkoły, że tak można.
– To księżniczki chodzą do szkoły?
– Wszyscy chodzą – zdziwiła się moim pytaniem. – Przecież widujesz mnie w szkole, prawda?
– No tak, nie pomyślałem – speszyłem się.
– Coś ci powiem – zrobiła tajemniczą minę. – Kuzynka Diala, ta wiesz…
– Ta, co jest żmiją – domyśliłem się.
– Ta sama. Miała kiedyś nie łaziebną, a łaziebnego. Oficjalnie to był trzebieniec, ale tak naprawdę, to mógł – Abi zrobiła duże oczy.
– Trzebieniec? – Nie znałem tego słowa.
– To taki mężczyzna... – Abi nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Spojrzała na moje genitalia, po czym wyciągnęła rękę i palcem wskazującym zatoczyła kółko wokół jąder, mówiąc: – Bez tego.
– Rozumiem. – Głupia sprawa tak bez…, pomyślałem.
– No i ten łaziebny… – nachyliła się w moją stronę, ściszając głos – przy każdej kąpieli, a kąpała się często, robił jej to samo, co ty teraz mnie. Tak samo od tyłu. – odsunęła się i dodała – Naprawdę.
Wyszliśmy z łazienki.
– Ja taka nie jestem – kontynuowała temat w drodze do pokoju. – To dzisiaj to mój pierwszy raz.
– A… ale przecież nie jesteś… byłaś dziewicą – wydukałem.
– To co?
Zrobiłem wymowny gest, rozkładając dłonie.
– Aaa… to. – Zajarzyła. – Przecież ty nie wiesz. Każda księżniczka zaraz po ukończeniu piętnastego roku życia ma chirurgicznie usuwaną błonę dziewiczą.
– Po co? – zdziwiłem się.
– Jak to po co? – Tym razem Abi się zdziwiła. – Żeby potem nie bolało.
– Każda księżniczka tak ma? A jak nie chce?
– Jak się uprze, to nie. Nic na siłę. Tylko po co później cierpieć? – Wzruszyła ramionami.
Właściwie musiałem przyznać jej rację. Tak na pewno prościej i nie ma bałaganu, jak przy tradycyjnym rozdziewiczeniu.

– Pomóż mi założyć suknię – powiedziała, sięgając po leżącą z boku na oparciu kanapy. – Sama będę strasznie się męczyła z zapięciem guzików z tyłu. Szkoda, że tu nie ma służby.
– Nie ubieraj się, zostań tak – zaoponowałem.
– Mam zostać nago?
– Oczywiście. Jesteś piękna. W sukni też wyglądasz pięknie, ale nago olśniewająco, że wzroku nie można od ciebie oderwać. Chyba że ci zimno.
Abi cicho zachichotała.
– Dziękuję. Zimno mi nie jest, raczej gorąco… Zgoda, spełnię twoje życzenie i nie ubiorę się, skoro tak prosisz. Tylko ty też się nie ubierzesz, chyba że ci zimno – ponownie cicho zachichotała.
– Nie jest mi zimno, pani i wykonam twój rozkaz. – Wczułem się w rolę.
– Tak właśnie. – potwierdziła z satysfakcją. – Rozkazuję ci, abyś był przy mnie nagi.

Czas miło nam płynął, ale zbliżała się dwudziesta. Nadeszła pora by się pożegnać. To była pierwsza wizyta i nie chciałem nadużywać gościnności księżniczki Arbeliny i księżniczki żmii Diali.
Ubrałem się, a Abi, nadal naga, podprowadziła mnie do drzwi wyjściowych.
Jak ja bym teraz chciał jeszcze raz cię zwyczajnie zerżnąć, tu na tym korytarzu, jak stoisz, przemknęło mi samo przez myśl. Wydało mi się jednak, że wobec księżniczki, nawet nagiej, wypada zachować jakieś maniery. Poza tym czułem nawet nie przekonanie, a wewnętrzną pewność, że jeszcze się spotkamy sam na sam. Nago.
– Do zobaczenia w szkole – powiedziała.
Podeszła kroczek, w celu dania pożegnalnego buziaka, jak mi się wydawało. Tymczasem niespodziewanie przesunęła niezwykle mokrym językiem po policzku. Zdziwiłem się bardzo, ale pomyślałem, że może w jej kraju to taki zwyczaj. Polizała drugi policzek, jeszcze raz…

Otworzyłem oczy. Nade mną, na łóżku, stała moja jamniczka, machając ogonkiem i próbując dosięgnąć językiem twarzy.
– Fuj! Wystarczy – powiedziałem, zasłaniając się ręką i odsuwając twarz poza zasięg jej języka.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– No dobrze – zmiękłem mimo bardzo wczesnej pory. – Zaraz pójdziemy na spacer.
Szybko oporządziłem się. Gdy w przedpokoju przyczepiałem smycz, z pokoju wyszedł tata.
– Wychodzę z księżniczką na spacer – zakomunikowałem.
Tata, ziewając, tylko machnął ręką.
* * *

Patrzyłem, jak jamniczka beztrosko hasa po trawie.
– Jak mogłaś przerwać mi taki piękny sen – odezwałem się z wyrzutem. Jamniczka jednak wydawała się tym nie przejmować.
Swoją drogą chyba mi odbija z tych nudów, skoro mam takie sny. Dobrze, że już za tydzień szkoła. I w ogóle chyba zupełnie mnie porąbało, że poprosiłem ją o rękę. Poluzowało mi się coś we łbie?! Niby sen... A może to była taka przestroga, żebym nie pił alko? Parę dni temu, właśnie z nudów trochę za dużo wypiliśmy z kumplem. Rodzice nie byli zadowoleni i moja głowa też. To mogła być przestroga. Jeśli będę pił za dużo, to któregoś razu, jak wytrzeźwieję, może się okazać, że mam już żonę i trójkę dzieci.
* * *

Wreszcie początek roku szkolnego. Na pierwszej lekcji organizacyjnej w klasie maturalnej, gdy wychowawczyni omawiała plan lekcji na najbliższe dni, otworzyły się drzwi od klasy i wszedł dyrektor wraz z dziewczyną w naszym wieku. Wysoka, chociaż może nie najwyższa, znając koleżanki w klasie. Szczupła, ubrana w białe dżinsy i biały T-Shirt. Biel niezwykle podkreślała bijącą od niej świeżą dziewczęcą ponętność, ale bez wulgarności, dzięki tej właśnie bieli nawet z nutką niewinności. Całości obrazu dopełniały blond włosy spływające niewiele poza ramiona.
– Przepraszam za wtargnięcie – zwrócił się przede wszystkim do nauczycielki dyrektor – ale ta młoda dama, która trochę się spóźniła, będzie się uczyła z wami. – Proszę, przedstaw się – zwrócił się teraz do dziewczyny.
Ona zaś nabrała powietrza w płuca i odezwała się, jakby miała już doświadczenie w przemowach.
– Zanim się przedstawię, chciałabym wszystkich przeprosić za swoje spóźnienie. Księżniczkom nie wypada się spóźniać, ale były tak wielkie korki, jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Chociaż od niedawna mieszkam z rodzicami w waszym pięknym mieście. Nazywam się…


RATUNKU!!! NIECH MNIE KTOŚ USZCZYPNIE!!!​
Troszkę dla mnie infantylne. Lubię o wiele konkretniejsze klimaty. Czytając ani przez moment nie poczułam się podniecona.
 
Mężczyzna

Indragor

Podrywacz
Cóż, nie każdemu może odpowiadać baśniowa konwencja, a tym bardziej mieszanie świata fantazji ze światem realnym. A że trochę infantylne? Główne postacie też są młode. Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz i (mam nadzieję) przeczytanie.
 
Mężczyzna

Banisteriopsis2

Erotoman
Całkiem ciekawe i z potencjałem, choć odczuwa się mocny niedosyt z powodu mało satysfakcjonującego zakończenia. ;) Bo rzeczywiście mało seksu.
Gdybyś na koniec dodał naprawdę mocną i konkretną akcję z mega namiętnymi pieszczotami, to byłoby IMHO lepsze.
Oczywiście to kwestia gustu.
 
Kobieta

SaSy

Podrywacz
Cóż, nie każdemu może odpowiadać baśniowa konwencja, a tym bardziej mieszanie świata fantazji ze światem realnym. A że trochę infantylne? Główne postacie też są młode. Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz i (mam nadzieję) przeczytanie.
Oczywiście, że przeczytałam. Jak inaczej mogłabym stwierdzić, że jest infantylne?
 

Podobne tematy

Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry