• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Namiętne pocałunki tu i tam

fankabbb

Cichy Podglądacz
Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu i moich upodobań. Pochodzi z bloga i do tego bloga należą prawa autorskie.


To najbardziej pracowity tydzień, właściwie odkąd pamiętam. Nasz „rozdzwoniony” departament przypomina bardziej studio popularnej telegry, biorąc pod uwagę liczbę odzywających się telefonów, a zliczając ilość odwiedzających nas interesantów – kolekturę lotto podczas kumulacji. O jakichkolwiek przejawach lenistwa zwyczajnie nie może być mowy. Od kilku dni nie odwiedziłam firmowego bufetu, a moim jedynym źródłem energii stała się poranna kawa na wynos w rozmiarze XXL, zakupiona w pobliskim lokalu. Dziś rano, przeglądając się w łazienkowym lustrze zrozumiałam, że powoli zaczynam przeistaczać się w korporacyjnego zombie, który poza monitorem służbowego komputera widzi jedynie drogę do własnej sypialni. Podkrążone oczy, szara cera i zaciśnięte usta, wykrzywione w pesymistyczną podkówkę to zdecydowani wrogowie kobiecej urody i wdzięku. Nawet malinowa szminka i nieco krótsza niż zazwyczaj spódniczka tylko nieznacznie podniosły moje zszargane pracą poczucie kobiecości.

W drodze do biura, którą jak zwykle pokonywałam w miejskim autobusie, zagubiony w czeluściach telefon poinformował mnie o otrzymanej wiadomości SMS. Mając na względzie fakt, że od momentu przekroczenia progu biura nie znajdę nawet sekundy na jego odczytanie, odszukałam w torebce swój smartfon i zagłębiłam się w lekturze wiadomości:
„Nie uwierzysz! No nie uwierzysz! Dostałam te bilety na wieczorny spektakl w teatrze i to po promocyjnej cenie. Błagam, urwij się wcześniej z pracy i bądź gotowa na 17. Taka okazja więcej się nie powtórzy!”
Co za zrządzenie losu! Właśnie teraz, gdy najbardziej wskazane byłoby wyrobienie kilkumiesięcznego limitu nadgodzin, moja przyjaciółka prosi mnie o zwolnienie się z pracy... Nie mogłam jej jednak odmówić, a tym bardziej sobie. O tym wspólnym wyjściu marzyłyśmy od dawna.

W biurze panował spodziewany zamęt i gonitwa pomiędzy kolejnymi deadline'ami. I pośród tego zgiełku sunęłam w stronę gabinetu szefa, nie spodziewając się przecież zbytnio miłego przyjęcia. Miałam prawdziwe szczęście, że właśnie zakończył rozmowę ze swoją ukochaną mamusią i w związku z poprawionym humorem nie pożarł mnie żywcem na wstępie.
„Słucham Cię, w czym mogę pomóc.” - zapytał rzeczowym tonem.
„Panie dyrektorze, chciałam prosić o możliwość zwolnienia się wcześniej z pracy gdyż...” - wybąkałam nieśmiało, przerywając swoją wypowiedź w momencie, gdy szef zakrztusił się swoją niskotłuszczową, sojową latte.
„Mam nadzieję, że to jakiś żart z Twojej strony.” - wyszeptał wreszcie, posyłając mi spojrzenie pełne zgrozy. „Przecież widzisz, jaki mamy tu Sajgon. Normalnie nie miałbym nic przeciwko temu, ale dziś jesteś mi wyjątkowo potrzebna. Te raporty, które zostawiłem Ci na biurku, po prostu muszą przejść przez Twoje ręce, bo inaczej opóźnią się wszystkie inwestycje. Przecież sama wiesz, ile tego jest.”
„Rozumiem, tak tylko zapytałam...” - rzuciłam zrezygnowana, spuszczając głowę w dół, na wzór właśnie skarconego psa.

Widząc moją wyraźną rozpacz sytuacyjną złagodniał nieco, podsuwając mi pewien pomysł.

„Właściwie, jeśli bardzo Ci na tym zależy, jest jedno wyjście. Część Twojej pracy może przejąć Marcin z wydziału piętro wyżej. Jeśli jakoś uda Ci się go przekonać do wzięcia nadgodzin, możesz wyjść, kiedy tylko masz ochotę.”

Opuszczałam gabinet szefa pełna nadziei, jednak i ona szybko przygasła. Zdałam sobie sprawę o którym z „Marcinów” właśnie była mowa. Ten znajdujący się na wyższym poziomie, jest absolutnym bawidamkiem. Zawsze elegancki, szarmancki i pewny siebie wielbiciel wystawnego stylu życia i drogich samochodów przyciągał dziewczyny niczym magnes. Niegdyś nawiązał się między nami niewinny flirt, który zaowocował nawet kilkoma rewelacyjnymi randkami. Nigdy jednak nie skończyły się one przysłowiowym śniadaniem, bowiem liczyłam na coś więcej poza przyjacielskim seksem. Niestety Marcin długo nie wytrzymał bez fizycznych igraszek i bardzo szybko zrezygnował z moich „usług towarzyskich”. Ten niewzruszony amator erotycznych podbojów zaprosił do swojego łóżka chyba połowę z zatrudnionych kobiet poniżej 40 roku życia, wliczając w to mężatki, wzorowe żony i panny. Bardzo szybko awansował, przenosząc się na wyższe szczeble w hierarchii tego biznesu, toteż jego przeprowadzka do innego departamentu ułatwiła mi zabliźnienie się rany w sercu. Długo wahałam się nad konfrontacją z byłym/niedoszłym kochankiem, jednak ostatecznie postanowiłam spróbować.

Prosto z windy skierowałam się do jego „modnego” gabinetu, w którym (jak donoszą plotki) zawsze przesiadują długonogie asystentki i stażystki. Tak było i tym razem – gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się jeszcze przystojniejszy, wypielęgnowany Marcin w towarzystwie nie grzeszącej powściągliwością blondynki, która chichocząc niczym mała dziewczynka, zapinała pospiesznie guziki swojej koszuli.
„Marcin, mam do Ciebie ogromną prośbę.” - powiedziałam zdecydowanym tonem, rzucając na jego biurko stertę papierów.
„Skarbie, zostaw nas samych.” - niedbale rzucił w stronę swojej „maskotki”, która prezentując jednoczesne zdumienie i oburzenie w pośpiechu opuściła lokal.
„O co chodzi?”
„Widzisz, muszę dziś wcześniej wyjść z pracy, a sama nie poradzę sobie z tym wszystkim. Tylko ty masz stosowną wiedzę, że móc wykonać za mnie cześć obowiązków. Wiedz, że nie prosiłabym Ciebie o taką przysługę, gdyby nie była to dla mnie sprawa życia i śmierci.”

Moja bezpośredniość wyraźnie go zaskoczyła.

„I uważasz, że nie mam nic lepszego do roboty, ponad lustrowanie idiotycznych kserokopii umów? Nic z tego, Słonko. Jestem umówiony.” - odpowiedział po chwili, prezentując na swojej twarzy cyniczny uśmieszek. Nie omieszkał przy tym pogładzić lubieżnie mojego policzka i „przypadkiem” pogładzić po pupie. Miałam zwyczajnie dość jego prostackich zalotów, którymi raczył każdą przedstawicielkę płci pięknej. I wtedy w mojej głowie zrodził się niecodzienny plan. Postanowiłam pokonać go jego własną bronią. Tak więc powoli rozpinałam swoją koszulę guziczek po guziczku, a jego usta otwierały się coraz szerzej...

„Co robisz?” - wyszeptał wpatrzony w moje kształtne piersi.

„Zupełnie nic...” - odparłam, układając jego dłoń na moim ciepłym dekolcie. Powoli zbliżyłam się do jego ust i wilgotnym języczkiem przesunęłam po drżących, męskich wargach. Jego oddech znacznie przyspieszył, a i rozporek stał się nieco bardziej „wydatny”. Zazwyczaj uszczypliwy i wygadany – teraz nie mógł wydobyć z siebie nawet najmniejszego pomruku. Tak więc wplatając palce między jego starannie wymodelowaną fryzurę, obdarzyłam go namiętnym pocałunkiem, rodem z najlepszych francuskich romansów. Nasze języki splatały się ze sobą w cudownym, łagodnym rytmie, który wyznaczały zsynchronizowane uderzenia serc. Wciąż nie odrywając ode mnie ust, szczelnie objął mnie swoimi silnymi ramionami i przyciągnął w swoją stronę. I choć zupełnie tego nie planowałam, moja dłoń powędrowała w dół, by delikatnie zacisnąć się na jego oszalałej z podniecenia męskości. A i on nie pozostawał mi dłużny. Smakowaliśmy siebie tak przez kilka minut, choć dla mnie trwało to całą wieczność. Na chwilę tylko oderwałam się od Marcina i szepnęłam do jego ucha:
„To jak będzie z tą przyjacielską pomocą? Mogę liczyć na wsparcie z Twojej strony.”

Nie mogąc ukryć narastającej euforii wymruczał w okolicach mojej szyi:

„Oczywiście, mój Skarbie, oczywiście...” A potem ponownie przyssał się do moich rozpalonych, pełnych słodyczy warg.

Jak to mówią - „kto nie ryzykuje, ten nie ma”. Okazuje się, że namiętne pocałunki, mają w sobie jednak niezwykłą moc. I wielki dar przekonywania.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

fankabbb

Cichy Podglądacz
To miała być rutynowa kontrola moich piersi. Od kiedy ciocia Basia ze strony mamy przeszła podwójną mastektomię z powodu guzów nowotworowych, raz do roku przeprowadzam badanie ultrasonograficzne w prywatnym gabinecie doktora K. Doktor K. to człowiek, który na medycynie „zjadł zęby” - dosłownie, bowiem śnieżna biel jego sztucznych koronek od razu rzuca się w oczy. Nie stanowi to jednak gorszącego uszczerbku dla mężczyzny, który liczy sobie już ponad 50 lat. Jest to specjalista jedyny w swoim rodzaju, bardzo uważny i rzeczowy, rozwiewający wszelkie wątpliwości swoich pacjentek. W sprawach swojego zdrowia ufam tylko poradom doktora K., a trzeba przyznać, że jego wiedza jest naprawdę interdyscyplinarna. To prawdziwy miłośnik swojego fachu. Widać to w jego sumiennej pracy.

Doktor K. jest również doskonałym nauczycielem. Podczas dzisiejszej wizyty miałam okazję poznać jednego z jego podopiecznych. Świeżo upieczony lekarz medycyny kształcił się pod okiem swojego mentora, nabywając stosownych umiejętności praktycznych. Na imię miał Maciej – był małomówny i bardzo nieśmiały. W niczym nie przypominał swojego mistrza, który dobrym humorem i zamiłowaniem do rozmowy czynił każdą wizytę na kształt przyjemnego spotkania z dobrym znajomym. Choć obecność studenta Macieja wprawiała mnie w niewielkie zakłopotanie, to jednak bez ociągania się zdjęłam bluzkę, a potem biustonosz. W tym momencie telefon doktora zawibrował, wydając z siebie popularną melodyjkę zespołu „Savage”.
„Wybacz, Kochana, to telefon od ordynatora. Muszę odebrać.” Nie czekając na pozwolenie, wybiegł z gabinetu, a za nim potruchtał wstydliwy Maciek, zdaje się, w charakterze małego pieska. Niepyszny wrócił na swoje miejsce po około 3 minutach, przekazując mi drżącym głosem „przerażające” w jego uznaniu informacje:
„Doktor K. kazał mi Panią zbadać...” - wydukał przez zaciśnięte zęby.
„Powierzam się w Pańskie dłonie, panie Macieju. O ile umie pan obsługiwać już aparat do USG.” - zaśmiałam się, eksponując przed nim swoje krągłe, nagie piesi. Wpatrywał się w nie zahipnotyzowany, aby wreszcie otrząsnął się i ponownie wydobył z siebie drżący głos.
„Ja bardzo przepraszam... i zrozumiem, jeśli Pani odmówi, ale doktor K. kazał przeprowadzić mi badanie manualne... to znaczy rękami.”
Jego policzki natychmiast pokryły się rumieńcami. Zaopatrzył się więc w parę nitrylowych rękawiczek i przystąpił do ich badania. Ja w tym czasie ze stoickim spokojem wpatrywałam się w jego wyjątkowo urodziwą buźkę. Zazwyczaj nie gustuję w tak młodych facetach, ale Maciej był materiałem na naprawdę atrakcyjne ciasteczko. Za kilka lat mogłabym go schrupać ze smakiem... Moje nieokiełznane myśli, w połączeniu z pieszczotliwym dotykiem jego dłoni, bardzo szybko wyzwoliły we mnie potężną dawkę erotycznych dreszczy. Gdy mężczyzna zauważył, że moje sutki zdecydowanie stwardniały, a spojrzenie stało się wyraźnie pożądliwe, jego ruchy stały się znacznie bardziej śmiałe i zdecydowane. Bardzo długo powstrzymywał w sobie tę żądzę, jednak widząc, jaką przyjemność sprawia mi jego dotyk, z nieskrywaną przyjemnością wessał się w sterczące sutki. Poddając się tej niesamowicie przyjemnej pieszczocie, odchylając głowę do tyłu zauważyłam, że przez bawełniany, biały, lekarski uniform mojego adoratora prześwieca wyraźna erekcja! Najwidoczniej, dla niego taka zabawa była równie przyjemna... a może nawet bardziej! Nie mogłam wprost uwierzyć, z jaką pieczołowitością i troską poświęcał się sensualnemu masażowi mojego biustu, z jakim smakiem scałowywał perfumy z ciasnej szczelinki pomiędzy krągłymi wzgórkami. Moje piersi stały się dla niego pełną inicjacją z prawdziwą kobietą, niewyobrażalnie ekscytującym zbliżeniem... zaskakującą dawką rozkoszy.

Po takim wstępie przystojny Maciej nabrał ochoty na więcej, bowiem jego „syntetyczna” rączka powędrowała wprost pod moją spódniczkę. Musiałam jednak zachować zimną krew. Doktor K. mógł wrócić w każdej chwili. Sprowadziłam więc trwającego w miłosnym amoku chłopca na ziemię, nagradzając go namiętnym pocałunkiem i subtelnym, niby przypadkowym muśnięciem jego krocza.
„Przepraszam, nie powinienem był tego robić...” - wreszcie wybąkał zawstydzony. „Ale Twoje piersi są... są obłędne! Takie jędrne i cudowne. Nie mogę przestać ich dotykać!”
Cóż, wobec tak zasadnych argumentów, po prostu musiałam mu wybaczyć...


~Fantazyjna
 

fankabbb

Cichy Podglądacz
Aktywność fizyczna jest bardzo ważnym aspektem mojego życia, od kiedy stałam się szczęśliwą posiadaczką firmowego karnetu. Regularne ćwiczenia, choć początkowo przysporzyły mi nieco bolesnych zakwasów, ostatecznie przyniosły swój zamierzony efekt w postaci nienagannie wyrzeźbionych ud, płaskiego brzuszka i seksownego wcięcia w talii. Im bliżej wiosny, tym intensywniejszy i bardziej złożony staje się mój trening, a mimo to wciąż nie jestem zadowolona ze stanu swoich pośladków. Swoimi zastrzeżeniami pewnego dnia podzieliłam się z jedną z ćwiczących obok mnie dziewczyn.

„Wybierz się na pole dance w naszym klubie.” – doradziła mi z uśmiechem. „Zdaję sobie sprawę, że taniec na rurze może kojarzyć się w dość jednoznaczny sposób, jednak w dzisiejszych czasach znacznie bliżej mu do kategorii sportowej… albo przynajmniej zajęć rekreacyjnych. Uwierz mi, że nic nie ukształtuje twojej pupy lepiej!”

Nie ukrywam, że jej propozycja zaciekawiła mnie znacząco. Nigdy nie próbowałam tej formy ćwiczeń, a przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby i na tym „polu” spróbować swoich sił :)

Zgodnie grafikiem przekazanym mi przez Kasię, kolejnego wieczora wybrałam się do klubu fitness. Pech chciał, że autobus spóźnił się, więc pod salę dotarłam niemal 15 minut po 21:00. Szybko przebrałam się w króciutkie szorty i obcisły biustonosz sportowy, a potem w tempie młodej gazeli pobiegłam w stronę sali nr 4. Zamykając za sobą drzwi nieskładnie tłumaczyłam się ze spóźnienia, lecz gdy tylko odwróciłam się, moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Strefa pole dance była zupełnie pusta – bez trenerki i potencjalnych tancerek wydawała i ciemna i smutna. I już miałam udać się do wyjścia, gdy nagle w rogu sali zauważyłam mężczyznę w koszulce instruktora, który z pełnym zaangażowaniem poprawiał coś przy oświetleniu nad lustrami. Zatrzymałam się na chwilę, obserwując jego zniewalające bicepsy, ciasno otulone rękawkami czarnej koszulki. Wreszcie zauważył moje odbicie w lustrze i serdecznym tonem głosu zapytał:„Mogę Ci jakoś pomóc?”
„Zdaje się, że pomyliłam sale. Szukam zajęć z pole dance.”
„Nie, nie! Sala jest ok. Po prostu dziś zajęcia są odwołane. Nie wiedziałaś?” – zapytał, zbliżając się w moją stronę. Z bliska był jeszcze bardziej zniewalający, pachnący drzewem aloesowym i korą cynamonowca. Jeden z moich ulubionych męskich zapachów…
„Niestety. To miałby być moje pierwsze zajęcia, a dopiero wczoraj dowiedziałam się o nich.” – przyznałam szerze.
„Wiec jeszcze nigdy nie miałaś styczności z tą formą ćwiczeń?” – zagadnął kokieteryjnie, zbliżając się do mnie na całkiem nieprzyzwoitą odległość.
„N..n..nie…” – wyjąkałam nieśmiało.
„Spróbuj. Masz całą salę do dyspozycji. Czasem podpatruję zajęcia swojej koleżanki instruktorki… więc mogę pokazać Ci parę trików. Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście.” – wyszeptał wprost do mojego ucha, przeczesując palcami zmierzwione włosy. Napięcie, które natychmiast pojawiło się między nami, wprost sparaliżowało moje ciało… Ale nie tylko dlatego nie mogłam i nie chciałam mu odmówić. Zdaje się, że oboje nabraliśmy ochoty na nieco bardziej odważy wymiar ćwiczeń.

„Spójrz. Opierasz się rękami i unosisz… o tak!” – z zadowoleniem obserwował moje mniej lub bardziej udane próby naśladowania tancerek go-go. I choć robiłam to po raz pierwszy, czułam się tak, jak gdybym na srebrzystej, chłodnej rurze spędziła całe lata swojej młodości. Odwagi zdecydowanie dodawała mi doskonała publiczność w osobie seksownego, młodego trenera, który nawet nie starał się ukryć widocznych przejawów „rosnącego” zainteresowania moją osobą. Z minuty na minutę mój taniec stawał się coraz bardziej śmiały i wyuzdany, a narastające we mnie podniecenie podpowiadało mi kolejne elementy sensualnego układu. W prawdzie wciąż istniało ryzyko, że ktoś nakryje nas na tej niepoprawnej zabawie, ale ów drobny szczegół tylko karmił mnie coraz to większymi dawkami adrenaliny. Powoli i delikatnie zsunęłam z siebie króciutki top, ukazując swojemu widzowi kształtne i ponętne piersi, namiętnie wcielając się w rolę ekskluzywnej tancerki podczas prywatnego pokazu. Ośmielony bezpośrednim zaproszeniem do zabawy, wreszcie podszedł bliżej. W rytmie sensualnej muzyki, zachłannie całował moje sutki, usta i pępek, wędrując ciepłym języczkiem w coraz bardziej intymne sfery mojego rozgrzanego ciała. Zwinnym ruchem wsunął swoją pewną dłoń pod elastyczny materiał szortów i zacisnął ją na nagim pośladku.

„Byłaś wspaniała, wiesz? Zaraz pokażę Ci, jak bardzo podobasz mi się w nowej roli.”

To mówiąc, szybko pozbawił mnie resztek garderoby, nie przerywając tej wspaniałej gry pocałunków i drobnych pieszczot. I kiedy on mocował się ze swoim rozporkiem, złapałam się mocno metalowej rury, seksownie wypinając pośladki w jego stronę. Bez słowa przyjął moje zaproszenie i powoli zagłębił się wewnątrz mojej wilgotnej i ciepłej szczelinki. Układając obie dłonie na moich biodrach, jeszcze mocniej przycisnął się do mojego ciała, jak gdyby pragnął poczuć mnie jeszcze głębiej, jeszcze intensywniej. Przez drżące uda natychmiast przelała się fala niekończącej się rozkoszy, której oboje nie byliśmy w stanie znieść. Ogarnęła nas nastoletnia euforia, a cała sala wypełniła się naszymi przyspieszonymi oddechami, seksownymi pomrukami i wyrywającymi się z gardeł okrzykami przyjemności. Był tak skrupulatny i uważny w swoich pieszczotach! Nie tylko posiadał moje ciało we władanie, ale i otulał je doskonałym masażem, ciepłym dotykiem, słodkimi pocałunkami. Z każdą sekundą nasze szaleńcze tempo stawało się coraz szybsze, gdy oboje zatracaliśmy się w absolutnie doskonałym, erotycznym tańcu naszych ciał. Perfekcyjnym, gorącym, wyuzdanym. Po prostu – naszym.
„Więc jak? Przyjdziesz?” – z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie głos koleżanki. Natychmiast zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu po prostu wpatruję się w ciemniejącą dal za oknem.
„Jasne! Jutro o 21:00?”
„Nie jestem pewna, bo nasza instruktorka ostatnio chorowała. Zadzwoń po południu i dowiedz się.”

Oczywiście, że wcześniej się upewnię. Nie miałabym najmniejszego powodu, by przyjeżdżać tu, gdy nie ma zajęć… nieprawdaż? ;)
 

fankabbb

Cichy Podglądacz
Nie jest łatwo być samotną. Zwłaszcza, gdy pogoda sprzyja spacerom, a z nieba leje się wczesnowiosenny żar. Zakochane pary, tonące w gąszczu własnych objęć i ukradkowych pocałunków, wyłaniają się ze swoich romantycznych gniazdek na ulice zatłoczonych miast, aby swoją kwitnącą miłością obdzielać przechodzących obok ludzi, niczym Święty Mikołaj częstujący dzieci cukierkami w supermarkecie. Niestety, za każdym razem ten słodki kawałek ich wszechogarniającego szczęścia staje mi gardle rybią ością, dławiąc i drażniąc znacznie bardziej, niż kolejne popołudnie spędzone w ciasnym pokoiku ksero. Być może to prawda, że przemawia teraz przeze mnie czysta zawiść i zazdrość, ale ja, w przeciwieństwie do reszty singli z całego świata, nie zamierzam udawać, jak bardzo cieszę się szczęściem innych, zakochanych w sobie bez pamięci par.

I jak tu znaleźć ukojenie? Jak uzyskać uczuciowe spełnienie, gdy jedyną bliską mi istotą na tym świecie zdaje się być podstarzały kot mojego sąsiada? Nie mówiąc już zupełnie o potrzebach seksualnych, które dla kobiety w moim wieku, wbrew powszechnym opiniom, również mają ogromne znaczenie. Po pewnym czasie samotnych zabaw w łóżku, nawet najbardziej wymyślne zabawki erotyczne przestają być wystarczające. I co wtedy? Filmy erotyczne z wypożyczalni? Darmowa pornografia w internecie? Nie, to zdecydowanie nie odpowiada moim oczekiwaniom. Znacznie bardziej cenię sobie prawdziwy kontakt z mężczyzną, nawet jeśli znajduje się on wiele kilometrów ode mnie. Jak to możliwe? Właśnie po to powstały kamerki internetowe – aby cieszyć swoje oczy pięknem i dzielić się z nim innymi! O tym, że erotyczny czat to doskonały sposób na wypełnienie samotnych wieczorów, jak również zaspokojenie nawet najbardziej wymagających potrzeb seksualnych, przekonałam się już bardzo dawno. Do dziś utrzymuję kontakt z pewnym przystojniakiem, z którym przeżyłam właśnie swój „pierwszy raz” w internecie. Poprzedniej nocy odezwał się do mnie po dość znacznej przerwie.
„Witaj, Piękna.” - napisał. Szczerze przyznam, że zaskoczyła mnie wówczas jego wiadomość, bowiem pora była już późna (mniej więcej między 1 a 2 w nocy), a ja dopiero co wróciłam z urodzin koleżanki z pracy. Jak łatwo się domyślić, byłam niezupełnie trzeźwa, bardzo zmęczona i zdecydowanie niewyspana. Postanowiłam jednak dać szansę tej rozmowie, pomimo tego, że moje oczy nie widziały już klawiatury komputera, a jedynie piętrzące się na łóżku mięciutkie poduszki...
„Witaj! Stęskniłam się za Tobą...” - wyznałam. „Myślałam, że zapomniałeś już o mnie.”
„O Tobie nie da się zapomnieć. O Tobie można tylko myśleć dzień i noc.”
Akurat. W internecie łatwo jest pleść takie pokrętne komplementy. A rzeczywistość często się z nimi rozmija.
„Doprawdy? A co takiego zapamiętałeś?” - zapytałam z przekąsem.
„Włącz kamerkę, Kochanie, a wszystko Ci opowiem i pokażę.”
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Tylko dlatego, że znów rozpaliła się we mnie ta niedająca spokoju nutka podniecenia i zwyczajnej, kobiecej ciekawości. Ku mojemu zaskoczeniu, wyglądał jeszcze przystojniej, niż fantazja na jego temat, tak często przywoływana w mojej głowie. Poza delikatną zmianą fryzury nie dało się nie zauważyć jeszcze jednego, bardzo istotnego faktu – był całkowicie nagi, a przez to jeszcze bardziej kuszący... zwłaszcza, gdy we krwi ma się więcej niż pół promila.
„Oh... wyglądasz zniewalająco...” - wymruczał do mikrofonu. „Właśnie taką Cię zapamiętałem! Te czarujące oczy, słodkie usta i niewinne rumieńce na policzkach... Tylko nie mogę przypomnieć sobie Twoich ramion. Bardzo proszę, uchyl nieco ramiączko sukienki, żebym mógł je zobaczyć.”
Szczerząc przed nim zęby w rozkosznym uśmiechu, delikatnie zsunęłam z siebie oba skrawki materiału.
„Takie piękne i gładkie. Mógłbym Cię po nich całować, podczas gdy moja męskość delektowałaby się Twoim wnętrzem, zapewne słodkim jak miód i ciepłym jak dzisiejsze słońce...” - wymruczał zalotnie.
„Kto by pomyślał, że z Ciebie taki romantyk!” - odparłam rozbawiona.
„Romantyk? Bliżej mi teraz do napalonego erotomana, który tylko myśli, jak najszybciej Cię zdobyć i pozbawić tej de facto ślicznej sukienki...”
„Niby jak chciałbyś to zrobić?”
„To oczywiste, Skarbie. Twoimi rękoma...”
Wiedziałam już, czego pragnął tej nocy – widoku mojego ciała. Dlaczego miałabym mu odmówić tej ulotnej przyjemności? Przy nim moje lęki i nieśmiałość jakby odchodziły w niepamięć... Właśnie dlatego postanowiłam podarować mu to, o czym właśnie marzył. Ustawiłam komputer na drewnianej komodzie, a sama stanęłam na środku sypialni, tuż obok łóżka. Jeszcze tylko nastrojowa muzyka... i byłam już w swoim świecie. W rytmie sensualnego jazzu wiłam się w swoim erotycznym tańcu, niczym przy niewidzialnej rurze, a on zabawiał się ze sobą. Delikatnie rozsunęłam złoty suwak mojej małej czarnej, powoli odkrywając przed nim uroki koronkowej, czarnej bielizny. Szczęśliwie miałam na sobie również pas do pończoch, który doskonale komponował się zresztą seksualnej stylizacji.
„Mój Aniele...” - dyszał ciężko, podczas gdy ja wypinałam ku niemu swoje gładkie i jędrne pośladki, poklepując się po nich od czasu do czasu, niczym niewinna i słodka, nastoletnia call girl. Rozpinając swój biustonosz wiedziałam już, że mam go w garści. Odwróciłam się plecami do widza, zawirowałam kilkukrotnie nad głową właśnie zrzuconym elementem bielizny, by jeszcze przez chwilkę utrzymać go w niepewności. Wreszcie odsłoniłam przed nim swoje piersi, wciąż zabawiając się ich owalem w rytmie saksofonu. Delikatnie szczypałam swoje sutki, rozchylając przy tym usta i zamykając powieki, jak gdybym właśnie przeżywała najlepszy orgazm swojego dziesięciolecia. Jego pieszczoty zaczęły przyspieszać, a ja właśnie odpinałam koronkowy pas z kokardkami, pozostając już właściwie w samych stringach, nie licząc grafitowych pończoch i burgundowych szpilek. Moje podniecenie również sięgało już zenitu, co przełożyło się również na wyraz tego sensualnego tańca. Delikatnie gładziłam się po podbrzuszu, udach i wzgórku łonowym, od czasu do czasu opuszczając cieniutki materiał coraz niżej linii bioder. Aż wreszcie zsunęłam je całkowicie.
„O tak... taaak...” - jęczał mój internetowy kochanek.
Byłam prawie pewna, że zaraz osiągnie swój szczyt. Aby dostarczyć mu jeszcze większej dawki stymulujących widoczków, seksownie zabawiałam się swoimi kobiecymi wdziękami. Moje paluszki wślizgiwały się coraz głębiej pomiędzy uda, wypełniając całe ciało nieopisaną falą nadchodzącej rozkoszy. Im mocniej pieściłam się na jego oczach, tym szybciej oboje wspinaliśmy się na szczyt.

Osiągając apogeum swojej rozkoszy, ostatnim tchem wykrzyknęłam jego imię... A on powtórzył moje.

Opadłam na łóżko, na stosik zrzuconych właśnie ubrań. I było mi dobrze... Nie! Było mi wspaniale, cudownie, zniewalająco!

Musimy się wreszcie spotkać na żywo. Doskonała przystawka zwiększa apetyt na danie główne.


~Fantazyjna
 

fankabbb

Cichy Podglądacz
Przyjemne i ciepłe promienie słoneczne powoli wdzierały się przez niezaciągnięte żaluzje. Dzień budził się leniwie i spokojnie, rozlewając po mojej sypialni wiosenną świeżość. Przeciągnęłam się z wdziękiem kocicy się w miękkiej, pachnącej olejkiem lawendowym pościeli, spoglądając kątem oka na stojący obok łóżka budzik. Było już kilka minut po siódmej i dlatego instynktownie zerwałam się na równe nogi. Łapiąc w pośpiechu rzucony na toaletkę szlafrok, z impetem wbiegłam do łazienki. Dopiero kiedy moje ciało zrosiły obficie strumienie chłodnej wody, zorientowałam się… że tego dnia miałam dzień wolny od pracy! Mój szef nagrodził mnie w ten sposób za dwutygodniową pracę nad bardzo ważną inwestycją, a ja z przyzwyczajenia zapomniałam o tym fakcie… Prysznic oczywiście dokończyłam, lecz w nieco cieplejszej wodzie. Mając cały poranek dla siebie, wykorzystałam go na nałożenie maseczki i staranne wmasowanie masła kakaowego w całe ciało. Nim jednak zabrałam się za przygotowanie pożywnego śniadanka, postanowiłam jeszcze przez chwilę przytulić głowę do poduszki…Ding-dong! Z przyjemnej drzemki wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Byłam szczerze zdziwiona tym faktem, bowiem nie spodziewałam się wówczas żadnych odwiedzin, wliczając w to nawet kuriera i listonosza. Leniwie zwlekłam się z łóżka, a że ubrana byłam jedynie w różową, koronkową bieliznę, zarzuciłam na siebie cieniutki, satynowy szlafroczek i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je niemal bezwiednie, bez zerkania przez wizjer.
„Cześć Weronika! Jak się masz?”
Zszokowana wpatrywałam się w przybysza z otwartymi ustami. Przez kilkanaście minut nie odróżniałam docierających do mnie bodźców z jednego, prostego powodu… w progu moich drzwi stał Tomek. Przystojny – jak zwykle, szarmancki – jak zwykle, zniewalający – jak zwykle. Tylko co go do mnie sprowadziło?
„Wejdź proszę…” – szepnęłam zakłopotana, osłaniając niezakryte ciało szlafrokiem. Fakt ten oczywiście nie umknął jego uwadze.
„Wybacz, że nachodzę Cię o tej porze, ale nie mogłem Cię uprzedzić. Zdaje się, że masz wyłączony telefon. [Racja. Rozładował się.] Szef potrzebuje Twojej sygnatury na kilku papierkach i to podobno bardzo pilnych. Normalnie pewnie nie fatygowałby mnie do Ciebie, ale przecież nie chciał psuć Ci urlopu, który sam podarował…”
Instynktownie wyczułam w jego głosie nutkę zazdrości.
„Pokaż mi te dokumenty. Załatwimy to od razu.”
Posłusznie podsunął mi kilka druczków i długopis, na których starannie wykaligrafowałam swoje imię i nazwisko.
„To wszystko?” – zapytałam z uśmiechem.
„Tak… chociaż… pomyślałem, że skoro już niepokoję Cię wczesnym rankiem, to przynajmniej zaserwuję Ci śniadanie.” Mówiąc to wyciągnął z papierowej torebki dwie duże kawy, świeżo wypieczone bajgle i pękate donuty z różowym lukrem. Byłam tym doprawdy poruszona i zaskoczona.
„Rozumiem, że zjesz ze mną?”
„Przewidziałem, że mi to zaproponujesz…” – przyznał nieskromnie. Uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do stolika w kuchni.
Pochłanialiśmy śniadanie śmiejąc się i dyskutując o wydarzeniach w naszej firmie, gdy nagle jego telefon zadzwonił.
„Tak tak, szefie. Już wracam. Będę niebawem… Za godzinę. Dlaczego tak późno? Mam jeszcze bardzo ważną sprawę do załatwienia.”
„O jaką sprawę chodzi?” – zapytałam, gdy zakończył rozmowę.
Nie odpowiedział, lecz uśmiechnął się zalotnie, spoglądając na mnie w taki sposób, że rozkoszne ciarki wystąpiły na moich plecach. Wbijając swój wzrok w moje usta umazane różowym lukrem, delikatnie nasunął dłoń na moje kolano.
„Weronika… Jesteś bystrą dziewczyną. Przecież wiesz…”
Zastygłam w bezruchu, a wtedy jego język bez skrępowania zdjął z moich ust resztkę słodyczy. Łagodnie pogładził mnie zewnętrzną stroną dłoni po policzku, delikatnie rozwiązując i opuszczając po moich ramionach satynowy szlafrok. Zadrżałam, pokrywając się rumieńcem skrępowania i nieśmiałości. Nie uszło to jego uwadze.
„Tak słodka, tak niewinna… Gdyby nie te obłędne piersi mógłbym pomyśleć, że oto trzymam w swoich ramionach nastoletnią dziewicę…” – rozmarzył się. Po chwili zabawy z zapięciem mojego biustonosza, ponownie wpił się w moje usta, a ja nieśmiało odwzajemniłam jego pocałunek. Wówczas jego ręka delikatnie wsunęła się pod materiał mojej bielizny, bardzo szybko odnajdując najczulsze punkty mojej kobiecości. Postanowił pozostać tam, dopóki jego palce nie uświadczyły wilgotnej i ciepłej stróżki, wypływającej z mojego wnętrza. Międzyczasie całą moją szyję, piersi i włosy pokrył milionem czułych pocałunków… tak starannych i przemyślanych, jak gdyby ten moment zaplanował od pierwszego dnia pracy przy biurku obok… Zna mnie bardzo dobrze. Wie jaką pijam kawę i co jadam na śniadanie. Przekonałam się też, że jest on również doskonale zorientowany w pieszczotach, które sprawiają mi największą przyjemność. Tak wiele serca i czułości wkładał w każdy dotyk popełniony na mojej skórze, że nie sposób było odmówić mu drobnego rewanżu, kiedy zniecierpliwiony popychał moją głowę ku dołowi… Jego rozporek dosłownie pękał w szwach. Należało wreszcie uwolnić jego męskość z okowów bawełnianych bokserek i eleganckich spodni, a potem delikatnie pieścić ustami i palcami otaczające go klejnoty. Delikatnie przygryzałam od czasu do czasu aksamitnie gładką skórę, wodząc wskazującym palcem po centralnie przebiegającym szwie.

„Dość już, bo oszaleję…” – wymruczał mi nad uchem, a zaraz potem popchnął moje usta na swoją potężną męskość. Zakrztusiłam się, a wtedy on cicho zaśmiał się, jeszcze mocniej przyciskając się do mojego gardła. Nie mogłam złapać już tchu, a on wciąż penetrował zakamarki moich ust, przeplatając obie ręce kosmykami moich włosów. Nagle przerwał pieszczotę i pochwycił moje ciało, ostentacyjnie rzucając je na kuchenny stół, niczym szmacianą lalkę. Jego agresywne zagrania przeplatały się z momentami czułości, delikatności i gracji… to niezwykłe, jak elastyczne i zaskakujące potrafią być męskie preferencje i zachowania. Wciąż mając przed oczami jego podniecony wyraz twarzy, sama wreszcie poczułam się gotowa na przyjęcie go wewnątrz mnie. Doskonale wiedział o tym, jak gdyby jego męska intuicja czytała z moich myśli niczym z otwartej księgi. Przez chwilę gładził moją wilgotną łechtaczkę miękkim czubkiem penisa, a kiedy z mojego gardła wyrwał się pierwszy jęk, gładko i swobodnie wsunął się we mnie całą swoją obfitością i ciężarem… Odkryłam, że nasze ciała pasują do siebie jak dwa puzzle tej samej układanki. Uzupełnialiśmy się, tworząc ciasny układ wzajemnych pieszczot i stymulacji, budujących w nas jeszcze większą pasję i pożądanie. Przyspieszaliśmy tempa i na powrót zwalnialiśmy je, gdy temperatura podnosiła się zbyt wysoko. Nie chcieliśmy przecież, by nasze ciała zbyt szybko i zbyt łatwo odurzyły się potężną dawką orgazmowych endorfin. Ach, jakże było to trudne wyzwanie. Zwłaszcza, gdy jego dłonie ponownie zanurzyły się między moimi piersiami, zaciskając na nich głodne dotyku palce. Niespodziewanie, w tej samej chwili przeszyła nas fala nieopisanej rozkoszy. W tej samej sekundzie, powtórzyliśmy swoje imiona, jak w najczulszych momentach amerykańskich filmów „lekko erotycznych”. Spełnieni i radośni, rześcy jak wiosenne słońce, złączyliśmy się w romantycznym uścisku, który Tomek z gracją przeniósł na łóżko w sypialni. Wpatrując się w moje oczy, wciąż gładził ramiona i policzki, wykrzywiając swoje usta w rozmarzonym uśmiechu.
„Szef pewnie mnie zabije, ale nie dbam o to. Oddałbym wszystko, żeby móc to jeszcze powtórzyć.”
„Oczywiście, że możesz…” – pomyślałam w duchu. Przecież nie wypowiem tego na głos, wolę wydawać mu się bardziej niedostępna. Nie musi tak od razu dowiadywać się, jak bardzo szaleję na jego punkcie…

… i jak fantazje o nim wypełniają całe moje wiosenne poranki… ;)
 

fankabbb

Cichy Podglądacz
nówka wpis! :)

„Czyż nie jest śliczny?”
„Tak! Jest cudowny! Taki malutki i słodki jak cukierek!”
„Jakie nosi imię?”
„Miki”
„Och! Zazdroszczę Ci, że go znalazłaś.” – oto jak koleżanki z pracy przyjęły wiadomość o moim nowym nabytku. Właściwie całe biuro żyło dziś akcją ratunkową w moim wykonaniu, chwaląc mnie za odwagę i chęć niesienia pomocy bezbronnym istotkom. Ze względów oczywistych pominęłam tę bardziej istotną dla mnie część wydarzeń, ale i bez kontekstu erotycznego cała historia zyskiwała na rozgłosie. Po pracy, jeszcze przed głównym wyjściem zagadnął mnie szef. Elegancki, szarmancki, z każdym dniem coraz przystojniejszy.
„Słyszałem, że przygarnęłaś małego Yorka. Nie wiedziałem, że lubisz zwierzęta.”
„Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz…” – szepnęłam zalotnie w jego stronę. Zauważając jego skrępowaną minę, dodałam małe wyjaśnienie:
„Zawsze kochałam psy. Myślałam nawet o kupnie szczeniaczka jakiś czas temu i szukałam odpowiedniego dla siebie. Widać, że sytuacja się odwróciła i to on mnie znalazł.”

Szef uśmiechnął się pod nosem, otwierając mi drzwi. Kątem oka dostrzegłam, jak wodzi wzrokiem po mojej pupie.
„Może podwiozę Cię do domu? Będę jechał w tamtym kierunku, więc jeśli masz ochotę…” – zaproponował nieśmiało.
„Jasne! Dziękuję. Zawsze to lepsza alternatywa od podróży zatłoczonym autobusem miejskim.” – odparłam zadowolona.
„Cóż, chyba czas pomyśleć o samochodzie służbowym dla Ciebie. Myślę, że zasługujesz nie tylko na awans, ale i wiele większych udogodnień…” – wyszeptał tuż obok mnie, otwierając mi drzwi do swojego Porsche. – „Jesteś mi bardzo potrzebna.”

Szok i niedowierzanie. Czyż może zdarzyć się coś lepszego od takiej pochwały i zapowiedzi awansu? A jednak – może. Podjeżdżając na parking nieopodal mojego mieszkania, drogę gwałtownie zajechał nam czerwony mustang, którego właściciela zdążyłam już poznać. Serce zabiło mi jak oszalałe. Oby tylko nie doszło do starcia między nimi. Niestety…
„Pan wybaczy – krzyknął przez odsuniętą szybę do właśnie wysiadającego Bartka – ale właśnie bezczelnie zablokował mi Pan wyjazd tej strony. To zupełny brak kultury.”

Zmroziło mi krew w żyłach.
„Ależ absolutnie. Mam prawo tutaj stać. To miejsce parkingowe jak każde inne. Nich Pan nie będzie takim frustratem.” – odparł drwiąco Bartek. I wtedy zauważył mnie, siedzącą w samochodzie szefa. Nie wyglądał na zadowolonego, jednak zachował resztki przyzwoitości i nie zdradził faktu istnienia między nami jakiejkolwiek zażyłości. Podziękowałam szefowi za podwiezienie, a ten odjechał z parkingu z piskiem opon. Musiał być koszmarnie wściekły. Jestem jednak prawie pewna, że widział, jak Bartek pocałował mnie na powitanie i szybko zaciągnął w stronę mieszkania. Jaka była prawda, nie dowiem się pewnie nigdy. Chociażâ€Ś
„Kto to był? Ten facet, który podrzucił Cię z pracy?” – zagadnął mnie, gdy leżąc wygodnie z drzemiącym pomiędzy nami Mikim popijaliśmy wspaniałe różowe wino.
„To mój szef. Ale nie musisz być o niego zazdrosny. Nic mnie z nim nie łączy.” – dodałam na wszelki wypadek.

Uśmiechnął się łagodnie, przeczesując palcami moje włosy.
„Jestem zaskoczona, że jeszcze dziś przyjechałeś. Nie myślałam, że zobaczę Cię tak szybko.” – przyznałam po dłuższej chwili milczenia.
„Przecież obiecałem… Obiecałem, że to nie będzie koniec.”
„Więc to tylko początek.”
„Mam nadzieję. Ale najwięcej zależy od Ciebie…”

Teraz to ja spuściłam oczy po sobie, czując obezwładniające mnie zawstydzenie. Wtedy Bartek uniósł mój podbródek i ponownie spojrzał na mnie tak głęboko, że jego wzrok dotarł we mnie tam, gdzie byłam już naprawdę wilgotna.
„Nie potrafię tego powstrzymać, co dzieje się w mojej głowie. Cały czas myślę o Twoim ciele i nadal mam ochotę…
„Gdzie jest Miki?” – nagle zdałam sobie sprawę z nieobecności mojego pupila – „Miki!”

Wtedy spod łóżka wybiegł zadowolony piesek, trzymający w pyszczku małe plastikowe opakowanie. Aż zastygłam w bezruchu widząc, jak Bartek spogląda na pudełko, a potem na mnie, z coraz to większym niedowierzaniem… Elastyczny wibrator analny. Jeszcze nie odpakowany. Co za historia…
„Hej, Mała! Nie wiedziałem, że lubisz takie zabaweczki!” – zaśmiał się serdecznie.
„Ja … tylko… to znaczy…” – jąkałam się czerwona jak dorodne jabłuszko w sadzie.
„Skarbie! Nie musisz mi się tłumaczyć. Ale to miłe z Twojej strony, że zostawiłaś testowanie tego cudeńka właśnie dla mnie…”

I nim zdążyłam wytłumaczyć swoje pozorne zamiłowanie do zabawkowych dewiacji, Bartek z rozbawieniem wydobył jego zawartość, a potem wyciągnął kieliszek z mojej dłoni i odłożył do na bok. Ponownie przyciągnął mnie do siebie, a że byliśmy już w samej bieliźnie, to nie trudno było zauważyć jego potężną erekcję pod bokserkami.
„No dalej, wiesz co robić…”

Oczywiście, byłam w pełni świadoma, czego potrzeba przystojniakowi takiemu jak on. Zsunęłam więc tylko elastyczną bieliznę i uwolniłam jego męskość z okowów materiału. Wyczuwając bliską obecność kobiecych ust, zdawało się, że urósł jeszcze bardziej. Zapominając już o ówczesnej kompromitacji, zajęłam się pieszczotami jego najbardziej wrażliwych okolic. Początkowo tylko muskałam ustami sam delikatny czubek, aby potem wprowadzić go głęboko i wąsko, aż po same migdałki, łagodnie ssąc i obejmując językiem. Klęcząc przede mną na łóżku, wyciągnął dłonie przed siebie i powoli odchylił sznureczek moich stringów, masując pełen owal pośladków. Jego palce bardzo szybko zawędrowały wtedy w okolice mojej drugiej szczelinki. Nie przejęłam się tym i z pasją kontynuowałam oralne pieszczoty mojego kochanka. Nagle coś wilgotnego i chłodnego wsunęło się między moje pośladki! Nim zdążyłam jednak zaprotestować, obezwładniły mnie absolutnie doskonałe wibracje, które tylko wzmogły mój apetyt na więcej. Podwójna rozkosz? Czemu nie… Wygięłam się jak kotka, mrucząco zachęcając partnera do odkrycia tajników wolnej i bardzo już spragnionej dziurki. Nie musiałam czekać zbyt długo. Wystarczyło kilka chwil, aby zaatakował mnie od tyłu i nacierając z pełnym impetem wypełnił mnie aż po brzegi. Fala rozkoszy przelała się przez nasze ciała, odbierając nam dar trzeźwego myślenia. Teraz liczyła się dla nas tylko ta chwila i ten moment, gdy on, tak łagodnie i spokojnie przesuwał się w moim ciele, odczuwając także wibracje, którymi rozmyślny gadżet raczył wnętrze mojej drugiej szczelinki. Bartek jeszcze w połowie się nie rozgrzał, kiedy ja szczytowałam po raz pierwszy, krzycząc i wijąc się pod ciężarem jego ciała. Nie zamierzał ustąpić nawet na sekundę, pragnąc czerpać ze mnie każdą intensywną impulsację pobudzonych przez orgazm mięśni. Kolejna dawka rozkoszy znów narastała w szaleńczym tempie, nie pozwalając mi oddychać i krzyczeć. Jedynie pojedyncze półsłówka mogły wydobywać się z mojego gardła. Bartek oddychał coraz szybciej i szybciej, a ułożonymi na biodrach dłońmi przyciągał mnie co raz szybciej ku sobie. Od czasu do czasu badał palcami moje sterczące sutki lub też przesuwał się niżej, drażniąc opuszkami chętną do zabawy łechtaczkę. Kolejny orgazm wstrząsnął moim ciałem, nad którym praktycznie nie miałam już władzy. Opadłam bezładnie na miękką pościel, pozwalając mu w pośpiechu opuścić moje ciało. Prawą ręką odsłonił moje długie włosy i natychmiast sam dostąpił niebagatelnej ekstazy. Nektar jego rozkoszy obficie zrosił moje pośladki, plecy i uda, spływając perlistymi kropelkami po napiętej skórze, wprost na śnieżnobiałe prześcieradło.

Tej całej scenie przyglądał się Miki, przechylając swoją mądrą główkę na bok. Nie przeszkadzał, nie podchodził, pozwalając nam nacieszyć się w pełni swoją obecnością. Zupełnie jak gdyby cieszył się z takiego obrotu sprawy… Mądry piesek.



~Fantazyjna
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

Podobne tematy

Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry